CHMURKA I WICHEREK

...życie tutaj jest także fikcją, choć nie zawsze...

14 grudnia 2020

ZAPISKI Z CZASÓW DYKTATURY (120-121) MIĘKISZON. PAMIĄTKA Z PODRÓŻY.

 

120.

Kim jest ten solidarny polityk, o którym parafrazując powiedzenie mojego matematyka, rzekłbym: - pamiętaj, cholero, nie mnóż i nie dziel przez tego pana? No ten, co wymięka, miękiszon, o nim mowa. Do diabła z nim, ale kiedy się go słucha, od czasu do czasu, bo bez przerwy się nie da, więc kiedy się go słucha, przypomina mi się to, o czym kiedyś mówiłem, może też pisałem. Są tacy politycy, którzy w obliczu kamer kładą na pieńku szyję… żeby nie było żadnych skojarzeń… gęsi, drugą ręką chwytają tasak i jednym sprawnym ruchem oddzielają głowę ptaka od reszty ciała. Kamera na ruch podatna zarejestrowała ten wyczyn, telepisekspress i owszem rozpowszechnił już to słynne cięcie, a po tygodniu ziobro jak gdyby nigdy nic powiada do kamery, że to nie on uśmiercił gęsinę. W jaki sposób tacy ludzie się rodzą, gdzie się rzeczony ziobro „ulung”? Prawdopodobnie ten niewątpliwie śmieszny pan osądza innych po sobie, a jego bardzo mały rozumek podpowiada mu, że pozostali żyjący na naszej planecie tak jak i on sam, rozumek mają śmiesznie mały lub wręcz go postradali.

121.

Ma początek dla wprowadzenia w norweski klimat obraz najwybitniejszego norweskiego malarza - ekspresjonisty i przedstawiciela syblolizmu, Edvarda Muncha - "Popioły"


Rok temu o tej porze przygotowywałem się do odlotu z jednego z lotnisk w pobliżu Oslo, jednakowoż 13 grudnia miały miejsce pewne perturbacje z ubezpieczycielem i dopiero nazajutrz pojawiła się u mnie opiekunka, z którą miałem się udać w podróż powrotną do kraju. W końcu wyruszyłem ze szpitala karetką 15 grudnia we wczesnych godzinach wieczornych, aby po ponad godzinie przybyć na lotnisko. Tam poczekałem jeszcze z półtorej godziny. Pamiętam, że na lotnisku było zimno i wietrznie, a ciekawostką dla mnie było to, w jaki sposób dostałem się na samolot – dostarczono mnie dźwigiem przez wejście przy ogonie statku powietrznego. Firma ubezpieczeniowa, nie powiem, zadbała o mnie, wykupując trzy miejsca, abym mógł się położyć ma fotelach. Komfortu nie miałem, to fakt, ale mimo wszystko lepsze to niż siedzenie na sztywno na jednym miejscu, zwłaszcza że to był czas, kiedy nie mogłem usiedzieć dziesięciu minut. Lot nie dłużył mi się, a w Warszawie czekała mnie miła niespodzianka – dźwig, zdecydowanie lepszy niż na lotnisku w Oslo, czekał już na mnie i korzystając z wózka dla niepełnosprawnych podstawionego dla mnie przez personel lotniska przejechałem wprost do czekającej na mnie i opiekunkę przewozówki, a stamtąd do szpitala w Kutnie. Chociaż jechało się szybko, to ta część podróży była najtrudniejsza – byłem zmęczony i… głodny. W samym szpitalu jeszcze perturbacje, bo nie chciano mnie początkowo zbadać (firma transportowa działająca na polecenie ubezpieczyciela musiała mieć „podkładkę” w postaci przebadania mnie przez kutnowskich lekarzy. Chodziło o potwierdzenie, że podczas podróży z Norwegii stan mojego zdrowia nie pogorszył się. I potem już grubo po północy czyli 16-go grudnia dojechałem do domu.

W taki oto sposób skończyła się dla mnie przygoda z pracą w transporcie międzynarodowym. Co się stało z tym tirem, który doprowadził do zderzenia i prowadzącym go obywatelem Rosji do dzisiaj nie wiem, ale kierowcy raczej nic się nie stało (dopytywałem się jeszcze w szpitalu), bo moją renówkę ścięła naczepa, nie zaś sam ciągnik siodłowy.


[14.12.2020, Toruń]

2 komentarze:

  1. Nie wiem, gdzie się ulung, ale powinno się zrobić niektórym badania psychiatryczne, w końcu stoją na świeczniku i wiele od nich zależy...
    Popatrz, ile to czasu minęło, co tam auto, ważne, że Ty dochodzisz do siebie:-)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. dochodzę, i to cieszy, aczkolwiek opóźnia się kolano, bez którego chodzić normalnie nie sposób

      Usuń