120.
Kim
jest ten solidarny polityk, o którym parafrazując powiedzenie
mojego matematyka, rzekłbym: - pamiętaj, cholero, nie mnóż i nie
dziel przez tego pana? No ten, co wymięka, miękiszon, o nim mowa.
Do diabła z nim, ale kiedy się go słucha, od czasu do czasu, bo
bez przerwy się nie da, więc kiedy się go słucha, przypomina mi
się to, o czym kiedyś mówiłem, może też pisałem. Są tacy
politycy, którzy w obliczu kamer kładą na pieńku szyję… żeby
nie było żadnych skojarzeń… gęsi, drugą ręką chwytają tasak
i jednym sprawnym ruchem oddzielają głowę ptaka od reszty ciała.
Kamera na ruch podatna zarejestrowała ten wyczyn, telepisekspress i
owszem rozpowszechnił już to słynne cięcie, a po tygodniu ziobro
jak gdyby nigdy nic powiada do kamery, że to nie on uśmiercił
gęsinę. W jaki sposób tacy ludzie się rodzą, gdzie się rzeczony
ziobro „ulung”? Prawdopodobnie ten niewątpliwie śmieszny pan
osądza innych po sobie, a jego bardzo mały rozumek podpowiada mu,
że pozostali żyjący na naszej planecie tak jak i on sam, rozumek
mają śmiesznie mały lub wręcz go postradali.
121.
Ma początek dla wprowadzenia w norweski klimat obraz najwybitniejszego norweskiego malarza - ekspresjonisty i przedstawiciela syblolizmu, Edvarda Muncha - "Popioły"

Rok
temu o tej porze przygotowywałem się do odlotu z jednego z lotnisk
w pobliżu Oslo, jednakowoż 13 grudnia miały miejsce pewne
perturbacje z ubezpieczycielem i dopiero nazajutrz pojawiła się u
mnie opiekunka, z którą miałem się udać w podróż powrotną do
kraju. W końcu wyruszyłem ze szpitala karetką 15 grudnia we
wczesnych godzinach wieczornych, aby po ponad godzinie przybyć na
lotnisko. Tam poczekałem jeszcze z półtorej godziny. Pamiętam, że
na lotnisku było zimno i wietrznie, a ciekawostką dla mnie było
to, w jaki sposób dostałem się na samolot – dostarczono mnie
dźwigiem przez wejście przy ogonie statku powietrznego. Firma
ubezpieczeniowa, nie powiem, zadbała o mnie, wykupując trzy
miejsca, abym mógł się położyć ma fotelach. Komfortu nie
miałem, to fakt, ale mimo wszystko lepsze to niż siedzenie na
sztywno na jednym miejscu, zwłaszcza że to był czas, kiedy nie
mogłem usiedzieć dziesięciu minut. Lot nie dłużył mi się, a w
Warszawie czekała mnie miła niespodzianka – dźwig, zdecydowanie
lepszy niż na lotnisku w Oslo, czekał już na mnie i korzystając z
wózka dla niepełnosprawnych podstawionego dla mnie przez personel
lotniska przejechałem wprost do czekającej na mnie i opiekunkę
przewozówki, a stamtąd do szpitala w Kutnie. Chociaż jechało się
szybko, to ta część podróży była najtrudniejsza – byłem
zmęczony i… głodny. W samym szpitalu jeszcze perturbacje, bo nie
chciano mnie początkowo zbadać (firma transportowa działająca na
polecenie ubezpieczyciela musiała mieć „podkładkę” w postaci
przebadania mnie przez kutnowskich lekarzy. Chodziło o
potwierdzenie, że podczas podróży z Norwegii stan mojego zdrowia
nie pogorszył się. I potem już grubo po północy czyli 16-go
grudnia dojechałem do domu.
W
taki oto sposób skończyła się dla mnie przygoda z pracą w
transporcie międzynarodowym. Co się stało z tym tirem, który
doprowadził do zderzenia i prowadzącym go obywatelem Rosji do
dzisiaj nie wiem, ale kierowcy raczej nic się nie stało
(dopytywałem się jeszcze w szpitalu), bo moją renówkę ścięła
naczepa, nie zaś sam ciągnik siodłowy.
[14.12.2020,
Toruń]
Nie wiem, gdzie się ulung, ale powinno się zrobić niektórym badania psychiatryczne, w końcu stoją na świeczniku i wiele od nich zależy...
OdpowiedzUsuńPopatrz, ile to czasu minęło, co tam auto, ważne, że Ty dochodzisz do siebie:-)
dochodzę, i to cieszy, aczkolwiek opóźnia się kolano, bez którego chodzić normalnie nie sposób
Usuń