ŻYCZENIA

ZDROWYCH, POGODNYCH I RADOSNYCH ŚWIĄT

CHMURKA I WICHEREK

...życie tutaj jest także fikcją, choć nie zawsze...

27 grudnia 2020

ZAPISKI Z CZASÓW DYKTATURY (168-170) PUSTE PUSTE MIEJSCE. BEZ KOMENTARZA. PRZEDŚWIĄTECZNIE DRZEWIEJ.

 

168.

Czasami oglądam sobie „Brzoza TV” - filmiki prankera, który przedstawia różne zachowania ludzi filmowanych ukrytą kamerą. „Brzoza” aranżuje pewne sytuacje, „wchodzi” w nie, chcąc uzyskać odpowiedź, jacy właściwie jesteśmy, w jaki sposób reagujemy na pewne humorystyczne zdarzenia, ale i na te poważniejsze. Akurat filmik (ubiegłoroczny) podsunięty gościom kawiarenki poniżej, należy do tych poważniejszych, gdyż autor zechciał w nim pokazać, czy świąteczny zwyczaj polegający na zostawieniu przy wigilijnym stole wolnego miejsca dla osoby samotnej a zbłąkanej ma rację bytu wśród ludzi – chrześcijan i katolików, których w naszym kraju jest najwięcej. „Brzoza” na zeszłoroczną wigilię odwiedza polską wieś, gdzie akcenty religijne są deklarowane wysoko. „Brzoza” jako bezdomny, a w każdym bądź razie samotny próbował dostać się na to wolne miejsce przy stole. Jakie były tego efekty? Nie odpowiem. Proszę obejrzeć przynajmniej kilka pierwszych scen. Uszczknę, co najwyżej, rąbka tajemnicy – stosunek wyniósł 1 do 10.



169.

Pisowska telewizja odwiedziła w te dni jeden ze sklepów w Waszyngtonie, sklep, którego właścicielką jest pani Krystyna Arhens, Polka, która na nieszczęście na bluzeczce / sukience nad fartuszkiem umieściła była serduszko Wielkiej Orkiestry Świątecznej Pomocy Jurka Owsiaka. Na nieszczęście, bo jakiś pismontażysta postarał się, aby widownia pistelewizji nie zauważyła tegoż serduszka, które po prostu zamazano. Około 3 lata temu telewizja pisowska zamazała serduszko jednego z posłów Koalicji Obywatelskiej. Wtedy to pan prezes kurski z rozbawieniem stwierdził, że „Tajemnicze zniknięcie (serduszka WOŚP) z kurtki pana posła musiało być robotą Belzebuba".

Te dwie scenki właściwie nie nadają się do komentowania.

170.

Trudno powiedzieć, czy w czasie mojego dzieciństwa okresowi Bożego Narodzenia towarzyszyła śnieżna zima. Pewnie częściej padał śnieg, ale czy zawsze? Obowiązywała zasada: „jak Barbara po wodzie, Boże Narodzenie po lodzie”, no i rzeczywiście ślizgało się jeszcze przed wigilią albo była chlapa i dopiero w drugi dzień świąt przymroziło i spadło białe szaleństwo. Generalnie więcej było zimy w święta, więcej śniegu i mrozu, co sprawiało, że te dawne święta wspomina się z sentymentem nie tylko dlatego, że było się dzieckiem, ale także z powodu niezwykłych okoliczności przyrody.

Jak przez sen pamiętam te czasy, gdy byłem bąblem nie chodzącym jeszcze do szkoły, ale jak tu nie pamiętać, skoro przed każdymi świętami odbywały się rytuały:

malowanie podłóg w kuchni i przedpokoju mahoniową farbą (ojciec, dziadek, trochę ja)

- nadzwyczajne pranie uwieńczone wycieczką do magla (mama z babcią; do magla ja z babcią)

- nadzwyczajne porządki, których jednym z kulminacyjnych punktów było trzepanie dywanów (w tym miejscu ważna uwaga: jeśli przed wigilią spadł śnieg takie trzepanie odbywało się najpierw w taki sposób, że rzucało się taki dywan wierzchnią stroną na śnieg i tak potraktowany kobierzec bito wiklinową trzepaczką, po czym dopiero zawieszano go na podwórkowy trzepak) – ojciec.

- wstawianie drugich okien, uszczelnianie ich, mycie (ojciec z mamą) – takie podwójne okna to prawdziwy skarb na srogą zimę; w 3 pokojach najczęściej wietrzyło się za pomocą lufcików, w kuchni otwierało się całe podwójne okno,

- wypieki (babcia)

- mięsa, sałatki, ryby, wędliny i tym podobne (babcia, mama, ojciec)

- choinka – pozyskanie i ubranie – ojciec, mama i ja

- zaopatrzenie w wodę (głównie ojciec). Kiedy byłem brzdącem nie mieliśmy bieżącej wody (wodę podłączono mniej więcej w tym samym czasie kiedy zakupiliśmy telewizor marki Aladyn). Po naszą kamienicę przyjeżdżał beczkowóz, nie wiadomo czemu nazywany przez nas „oksetem”. Wody właściwie zawsze starczało, lecz trzeba ją było przetransportować na pierwsze piętro My gromadziliśmy wodę w prostokątnym metalowym pojemniku (120x100x50) stojącym przy drzwiach na korytarzu oraz w wiadrach. Ubikacja była na zewnątrz mieszkania, a podczas zimy do prania używaliśmy wody ze stopionego śniegu. W lecie obowiązkowo stosowało się np. deszczówkę do mycia głowy, dodajmy z wielkim sukcesem jeśli chodzi o stan włosów po umyciu.

I można było przystępować do wigilii, do świąt, ale wcześniej pospacerować sobie po śniegu...


[27.12.2020, Toruń]

2 komentarze:

  1. Obejrzałam filmiki z ciekawością, myślę, że w miastach byłoby jeszcze gorzej, a może nie?
    Przedyskutowałam nawet z mężem i to chyba w dużej mierze wina strachu przed tym, czym straszą w mediach...lub jak w dowcipie - miejsce puste ma takim pozostać i kropka.
    Pamiętam z czasów byłych, że śnieg zaczynał padać w Sylwestra:-)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ten filmik jest z zeszłego roku, kiedy jeszcze nie było pandemii w Polsce. Podejrzewam, że w obecne święta byłoby nawet z obiektywnych względów gorzej. Inna rzecz, że w katolicyzmie deklarowana miłość do bliźniego to jednak nie to samo co prawdziwa miłość do bliźniego. Nie spodziewałem się, że aż tak wielu mieszkańców wsi wyjeżdża na święta... a gadziny same??? :-)

      Usuń