ŻYCZENIA

ZDROWYCH, POGODNYCH I RADOSNYCH ŚWIĄT

CHMURKA I WICHEREK

...życie tutaj jest także fikcją, choć nie zawsze...

02 grudnia 2020

DNIE I NOCE DO INNYCH NIEPODOBNE (6) OSTATNI

 6.

Postanowiłem przespać się do tego jutrzejszego wybudzenia, ale sen nie nadchodził, denerwowałem się do tego stopnia, że zacząłem wątpić, czy przebudzenie jest mi w ogóle do czegokolwiek potrzebne. Niech nikt sobie nie myśli, że to takie głupie wątpliwości. Od czego mam uciec? Od Weroniki, z którą ukradliśmy dwoje dzieci? Od tego pensjonatu, który nas połączył? A może od tej dziewczyny, która dzień za dniem, noc za nocą towarzyszyła mojemu snowi? Doszedłem do wniosku, że wolałbym, aby czas zatrzymał się na mojej śpiączce ze wszystkimi jej konsekwencjami. Ja przecież nie pamiętałem nic ze świata, z którego przybyłem, nie wiedziałem, jak się tu znalazłem, jakie zdarzenie doprowadziło do tego, że leżę na szpitalnym łóżku unieruchomiony, udając przed światem, że niczego nie widzę, nie słyszę i nie czuję. Już chyba lepiej zostać mi tutaj, gdzie jest do kogo dziób otworzyć, aniżeli po wybudzeniu liczyć na to, że ktoś się mną zainteresuje.

Ona wchodziła do pokoju i wychodziła. Nocą błyszczało na jej czole światełko, a kiedy nastał dzień zjawiła się przy moim łóżku w towarzystwie lekarskiego gremium. W pewnym momencie usłyszałem jej głos skierowany do lekarza prowadzącego:

- Czy mogłabym zostać przy nim aż do momentu wybudzenia?

- To już kolejny przedłużony dyżur. Wytrzyma pani?

- Tak, panie profesorze.

- Właściwie to powinienem odmówić dla pani dobra. Nikt z personelu nie powinien tak bardzo angażować się w życie pacjenta. Przecież pani nie jest…

- A może jestem…

- Dobrze, w takim razie za godzinę podłączmy pacjenta do aparatury. Pani niech tymczasem zje śniadanie, a potem proszę pilnować wszystkich parametrów życiowych, od ciśnienia poprzez saturację, tętno, aż do badania poziomu cukru we krwi. Na tę chwilę nie krępujemy pacjenta, ale w każdym momencie, proszę potraktować to jako ścisłe polecenie do wykonania, proszę informować mnie o stanie aktywności pacjenta… jeżeli oczywiście uda nam się go uaktywnić… no i zasilanie kroplówką jedynie w chwili, gdy pacjent będzie właściwie zabezpieczony.

To już niedługo. Cały czas walczyły we mnie sprzeczne uczucia: poddać się procedurze wybudzania czy też jeszcze zaczekać. W końcu ona też nie wyraziła swego zdania w tej kwestii.

Tak jakby zagotowała się we mnie krew, jakbym osiągał stan niebywałego sprzeciwu, zacząłem wyrywać się ze szponów snu. Poczułem ten nieznośny ból, ból fizyczny i ból sprzeciwu, który nagle zawładnął mną, całym niespokojnym ciałem wyrywającym się gdzieś ponad, obok, poniżej. Po raz pierwszy orientuję się, że jestem w ruchu, że poruszam zdrową nogą, zdrową ręką, że próbuję wstać, w końcu wyciągam ręce, chcąc pochwycić w nie żyrandol… nie, jakiś wystający z powały pręt, próbuję poń sięgnąć….

- Proszę mocno trzymać przeguby jego dłoni! Zaraz przyniosę bandaż – słyszę.

Krępują mnie. Widzę ją. Ma wygaszoną latarenkę na czole.

- Już dobrze, już… panie profesorze, uspokaja się.

Wstrzykują jakąś gorącą ciecz do mojego wenflonu. Rzeczywiście, uspokajam się.

- Kim jesteś? - pytam, a mój głos ulega spowolnieniu, tak jakby ktoś przytrzymywał ruch kręcącej się płyty.

- Chodź do swojej mamusi, synku, chodź do mnie. Tak długo czekałam….


- Oj, narobił nam pan strachu, panie Adamie – po tygodniu głos profesora był wyjątkowo ciepły.

- Jest mi wstyd. Przypuszczam, że zachowywałem się skandalicznie – powiedziałem.

- Tak bywa po ciężkich urazach, gdy pacjent budzi się po śpiączce farmakologicznej. Muszę panu powiedzieć, że znane mi są z autopsji znacznie trudniejsze do ogarnięcia przypadki. W każdym razie cieszmy się, że zdołaliśmy pana wybudzić, bo wcale nie było to takie oczywiste, że powróci pan do świata żywych.

- Kiedy ja… kiedy ja wszystko słyszałem, wiedziałem, co się ze mną dzieje.

- To bardzo możliwe. Pacjenci często mówią o swoich doświadczeniach w śpiączce, ale na ile jest w tych opowieściach rzeczywistości, prawdy… trudno powiedzieć. Zapewne jest to ciekawy materiał dla specjalistów zajmujących się tą dziedziną badań. Jak się pan czuje?

- Znacznie lepiej, ale jeszcze odczuwam ból całej lewej części ciała.

To musi jeszcze potrwać. W tym momencie ważne są zrosty. Za chwilę przyjdzie czas na rehabilitację, ale najważniejsze jest pana nastawienie do rekonwalescencji. Pan musi chcieć sobie pomóc. Mam nadzieję, że pan to rozumie.

- Oczywiście – odparłem z pełnym zrozumieniem. - Panie profesorze, od dwóch dni nie widzę przy łóżku Leny.

Profesor prawdopodobnie był przygotowany na okoliczność poruszenia tematu dziewczyny ze światełkiem na głowie. Wydawał się być szczerze rozbawiony.

- Myślę, że Lena jest w okresie przygotowań do ślubu.

Zamarłem. Te słowa profesora odebrały mi oddech. Czyli…

- Niech pan sobie nie myśli, że świadkowe w takich sytuacjach nie mają nic do roboty. Poprosiła o parę dni wolnego.

6 komentarzy:

  1. Takie przełomowe historie uczą dystansu do siebie i innych, zmieniają nastawienie do świata oraz przestawiają priorytety na te ważne, ważniejsze i najważniejsze w życiu.
    Serdeczności

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. A wiesz, że masz rację....

      Natomiast oczywiście całe sześcioczęściowe opowiadanko skonstruowałem w taki sposób, aby fikcja przezwyciężyła rzeczywistość... jak to zwykle u mnie.... Pozdrawiam serdecznie

      Usuń
  2. Na szczęście nie byłam nigdy w śpiączce farmakologicznej ale i w tej zwykłej snią się człowiekowi niesamowite rzeczy.
    :-)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. ... i mnie zdarzają się te "zdrowe", aczkolwiek pełne tajemniczości sny. Jedyna różnica pomiędzy farmakologicznymi a tymi zwyczajowym polega na tym, że z tych drugich można się wyplątać, tj. ja przynajmniej mówię sobie w pewnym momencie: - facet, obudź się, to tylko sen! W przypadku tej pierwszej takie postawienie sprawy w moim przypadku jest niemożliwe.

      Usuń
  3. Jak ulga, że to tylko świadkowanie na cudzym ślubie...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Muszę Ci powiedzieć, że również poczułem ulgę :-)

      Usuń