117.
Kilka „michałków na dziś”.
- „Dzięki odważnej szarży premiera Morawieckiego Unia się ugięła przed TZW praworządnością” - podobno to pani holecka z pistelewizji.
- Propagandy ciąg dalszy: 4 grudnia otwarto szpital tymczasowy w „Targach Kielce”. Po tygodniu zniknęły z niego łóżka.
- Wicemarszałkini sejmu gosiewska do posłanki Jachiry: - „Boże, co za ku..a”
- Wicemarszałek sejmu terlecki do posła Nitrasa: - „Siadaj pajacu! Zejdź stąd!”
- Pispolicjant łamie rękę dziewiętnastolatce (zapewne ratując swoje życie, bo dziewczyna była strasznie agresywna i chciała go zabić)
- Nie narzucający się wiedzą i inteligencją poseł solidarnej polski kowalski, autor hasła „weto albo śmierć” już teraz nie ma wyboru, ale zapewne jak wszystkie miękiszony solidarnej pozostanie w koalicji z pisem, który zdradził Polskę.
118.
Bardzo rzadko moje teksty dotyczą spraw rocznicowych, lecz tym razem zrobię wyjątek. Chodzi oczywiście o rocznicę stanu wojennego, który dla mnie zaczął się w chwili, gdy na moim radyjku nie zadziałała audycja Trójki „60 minut na godzinę”, a ja naiwny myślałem, że to sprawka Solidarności, ale po wysłuchaniu przemówienia generała stało się oczywiste, że byłem w błędzie. Tego dnia było mroźno, a na drogi przyprószone były śniegiem. W następnych dniach trochę padało, ale bardziej było mroźno i stąd na ulicach, także mojego Żychlina, pojawiły się koksowniki. W owym czasie pracowałem w fabryce EMIT, o ironio, na produkcji wojskowej. Mama z ojcem w cukrowni, a że kampania była w pełni, ojciec przychodził o różnych godzinach, więc martwiliśmy się o niego, bo w końcu była godzina milicyjna. Na początku stanu wojennego przed oknami naszego bloku przetoczyła się kawalkada pojazdów wojskowych jadących z kierunku zachodniego na wschód to trochę przerażało, ale u nas było spokojnie. Jako jeszcze młody chłopak oczywiście nie popierałem wprowadzenia stanu wojennego, ale po pewnym czasie moja ocena tego wydarzenia uległa pewnej weryfikacji. Miałem oczywiście świadomość, że stan wojenny został wprowadzony, aby zatrzymać proces destrukcji państwa, jak i też utrzymać się przy władzy przez rządzących Polską. Co do kwestii „wejdą czy nie wejdą” odpowiadałem sobie: - przecież są. Nie rozumiałem, czemu internowano Gierka – przecież nie był już on żadną przeszkodą dla Kani czy Jaruzelskiego. W ogóle nie lubię takich sytuacji, w których najpierw (Jaruzelski) bije brawo (Gierkowi), a potem, gdy temu drugiemu powinęła się noga, jawnie występuje przeciwko niemu. Myślę, że Gierek miał słuszne pretensje do Jaruzelskiego i innych jego partyjnych klakierów. Jasne, że słuchało się wtedy Wolnej Europy, ale z coraz mniejszą wiarą, że ta rozgłośnia mówi prawdę i tylko prawdę. Przypominam sobie, jak RWE rozdmuchało sprawę późniejszego premiera Tadeusza Mazowieckiego, który zdaniem tej rozgłośni miał popełnić samobójstwo rzucając się z okna któregoś tam piętra.
Przyznaję, że okres stanu wojennego to czas wielkiej smuty. Chyba najgorsze w tym wszystkim było to, do czego doprowadzą rządy wojskowych w Polsce, najgorsza była ta niepewność. Myli się jednak ten, kto uważa, że wszyscy Polacy byli podówczas przeciwnikami stanu wojennego. Na prowincji było nieco inaczej. Tu byli ludzie, którzy naprawdę ufali Jaruzelskiemu i oczekiwali poprawy stanu gospodarki kraju. Byli też przeciwni solidarnościowej ekstremie. Z dzisiejszego punktu widzenia być może wydaje się to śmieszne i niepoważne, ale naprawdę sporo ludzi, także tych należących do Solidarności, bało się ekstremalnych posunięć niektórych solidarnościowych wodzów. Ale spróbujmy sobie teraz wyobrazić, że ci radykalni działacze to dzisiejsze młode a głupie wilki solidarnej polski – czy można się nie bać ich poglądów, gdyby miały być one wprowadzane w życie?
Tak jak wspomniałem wcześniej moje nastawienie wobec stanu wojennego ulegało modyfikacji i chyba takim kluczowym momentem, które poróżniło mnie z Solidarnością, do której zresztą należałem, było sławetne poparcie sankcji gospodarczych wobec Polski i towarzyszące temu zawołanie: „im gorzej, tym lepiej”. Nie będę rozwijał swoich myśli w podanym wyżej temacie, ograniczając się do stwierdzenia, że de facto takie sankcje zawsze uderzają przede wszystkim w prostego człowieka, a nie machinę rządową. To tak, jakby dzisiaj domagać się od Unii, aby nie dała Polsce złamanego grosza dlatego, że pisiory łamią prawo. To raczej pis i jego przystawki nie powinien dostać kasy.
119.
Akurat obejrzałem sobie „Agnieszkę 46”, film z 1964 roku będący adaptacją „Agnieszki, córki Kolumba” Wilhelma Macha. Nie pamiętam, kiedy czytałem tę książkę, ale onegdaj moja polonistka zwróciła uwagę, że Agnieszka jest przedstawicielką generacji bezpośrednio następującej po pokoleniu Kolumbów (dla mniej wtajemniczonych nazwa „Kolumbowie” wywodzi się od tytułu książki Romana Bratnego). Ale Agnieszka Ż to spadkobierczyni Joanny Lipskiej z „ABC” Orzeszkowej, Stanisławy Bozowskiej z „Siłaczki” i Doroty Smugoniowej z „Uciekła mi przepióreczka” Stefana Żeromskiego. Różne losy bohaterek, odmienny czas historyczny, a to co łączy te postaci to praca u podstaw w edukacji, na wsi, najczęściej pracy z małymi dziećmi
Stanisławy Bozowska - Siłaczka, Dorota Smugoniowa - „Uciekła mi przepióreczka”, Joanna Lipska - „ABC”, Wilhelm Mach - „Agnieszka, córka Kolumba”
Film Sylwestra Chęcińskiego ma dla mnie także znaczenie z tego powodu, że interesują mnie losy ziem zachodnich po zakończeniu II wojny światowej, a w tym kontekście kwestia edukacji wydaje mi się niezwykle istotna. Dzisiaj w rządowych czy niezależnych mediach okres PRL-u traktowany jest pobieżnie i niejednokrotnie niesprawiedliwie, ale to w tym okresie nastąpiły poważne sukcesy w likwidacji analfabetyzmu szczególnie na wsi, podczas gdy jeszcze w 1931 roku procent ludzi nie potrafiących czytać, pisać i wykonywać podstawowych działań matematycznych wynosił od 1,5% w województwie śląskim do 47,8% i 48,4% odpowiednio w województwach wołyńskim i poleskim, a przecież trzeba pamiętać o tym, że wielu repatriantów pochodziło właśnie z tych przedwojennych wschodnich województw.
[12.12.2020, Toruń]
To ja do rocznicy parę słów.
OdpowiedzUsuńZapamiętałam manifestację siły, to znaczy czołgi i wozy pancerne jadące głównymi ulicami Warszawy.
A także przerażenie mojej cioci z Rzeszowa bo jej jedyny syn / a mój stryjeczny brat/ akurat przy takim koksowniku miał służbe....
Oby nas /i nasze dzieci/ nie spotkało coś znacznie gorszego...
O wypowiedziach uczonych z pisu i s-ka to wstyd nawet dyskutować...
OdpowiedzUsuńStan wojenny na prowincji naprawdę inaczej wyglądał i innych osobników ówczesna Solidarność przyciągała, ale to wywód na inne okoliczności.