ŻYCZENIA

ZDROWYCH, POGODNYCH I RADOSNYCH ŚWIĄT

CHMURKA I WICHEREK

...życie tutaj jest także fikcją, choć nie zawsze...

16 sierpnia 2017

BYŁBYM JUŻ NIE ŻYŁ

Mógłby sobie pospać dłużej. Wczoraj przeszedł sporo kilometrów po mieście, oszczędzając na biletach tramwajowych, ale w gruncie rzeczy nie chodziło o zaoszczędzenie tych kilku złotych, a o to, że lubił pokonywać miejskie przestrzenie pieszo. Doszedłby nawet do Tyńca, gdyby nie stateczek, który sam w sobie jest atrakcją, a cóż dopiero płynąć nim w górę Wisły, czując orzeźwiający powiew beskidzkiego wiatru, widząc malowany tęczą połysk fal wzniecanych przez koło napędowe parostatku i jego dziób przecinający wolno toczące się wody rzeki. Z Tyńca, gdzie w chłodnych komorach klasztoru przeczekał największy upał, powrócił wprawdzie do miasta autobusem, ale od Słowackiego przeszedł piechotą na Kazimierz, a następnie, obchodząc uliczkami niemal każdy kwartał zabudowy, przeszedł na nowe miasto, na Dietla, Grzegórzecką; wrócił na Planty, przeciął je na wysokości Franciszkańskiej, odbił na Grodzką, zawrócił i doszedł do Karmelickiej, i w lewo, na Błonia, pod sam stadion „Wisły”, a w końcu, krążąc pomiędzy blokami, obrał kurs na Bronowice. Po drodze lody, woda sodowa z sokiem malinowym, tani obiadek na Grodzkiej. Na Zapolskiej zameldował się tuż przed dwudziestą. Z obiadu u wujostwa pozostały gołąbki z kaszą gryczaną i leczo. Ciotka ze stryjem zjedli już kolację i kończyli dzień herbatą i, z umiarem, ciasteczkami. 
- Najważniejsze to się nie przejadać przed snem, ale ty jesteś młody, więc jeszcze ci wolno, ale w ogóle to ostatni posiłek powinno się jeść najpóźniej o dziewiętnastej - pouczała go ciotka popijając bawarkę. 
Nie był to przytyk do jego późnego powrotu tego dnia - ciotka po prostu prowadziła regularny tryb życia, a jej kuchnia, dietetyczna choć nie uboga, raczej różnorodna, była tym smaczniejsza, im posiłki przez nią przygotowywane spożywane były we właściwej, najodpowiedniejszej porze dnia. Adam oczywiście burzył ten przez lata wypracowany przez ciotkę harmonogram, ale, broń Boże, nie miała mu tego za złe. Wiedziała, że chłopak przyjechał na wakacje tak do nich, jak i dla Krakowa, w którym zamierzał poznać każdy kamień. Rozumiała więc, że nieuzasadnione jest, aby pojawiał się w domu na obiedzie punkt czternasta, niszcząc tym samym swoje plany odnośnie zwiedzania miasta. Nie omieszkała jednak udzielić mu kilku cennych, jak sądziła, wskazówek dotyczących tego, gdzie można na mieście smacznie i tanio zjeść. Dodawała przy tym:
- Pamiętaj, że prawdziwy obiad będzie na ciebie czekał, więc postaraj się nie jeść w ciągu dnia zbyt wiele. Jedz tylko tyle, aby zaspokoić głód, no i uważaj z lodami, ze słodkim uważaj, pij przede wszystkim soki i niegazowaną wodę.
Postępował akurat odwrotnie. Przez ostatnie dziesięć dni tylko dwa razy stołował się w barze, biorąc skromną zupkę i jakieś skąpe drugie danie. Preferował kawiarenki z napoleonkami, budki z rurkami z kremem i oczywiście gazowaną wodę ze saturatora. To wszystko powodowało, że wracał do domu głodny i z wielką przyjemnością zjadał to, co ciotka przygotowała dla niego na obiad, a zostawiała przezornie o jednego sznycla, jednego pulpeta czy gołąbka więcej, aby zaspokoił swój wieczorny apetyt.
Prawdę powiedziawszy, wszystko u ciotki mu smakowało. A te śniadania! Duży, sosnowy, owalny stół, przy którym z powodzeniem mogło zasiąść sześć osób, dla ich trojga wypełniony był po brzegi tak, że nawet nie można było niegrzecznie podeprzeć się na łokciach. Wszystkiego po trochu: wędliny, pomidory, ogórki, dżemy, sery, twaróg, konfitury, jajka, pasztet, ryba w oleju, sałatka, miód, masło i pieczywo - tylko wybierać i nie ma przymusu, jest umiar, kaprys, byle właściwie połączyć frykasy, a jeśli chcesz dla odmiany zamiast gotowanego jajka jajecznicę albo masz ochotę na serdelka z wody  - chwilka i zrobione.
Ocknął się jednak w momencie, gdy niewysokie jeszcze słońce przecisnęło się pod ostrym kątem przez wąską szczelinę między zasłonami. Kuchnia, od której dzieliło go przepierzenie (jego pokoik był niewielki, wąziutki, lecz przyjemny) zaczyna żyć wkładanymi do wrzątku łyżką jajkami i wydobywaniem z lodówki tego, co za chwilę zostanie wniesione do pokoju i postawione na stole. Wstał, odchylił zasłonę dzielącą jego pokój od kuchni, pozdrowił kobietę i aż westchnął na myśl, że za chwilę zasiądzie do śniadania.
- Pomożesz mi, ale najpierw się umyj i ubierz. I zobacz, czy wujek już skończył z tymi synogarlicami.
Do dużego pokoju można było dostać się okrężną drogą przez kuchnię, albo też bezpośrednio z małego pokoju. Otworzył drzwi. Stryjek, jeszcze w piżamie, siedział przy stole i kroił przesuszony chleb, którym uzupełniał czarkę z ziarnami słonecznika. Przeznaczone to było dla ptaków, a zwłaszcza dla pary synogarlic, które oswojone siedziały już na balustradzie balkonu, czekając na porę karmienia. Przy synogarlicach oczywiście mogły się pożywić wróble, ale musiały zachować hierarchię pierwszeństwa, zdając się na łaskę z pańskiego stołu większych od siebie ptaków. Śniadanie dla synogarlic wystawiane było na plastykowe miseczki zawsze o godzinie siódmej czterdzieści pięć, o kwadrans przed tym, jak wujostwo i chłopak zasiadali do śniadania przygotowanego przez ciotkę. 
Adam zdążył się już przyzwyczaić do porządku panującego w domu wujostwa (były to jego drugie wakacje spędzane u ciotki i stryja), także, a może przede wszystkim, w zakresie spożywania posiłków, zarówno tych ludzkich jak i ptasich. Ten porządek dotyczył zwłaszcza poranka, tak jakby witanie nowego dnia było szczególnie istotnym elementem w życiu tych dwojga kochających się starych ludzi. Chłopiec z czymś podobnym spotkał się dopiero u wujostwa. W swoim rodzinnym domu nie przywiązywano wielkiej wagi do rytuału, w którym czas odgrywał tak niepoślednią rolę. Za kilka, kilkanaście lat Adam zrozumie to inne, przychodzące zapewne z wiekiem, pojęcie czasu, który jest tym cenniejszy, im mniej go pozostaje przed nami. 
Chłopiec po krótkiej wymianie powitań ze stryjem, przeszedł do łazienki) (wcześniej dał ciotce znać, że stryj już skończył szykować pokarm dla ptaków), żwawo z niej powrócił do swojego pokoju, ubrał się i wstąpił do kuchni, gdzie oczekiwał wskazówek ciotki dotyczących kolejności wnoszenia śniadaniowych rozmaitości. Ustawiając je na stole, obserwował jak stryj stojąc tuż przy uchylonych drzwiach balkonowych patrzy na zajęte pochłanianiem pokarmu synogarlice, którym bliska obecność człowieka nie przeszkadzała, a wręcz przeciwnie, wydawało się, że ptaki urządzają swoisty spektakl, którego elementem było baczne przypatrywanie się mężczyźnie i przekręcanie łebków to w tę, to w tamtą stronę, jakby synogarlicom chodziło o wywołanie poklasku u człowieka, który je karmił.
- Czy założył szlafrok? - zapytała krzątająca się cały czas po kuchni ciotka.
Adam nie zwrócił uwagę na ubiór stryja stojącego przy uchylonych drzwiach balkonowych i dopiero za kolejną bytnością w pokoju, stwierdził, że stryj istotnie włożył na piżamę szlafrok. Powiedział o tym ciotce.
- Całe szczęście, że nie zapomniał. Wprawdzie mamy lato, ale sierpniowe poranki bywają chłodne i łatwo o przeziębienie, a to w przypadku wujka, mogłoby się odbić niekorzystnie na i tak słabym u niego zdrowiu - stwierdziła ciotka.
- Ma rację - pomyślał - po trzech zawałach trzeba się pilnować. Byle infekcja osłabia organizm i serce.
Wreszcie wnieśli z ciotką wszystko, co miało tego dnia zostać podane do śniadania (dla stryja oczywiście dodatkowo pastylki), łącznie ze zbożową, zabielaną kawą dla stryja, bawarką dla ciotki i herbatą dla chłopca.
Usiedli oboje; stryj jeszcze tkwił przy balkonie.
- Adasiu, ale ty nie myśl sobie, że tak jest zawsze. Gdy jesteśmy sami, to wujek przygotowuje stół, a potem, po śniadaniu jeszcze zmywa. Jak jesteś, ma z ciebie wyrękę i może sobie dłużej popatrzeć na ptaki, bo zwykle…
Nagle dzwonek do drzwi przerwał ciotczyny monolog.
- Tego brakowało. Dzisiaj się spóźnił.
Podeszła do drzwi, otworzyła.
- A, dzień dobry. Dzisiaj tyle mam pracy, a państwo czekają na „Krakowską” i „Przekrój” - to roznosiciel gazet stanął w drzwiach mocno zziajany i chociaż zarówno „Gazeta Krakowska” jak i „Przekrój” oraz „Dookoła świata” były opłacone z góry, ciotka każdorazowo wręczała mężczyźnie złotówkę za fatygę. 
Wracając do pokoju ciotka zwróciła uwagę, że mąż już siedzi na swoim miejscu przy serwantce i łaskawym wzrokiem przypatruje się „Gazecie” odkładanej na biurko przez żonę.
- No wiem, wiem, przy śniadaniu się nie czyta - stryj uprzedził ewentualną uwagę ciotki.
Adam uśmiechnął się, bo przypomniał sobie, że jego mama w podobnych okolicznościach powiedziałaby: „nie czytaj przy jedzeniu, bo będziesz miał głupie dzieci”.
U wujostwa przy jedzeniu nie oglądało się też telewizji. Zresztą, czy w ogóle w tym domu oglądało się telewizję poza wieczornym „Dziennikiem”? Czasami, bardzo rzadko, jakiś film (ciotka), albo program rozrywkowy (oboje). W przypadku tego drugiego, gdy tylko na szklanym ekranie pojawiali się „wyjce”, stryj wyłączał telewizor. Ale zdarzało się też inaczej - kontynuowali oglądanie, ale wtedy komentarz stryja brzmiał: -„o, to dopiero są głosy”!
Po śniadaniu, kiedy stryj ubierał się w codzienne, eleganckie choć znoszone spodnie, lekką, płócienną koszulę w kratę i szetlandzką kamizelkę (prezent od przyjaciela z czasów wojny ze Szkocji) i w końcu sięgnął po dzisiejszą gazetę, Adam zmywał naczynia, ciotka zaś robiła w łazience porządek z włosami i twarzą. Chłopiec był przygotowany na to, że łazienka została anektowana na czas dłuższy niż korzystanie z niej przez obu mężczyzn i to dwukrotnie. Przysiadł się więc do stryja, który na chwilę odłożył na bok „Krakowską”, a ten go zapytał:
- To dzisiaj gdzie się wybierasz?
- Na Bielany. Dojadę autobusem do ZOO, a potem lasem do klasztoru - odparł chłopiec.
- Zejdzie ci się trochę. To daleko… wysoko. Za daleko na mnie.
- Tam można dojechać, niemal pod sam klasztor - zapewnił Adam.
- Najlepiej zrobić tak, jak ty planujesz, spacerkiem… a po drodze jeszcze kopiec. Za moich młodych lat… - przerwał i podszedł do balkonu, na którym na resztkach z pańskiego stołu synogarlic stołowały się teraz hałaśliwe wróble. - Będziesz miał piękny dzień. Powietrze pod Kopcem Kościuszki drży, jest przezroczyste, a lekki wiatr wiejący z zachodu sprawi, że nie będzie smogu.
Przypatrując się „Kopcowi” z tego miejsca dzień po dniu o tej samej, porannej porze, wiedział o pogodzie nad Krakowem wszystko. - Ale w niedzielę przed południem, zaraz po mszy pojedziemy razem w jedno miejsce, które chciałbym ci pokazać. Basia radzi wziąć taksówkę, ale dam radę tramwajem i spacerkiem… w końcu tak mało chodzę.
Adam nie zaplanował nic na niedzielę i pomyślał sobie, że propozycja stryja jest całkiem interesująca.
Siedzieli jeszcze dobrych kilka minut razem przy stole: stary człowiek, rodzony brat jego dziadka i on, licealista - drugoroczniak. - Ty się pewnie dziwisz tym wojskowym porządkom w naszym domu. Nie zaprzeczaj, widzę to w twoich oczach… a wy, młodzi, za takimi porządkami nie przepadacie… chcecie być wolni, nieskrępowani ani czasem, ani regułami, które ten czas starają się spiąć klamrami… cóż, młodość ma swoje prawa. Ale widzisz, Adasiu, ten porządek wprowadzony przez ciocię Basię… widzisz… jedzenie o tej samej porze, tabletki, spacery o wyznaczonych godzinach, teraz coraz rzadsze, bo człowiek starszy, monotonia zwykłych, codziennych czynności narzuconych przez Basię… nie wiem, czy to rozumiesz, ale to wszystko pozwala mi jeszcze żyć… bez Basi i jej porządków byłbym już nie żył, chłopcze.
Adam zamyślił się po tych słowach i po raz pierwszy podczas swoich krakowskich wakacji nabrał wątpliwości, czy ma, tak jak co dzień po śniadaniu wyjść, czy też zostać i porozmawiać ze stryjem. Milczał.
Stryj wstał i niespodziewanie zdzielił chłopcu kuksańca w bok.
- No idź, idź, a przypatruj się uważnie, to mi opowiesz.

[09/10.08.2017, Campingeulles Les Grandes we Francji]

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz