ŻYCZENIA

ZDROWYCH, POGODNYCH I RADOSNYCH ŚWIĄT

CHMURKA I WICHEREK

...życie tutaj jest także fikcją, choć nie zawsze...

17 sierpnia 2017

SIERPNIOWE POGADUSZKI (8) PLOTECZKI

Dzidek okazał się Piotrkiem z Opolszczyzny jeżdżącym w firmie na dalekich trasach, głównie pomiędzy Hiszpanią a Anglią, Rysiek - Ryszardem lat bodajże dwadzieścia pięć, pochodzącym spod Włocławka, ale stawiającym sobie z matką dom w Poddębicach, młody to Adam z Łysego na Kurpiach - rzeczywiście w jazdach po Europie świeży, a w wolnych czasach zajmujący się szermierką na pięści, łokcie, kolana i stopy, czyli MMA. Dołączył do tego towarzystwa Ukrainiec spod Lwowa (imienia nie pomnę), który się w jeździe busami szkoli, sympatyczny, ale w tej robocie chyba jeszcze bardziej zielony od Adama.
Czterdziestoletni Dzidek napotkał był swoją obecną kobietę we Włoszech na robocie w Kalabrii i pewnie nic dziwnego by w tym nie było, gdyby nie fakt, że pochodziła ona z opolskiego, z wioski położonej o 10 kilometrów od posiadłości Piotrka. Dzidek okazał się głównym sponsorem naszego weekendowego, wielkiego żarcia, sponsorem, ale też zawołanym kucharzem, do tego stopnia zawołanym, że ośmieliłem się na głos zauważyć, że „twoja kobieta ma z ciebie pociechę”.
Wśród plandekowych busiarzy-nietoperzy zdarzają się talenty kulinarne, zarówno samorodne, jak i też podpatrujące pichcenie innych. Dzidek jest w samym czubie czołówki. Inne rodzyneczki w tym busiarskim cieście to znani mi z „domu”: Jurek-strażak, Kazik, a po części także „duży” Jacek, choć, nie powiem, zdarzają się w tym gronie antykucharze, tacy jak Sebastian i „mały” Jacek.
Ryszard to wysoki, przystojny, sympatyczny, „dobrze ułożony” chłopak, bo takie nietoperze również się zdarzają, a z drugiej strony przecież wiadomo, że „wszystkie Ryśki to fajne chłopaki”.
Adam z kolei, niewysoki, dobrze zbudowany, ma dar przyciągania do siebie kobiet, znaczy się młodych, urodnych dziewczątek - w tym przypadku znaczną rolę odgrywa też skromny w latach wiek tego chłopca, a i tez należałoby zwrócić uwagę na jeszcze jedną okoliczność, a mianowicie okazuje się, że już przed trzydziestką kobiety lubią brąz, to te odrobinę młodsze preferują ciacha.
Ale że wszystko dobre ma swoje zakończenie, tak i po smakowitej degustacji, w niedzielę przed i po ósmej rano towarzystwo mi się rozjechało: Dzidek z Ryśkiem, Adamem i Ukraińcem do Hiszpanii, „duży” Jacek do Anglii. 
Pogrążony w samotności, chwyciłem zatem mopa i przejechałem się po kurzach, choć, prawdę powiedziawszy, mężczyźni pozostawili po sobie, poza miłymi wspomnieniami, porządek. Aha, trzeba jeszcze dodać, że w sobotni, niestety dżdżysty poranek, oblecieliśmy z Jackiem zieloność wysokich traw wokół „domu” aż do wyczerpania się zapasów paliwa w kosiarce.
Sasza, którego miałem zmienić w drodze z towarem z Węgier do Crewe w Anglii, do Bentleya, przyjechał po czternastej, ale że miałem jeszcze sporo czasu na rozpoczęcie wyprawy, przegaworzyliśmy z sobą parę ładnych godzin.
Pozytyw z tych rozmów wyszedł taki, że obaj w nadchodzącym, tygodniu mamy zjechać do kraju, więc może w Anglii dadzą mi w końcu jakiś ładunek na Polskę, bo też w poniedziałek mija szósty tydzień od czasu, jak pani premier w telewizorze nie widziałem.
Na tę chwilę po porannym rozładunku stoję na „bujanym” parkingu w Crewe, a dochodzi siedemnasta angielskiego czasu, więc mało prawdopodobne, aby dzisiaj jakiś załadunek dokądkolwiek się trafił, co martwi, po jutro w Polsce „cudowne” święto, więc nie mam pewności, czy spedytorzy pracują.

[14.08.2017, Crewe, Ceshire w Anglii]

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz