ŻYCZENIA

ZDROWYCH, POGODNYCH I RADOSNYCH ŚWIĄT

CHMURKA I WICHEREK

...życie tutaj jest także fikcją, choć nie zawsze...

21 sierpnia 2017

SPRAWA (1)

Aspirant Dariusz G. świetnie zapowiadający się policjant pełniący wzorowo swoje obowiązki na komendzie policji w dzielnicy M. dużego, bardzo dużego miasta, obudził się tego dnia wcześnie i popijając poranną kawę siedział przy stoliku w kuchni na swoim stałym miejscu w pobliżu lodówki.
Wyrwany przez natrętne, połączone z sennymi majakami myśli, aspirant zastanawiał się, co może łączyć Elżbietę Z., mężatkę lat trzydzieści sześć, dwoje dzieci: dziewczynka lat 11, chłopiec lat 8, pracującą jako kasjerka w supermarkecie przy ulicy P. w tymże bardzo dużym mieście ze studentem drugiego roku polonistyki uniwersytetu …-skiego, lat dwadzieścia jeden, którego, nawiasem mówiąc, widywał często późnym popołudniem i wczesnym wieczorem, kiedy to spotykali się na osiedlu L. w czasie, gdy aspirant G. wraz z aspirantką M. patrolowali teren należący do ich rewiru. Elżbietę Z. aspirant Dariusz G. również znał z widzenia, kiedy to wraz z żoną robili zakupy w supermarkecie, w którym zresztą zaopatrywali się praktycznie wszyscy mieszkańcy osiedla.
Oczywiście łączenie z sobą tych dwu osób miało swoje uzasadnienie i nie sprowadzało się jedynie do domniemania, że student politechniki… jakże on się nazywa… Zbigniew B… robił, co wielce prawdopodobne, zakupy w supermarkecie i chcąc nie chcąc, był obsługiwany przez panią Elżbietę Z.. Znacznie poważniejszym podejrzeniem odnośnie istoty znajomości tych dwojga ludzi był fakt, iż kasjerka Elżbieta Z. z własnej, nieprzymuszonej woli zgłosiła się na komendę w dwa dni po incydencie, jaki miał miejsce z udziałem studenta Zbigniewa B., (to jest w dniu 15 maja, około godziny 22.35), celem złożenia zeznań w związku z niniejszą sprawą. Aspirant doskonale pamięta to zdarzenie, bo trudno nie pamiętać incydentu, którego było się świadkiem. Mało tego, on sam, doprowadził do ujęcia sprawcy pobicia kierownika supermarketu przez studenta polonistyki Zbigniewa B.. Czynu tego dokonano nie opodal tylnego wejścia do budynku wielkopowierzchniowego sklepu w momencie, gdy kierownik plombował drzwi od zaplecza i miał zamiar oddalić się od swojego miejsca pracy. Sprawca, ukryty za kolumną pozostawionych przed obiektem palet, skorzystał z zaskoczenia i ciemności nocy słabo rozproszonej przez pożółkłe światła pobliskiej latarni, podbiegł od tyłu do przyszłej ofiary, trącił ją w ramię, a gdy kierownik odwrócił się do niego twarzą, ten ulokował na ciele zaskoczonego mężczyzny cztery ciosy: w szczękę, nieco powyżej na wysokości nosa, nad prawe oko i w końcu w okolice wątroby. To ostatnie uderzenie sprawiło, że ofiara osunęła się na asfaltowe podłoże jak miękka, chybotliwa kukła i padła na lewy bok, zajmując pozycję skuloną jak płód w łonie matki.
Aspirant widział moment pobicia, trwający mniej niż piętnaście sekund, lecz z racji odległości około pięćdziesięciu metrów od miejsca zdarzenia, nie mógł mu zapobiec. Ruszył jak z katapulty w stronę napastnika (za min biegła aspirantka M. nie mogąca się zdecydować, czy sięgnąć po kajdanki czy paralizator), a kiedy znalazł się w bezpośredniej odległości przed sprawcą, ten posłusznie wyciągnął ku niemu dłonie, celem ich zaobrączkowania; zdawał się być spokojny, niemal potulny, wręcz dopraszał się zatrzymania, choć podczas ujęcia nie wypowiedział żadnego sensownego słowa.
Zbigniew Z. został następnie przez obojga policjantów doprowadzony na komendę, lecz stało się to dopiero po udzieleniu ofierze niezbędnej pierwszej pomocy i krótkim oczekiwaniu na karetkę, którą przywołała aspirantka M.
Na komendzie student polonistyki …-skiego uniwersytetu złożył zeznania, a właściwie nie złożył, bo odmówił składania wyjaśnień, do czego miał oczywiście prawo i został doprowadzony do izby zatrzymań. 
Aspirant Dariusz G. złożył natomiast protokolarne wyjaśnienia bezpośrednio przed swoim zwierzchnikiem, który w tym dniu rozpoczynał właśnie swój dyżur. Podobnie stosowne wyjaśnienia przedstawiła aspiranka M., po czym oboje wrócili do swoich codziennych obowiązków, penetrując podległy im teren, a zaczęli patrolowanie właśnie od okolic supermarketu. 
Przełożonemu aspiranta Dariusza G. pozostały do wykonania cztery czynności operacyjne: przesłuchanie podejrzanego (miał nadzieję, że nie mając wielkiego wyboru, student dojdzie do przekonania, że nie ma sensu milczeć w tej sprawie), wydobycie zeznań od ofiary, co jednak będzie uzależnione od stanu zdrowia pobitego, odczytanie zapisu z kamer monitoringu oraz dołączenie do akt sprawy dokumentu informującego o wynikach abdukcji poszkodowanego. Dodatkowymi czynnościami, jakie pragnął zlecić podwładnym było wykluczenie lub ewentualne potwierdzenie iluzorycznego na tę chwilę wątku rabunkowego. Wprawdzie według zeznań aspirantów, incydent pobicia kierownika supermarketu nie łączył się bezpośrednio z zagarnięciem mienia, albo próbą zagarnięcia, nie mniej należało rozważyć, czy pomiędzy sprawcą a ofiarą nie doszło w przeszłości do zatargów z kradzieżą w tle, albo też czy pobicie kierownika supermarketu nie wiązało się w jakiś sposób ze stosunkami osobistymi łączącymi obu panów. Oczywiście najłatwiej byłoby zapytać o te szczegóły obu zainteresowanych, ale skoro jeden z nich odmówił składania wyjaśnień, a drugi nie był w stanie ich złożyć, pozostawało z jednej strony czekać, a z drugiej uzupełnić materiał dowodowy o ewentualne informacje przekazane przez osoby trzecie. 
Aspirant Dariusz G. po zrobieniu sobie drugiej kawy (słońce zapukało już purpurowymi promieniami w szyby okien kuchni) był niezmiernie ciekaw, jakimi względami kierowała się Elżbieta Z. przychodząc na komendę. Wcześniej nieprzesłuchiwana (miała wolny dzień, kiedy policjanci zjawili się w supermarkecie, starając się od pracowników marketu dowiedzieć czegoś więcej o ewentualnych stosunkach łączących sprawcę i ofiarę przed zdarzeniem) złożyła, jak się wydaje, wyczerpujące wyjaśnienia przed przełożonym aspiranta. Zapewne wniosły one jakąś dodatkową wiedzę w tej sprawę, wiedzę, której jednak on, Dariusz G. nie posiadał, bo w rzeczonym przesłuchaniu nie uczestniczył, a i też nie wypadało mu dopytywać się u przełożonego, czego konkretnie dotyczyły złożone przez Elżbietę Z. zeznania.
Kilka dni później aspirant Dariusz G. wraz z aspirantką M. odwiedzili przebywającego w szpitalu rekonwalescenta, któremu lekarz prowadzący wyraził zgodę na składanie wyjaśnień na okoliczność pobicia. Wiele się od ofiary nie dowiedziano. Kierownik supermarketu wprawdzie doskonale pamiętał samo zdarzenie, nie mniej jednak nie wysnuwał żadnych, ale to żadnych przypuszczeń odnośnie tego, dlaczego został w tak brutalny sposób potraktowany przez sprawcę. Czy go znał? Czy widział go przedtem? Patrząc na okazane mu fotografie Zbigniewa B. owszem, przyznał, że twarz sprawcy pobicia wydaje się mu być znana, ale jeżeli go widywał wcześniej, to mogło mieć to związek z robionymi przez studenta w supermarkecie zakupami, ot młodzieniec był pewnie jednym z tysiąca klientów marketu, choć, prawdę powiedziawszy, kierownik wcale nie był w stu procentach przekonany, że tę twarz rozpoznaje, raczej przypomina mu ona kogoś, kogo widział, ale z całą pewnością nie zamienił z nim ani słowa.
Dariusz G. nie miał też wglądu w treść dokumentu obdukcji, który niezwłocznie dotarł na komendę. Gdyby poznał przekazane w nim informacje o stanie zdrowia poszkodowanego bezpośrednio po incydencie, byłby podobnie jak i jego przełożony zaskoczony tym, jak w niecałe piętnaście sekund można dokonać tyle uszczerbków na stanie zdrowia dorosłego mężczyzny. Pęknięta szczęka, wybita dolna czwórka, fatalne złamanie komory nosowej, pęknięty łuk brwiowy wraz z rozcięciem powieki nad gałką oczną oraz, przy okazji, potężny krwiak pod okiem, a trzeba pamiętać, że stało się tak w wyniku zaledwie trzykrotnego uderzenia gołą, zaciśniętą pięścią; czwarty cios, jak sobie przypominał, ugodził ofiarę w wątrobę.
Studenta oczywiście sprawdzano na okoliczność jego zachowania, prowadzenia się, problemów psychicznych, życiowych i uczelnianych oraz ewentualnego zaangażowania w sporty walki - droga donikąd. Nienotowany, spokojny, opanowany, grzeczny i kulturalny, żadnych kłopotów w nauce, z dobrej rodziny, lubiany, towarzyski, choć nieutrzymujący ze studentkami kontaktów innych poza, rzekłoby się, roboczymi, związanymi z codzienną żmudną studencką pracą; długie godziny spędzał w uniwersyteckiej bibliotece i stąd późne powroty na kwaterę, zapalczywy, ale dotyczyło to w głównej mierze obrony swych racji w akademickich sporach. A starsze małżeństwo, które oddało mu do dyspozycji wcale przyjemny pokój z oknem wychodzącym na ogródki działkowe, nie mogło uwierzyć w agresję młodzieńca.
- To wprost niemożliwe - słowa starszego pana. - Uczynny, chętnie porozmawia, pośmieje się z nami, czasami zrobi zakupy, pilny, światło pali po nocach, ale to zrozumiałe, pozwalamy, złego słowa od niego nie usłyszeliśmy, z opłatami nie zalega, a w niedziele to razem jemy obiad, bo traktujemy go jak własnego wnuka.
- A jednak uderzył, pobił - pomyślał aspirant. - Dlaczego?
Nie będzie to chyba zaskoczeniem dla nikogo, jeśli powiemy, że w ostatnich dniach Dariusz G. wiele myślał o tej sprawie, o osadzonym w areszcie śledczym Zbigniewie B, o kasjerce, o motywach sprawczych czynu, jakiego dopuścił się student polonistyki. Przedsięwziął nawet w tym celu pewne niezgodne z regulaminem plany. Umyślił sobie, że spróbuje dowiedzieć się osobiście, co kierowało sprawcą pobicia, a jedyną drogą, na którą mógł wstąpić, aby cel swój urealnić, było uzyskanie pozwolenia na widzenie z przetrzymywanym. Dariusz G., choć obeznany w procedurach prawnych, naiwnie sądził, że znajomy pracownik aresztu śledczego w randze kapitana, a zatem szycha, przymknie oko na przepisy i umożliwi mu stanięcie oko w oko z przestępcą. Nic z tego.
- Kochany - wyrzekł te słowa kapitan pełniący akurat dyżur w areszcie do ubranego po cywilnemu Dariusza - w żadnym wypadku nie mogę ci pomóc. Chcesz poznać kluczowy powód? Proszę. Delikwent milczy jak zaczarowany. Nie można wydobyć z niego słowa, choć ponoć jako student jest wygadany. Zaparł się i trzyma język za zębami. Powiem ci, że z tego właśnie powodu prokurator zastosował wobec niego areszt, bo mając tak dobrą opinię ten chłystek równie dobrze mógłby odpowiadać z wolnej stopy, jedynie musiałby się co jakiś czas meldować u ciebie na komendzie. I wyobraź sobie, że nawet ten fakt nie trafia do niego, aby zmienił swoje postępowanie.  
Czas jakiś gawędzili sobie obaj na tematy dobrze im znane, na temat pracy, bo jeśli nawet wśród rozmawiających z sobą przedstawicieli organów ścigania, więziennictwa czy sprawiedliwości, jeden z rozmówców jest po cywilnemu, to i tak tematem ich rozmowy będzie praca.
 I wtedy do gabinetu urzędującego w nim kapitana weszła ona - Elżbieta Z.. Niespeszona obecnością gościa w cywilnym ubraniu dopraszała się… widzenia z oskarżonym studentem, a w plastykowej torbie, jaką z sobą przytargała, było starannie zaklejone pudło, które zamierzała przekazać przetrzymywanemu.
Kapitan, nie pytając się kim jest ta kobieta wobec Zbigniewa B., bez irytacji, a nawet z uśmiechem przekazał Elżbiecie Z. tę samą informację, którą wcześniej nie ucieszył aspiranta. Jedyne, co mógł dla niej zrobić to wyrażenie zgody na dostarczenie do celi więźnia przyniesionej przez kobietę paczki, którą, rzecz jasna, kobieta musiała przy nim rozpakować, co z chęcią i pośpiesznie zrobiła. Kapitan, stwierdziwszy, że w paczce znajdują się oryginalnie zapakowane artykuły spożywcze i nie dostrzegłszy ingerencji w ich konsystencję, przywołał telefonicznie podwładnego, polecając mu przekazać przyniesione rzeczy Zbigniewowi B. bezpośrednio po kolacji.
- Proszę, niech pan mu powie, że to jest ode mnie, kasjerki, będzie wiedział od kogo - poprosiła Elżbieta Z. odchodzącego z rozpakowaną paczką podoficera i były to jej ostatnie tego dnia, poza pożegnaniem, słowa, które usłyszeli także kapitan i ubrany po cywilnemu aspirant.
- Widzisz jak ciekawa to sprawa? - wyrzekł Dariusz G., kiedy pozostali w gabinecie sami.
Kapitan przyznał mu rację.
Aspirant Dariusz G. dopijając drugą kawę, nie podejrzewał, że w chwili, gdy odkładał na blat kuchennego stołu pusty kubek po wypitej kawie, za jego plecami stała żona, która zwykle budziła się wcześniej niż on. Trzeba było widzieć jego zaskoczenie graniczące z raptownym przestrachem, co, prawdę mówiąc, nie powinno się przydarzać policjantowi.
- A ty myślisz i myślisz, i głowa ci puchnie od tej sprawy. Wyluzuj i zacznij normalnie funkcjonować - słowa żony miały go uspokoić.
- Po prostu się zastanawiam i tyle.
- Nie zmienisz spraw, na które nie masz wpływu, a dodatkowo nawalisz w robocie i wyślą cię do pałowania kiboli przed, w trakcie i po meczu futbolowym.
Żona aspiranta Dariusza G. miała teoretyczne podstawy, aby wypowiedzieć się w ten sposób. Służba w organach ścigania obfitowała bowiem w liczne, nie zawsze sympatyczne niespodzianki. 

[10.08.2017, Campingeulles Les Grandes we Francji]

1 komentarz:

  1. Życie obfituje w niespodzianki, o jakich pisarzom się nie śniło.
    Serdeczności

    OdpowiedzUsuń