ŻYCZENIA

ZDROWYCH, POGODNYCH I RADOSNYCH ŚWIĄT

CHMURKA I WICHEREK

...życie tutaj jest także fikcją, choć nie zawsze...

17 sierpnia 2017

SIERPNIOWE POGADUSZKI (7) SIERPIEŃ - PLECIEŃ

Cały czas w „domu”. W środę dziewiątego pogoda jak się patrzy i można było wystawić leżak w wiadomym celu. W końcu letnia opalenizna nie jest zła, chociaż podobno w kraju nie ma czym oddychać, a tutaj, nawet pomimo słońca, temperatura ledwo przekracza dwadzieścia dwa stopnie.
W czwartek dla odmiany deszcz i ulewa, także niegroźna burza. Strumienie wody spływają po Ruelle de Mounteruil, ani wychylić nosa - nużący, chłodny dzień, no i nie ma do kogo przemówić ludzkim głosem.
Dzisiaj z kolei poprawa. Północny wiatr do zachodniego przegonił chmury i znów mogłem skorzystać z leżaka, zrobić małe pranie i… pudding ryżowy. Się gotuje ryż, nie na sypko, na maksa, z niewielką ilością soli. Potem dodaje się łyżkę masła, trochę cukru ale więcej miodu. Na koniec przemiłe dodatki, a mianowicie zerwane z ogrodu jeżyny (w cukrze, aby puściły sok) oraz z braku mleka chuda śmietanka. I można jeść. No wiem, że cukier to wróg - niezdrowy, ale niezdrowe są również: nabiał, mięso, pieczywo, owoce, jarzyny, tłuszcze, mąki i kasze - wszystko to trucizna. A jednak puddingowa trucizna mi smakuje i tak trzymam.
Dowiedziałem się w końcu o kursie do Anglii (chyba już ostatnim podczas tej trasy). W niedzielę, myślę, że po południu, wyjeżdżam do Crewe, do Bentleya (byłem tam dwa razy - okolice Birmingham). Z tego wynika, że najwcześniej w kraju (odpukać) będę w środę, choć przewiduję czwartek albo piątek - czas najwyższy.

JUŻ NIE SAM
Leżakuję. Telefon służbowy.
- Halo, jesteś sam?
- Jestem.
- Tu Dzidek. (Co za Dzidek?) Będziemy tam u ciebie.
- Kiedy?
- Około 22-iej. Jestem z młodym. On nic o „domu” nie wie. Szkoli się.
- No to zapraszam. Aha. Ale u mnie pustki.
- Spoko. Mam polskie piwo, ale kupię jeszcze 0,7.
- To musisz się spieszyć, bo we Francji wiesz, jak jest ze sklepami. Zostanie ci „Pidou” na „Transmarcku”.
- Jestem na M4, zaraz wjeżdżam w korki na M25, ale zdążę. Carefour w Calais jest otwarty do 21-szej.
(Wątpię, że zdąży. Od Heathrow, przez Woking i Darking na M25 można stracić w korkach całą godzinę, a on jeszcze na M4 od Oxfordu i Birmingham.)
- Przyjedzie też Rysiek, ale on dopiero się ładuje, więc będzie dwie godziny po mnie.
- No to jego też zapraszam.
- No i będzie Jacek.
(chodzi o „dużego” Jacka)
- Ale Jacek to nie z Anglii?
- Nie, z „Hiszpana” jedzie.
- Z Zamudio.
- Tak.
- No to czekam.
Nareszcie będzie z kim pogadać w normalnym języku i ważne, że nie tylko z samym sobą.
Pierwszy zjawił się Jacek. Po dwudziestej.
Jest 22.30, a Dzidka z młodym nie ma. Nie ma też Ryśka.
Jacek chwali mnie, że wysprzątałem „chałupę”.
- Z nudów - mówię. - Ile można czytać i pisać.
- To fakt. Też bym pewnie sprzątał z nudów. Dzwoniłem do Marcina, aby dał ci premię za to sprzątanie.
Uśmiecham się.
- Serio, tylko musisz mu przypomnieć.
- Zrobi się. Jutro mam w planie altanę. Tam jeszcze trzeba zrobić porządek - mówię.
- Odpalimy też kosiarkę… jak się da….
Jacek robi „kółka” pomiędzy Zamudio w Kraju Basków a Derby. Najeździ się. Dwa kursy w tę i dwa w tamtą stronę w osiem dni. Dzisiaj wyjątkowo ma więcej wolnego czasu: piątkowy wieczór i pół nocy, sobota, i w niedzielę przed południem wyrusza do Anglii.
22.45 - telefon. Dzidek.
- No, mamy jeszcze 50 kilometrów. Prom opóźniony (Wiedziałem). Chciałem się zapytać, jak tam z parkingiem, bo jedziemy w trzy auta.
- Będzie kłopot, ale musicie sobie jakoś dać radę. Przed „domem” nie możecie zaparkować. Byłeś w „domu”?
- Ja nie, mam tylko adres. Rysiek był.
- Tam na placu stoi już samochód Jacka. Musicie się jakoś zmieścić. A uważaj, żebyś nie wjechał na płatną (50 kilometrów im zostało, więc dojeżdżają do Boulogne).
Rysiek i reszta spóźnią się o półtorej godziny, ale zostaną przynajmniej całą dobę w „domu”. Wykąpią się, wyśpią porządnie. Zapowiada się impreza. 

[11.08.2017, Campingeulles Les Grandes we Francji]

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz