CHMURKA I WICHEREK

...życie tutaj jest także fikcją, choć nie zawsze...

27 marca 2019

BÓL (9)

I wtedy, gdy ból stał się nie do zniesienia (pierwszy raz czegoś takiego doświadczył), kiedy nie był w stanie przyhamować go siłą własnej woli, gdy nie mógł zbagatelizować go, odłożyć choćby na godzinę, służby miejskie się nim zajęły. Nie był na tyle świadomy, aby móc odpowiedzieć sobie na pytanie, w jaki sposób dowiedziano się o jego bólu, czy stało się to samoistnie, przypadkowo, czy jakiś przechodzień przechodząc obok niego, zaryzykował i wystukał właściwy numer; jeśli tak było, pewnie pozostał przy nim do czasu przyjazdu służb, pogotowia - tego też nie wiedział.
Ocknął się dopiero w w szpitalnej przychodni, kiedy dawano mu zastrzyk, a czas jakiś potem podłączono do kroplówki. W końcu przetransportowano go na jakąś salę, wykąpał się, nareszcie znaleziono mu miejsce w sześcioosobowym pokoju.
Wciąż znajdował się w stanie odrętwienia, choć cały czas podczas tego pierwszego pobytu w szpitalu zachowywał świadomość przerywaną częstym zasypianiem. Chyba od tego czasu datowało się jego pragnienie snu i odpoczynku.
Ból pod mostkiem czy gdzie indziej (miał kłopoty z jego lokalizacją) już się nie powtarzał i było jasne, że ta nierzeczywista, w półśnie przeżywana sielanka musi się kiedyś skończyć. Odnowiony fizycznie, z duszą zobojętniałą lecz uspokojoną, oczekiwał dnia, w którym szpital podziękuje mu za gościnę, zwłaszcza że podówczas nie znaleziono w jego organizmie niczego niepokojącego, co mogłoby przywrócić niedawny ból.
Był przekonany, że wydostawszy się z opiekuńczych rąk medyków, stanie na własnych nogach i przejdzie nimi znajomymi ulicami miasta, przebrnie park i dotrze bez trudu do kolejowego dworca, a stamtąd sobie tyllo znanymi ścieżynami przedostanie się do swego wagonu (pewnie jeszcze nie wysłano go na rzeź pił, palników i mechanicznych pras) i zacznie na nowo żyvie, do którego przywykł, przygotowując swój domek w tenderze do zbliżającej się zimy.
Był ciekaw, czy napotka tego montera, który wielokrotnie pomagał mu w złych chwilach, który teraz najpewniej zastanawiał się, co też się z nim dzieje, mężczyzną-włóczykijem, bezbronnym i bezdomnym żebrakiem, z którym łączył go układ oparty może na współczuciu lub na jakimkolwiek innym odruchu człowieczeństwa.
Ale kiedy czekał już na wypis, niecierpliwie spoglądając na wskazówki zegara umieszczonego nad drzwiami prowadzącymi do gabinetu przełożonej pielęgniarek, czy też w końcu dosiężą dwunastej, w jego pokoju (chodził wtedy jak nakręcony, przemieszczając się po długim, szpitalnym korytarzu i powracając stamtąd do swego łóżka) pojawiło się dwoje ludzi - mężczyzna w połyskującej na pomarańczowo kamizelce i kobieta, starsza, szczupła, wciśnięta w nienowe i niemodne, choć eleganckie spodnium, w bluzeczce błękitnej z koronkowymi wypustkami u przegubów dłoni, z niewielkim owalnym dekoltem, też zakończonym koronką.
- Zabieramy pana do naszego ośrodka - oznajmiła mężczyźnie zaraz po powitaniu i przedstawieniu ich obojga.
Jej głos zdradzał może nie tyle stanowczość, ile zapowiedź czegoś, co zostało już postanowione. Szły za tym stwierdzeniem argumenty ponawiane nienatrętnie; były to bardziej rzeczowe komunikaty, słuchając których Adam z biegiem czasu ulegał lub przynajmniej były mu one na tyle obojętne, aby móc poddać się ich magii.
Mężczyzna w kolorze pomarańczy stojący obok kobiety, sprawiał wrażenie zniecierpliwoonego. On pewnie postąpiłby inaczej wobec pacjenta, ale zdał się najwidoczniej na charyzmatyczną siłę perswazji starszej od niego partnerki; niecierpliwie oczekiwał zgody mężczyzny na złożone mu propozycje.
Ta ze strony Adama nastąpiła bardzo szybko. Nie spodziewał się tego po sobie, bo przecież jeszcze nie tak dawno umykał jak mógł i potrafił wszelkim służbom, aby nie dostać się w ich ręce.
Teraz sprawy potoczyły się błyskawicznie: ubrano go, dano mu do ręki jakąś plastykową torebkę, aby miał w czym pomieścić swój żałosny dobytek, wreszcie odebrsno za niego wypis ze szpitala wraz z kartą choroby i poprowadzono do auta zaparkowanego przed szpitalem.
Wtedy dopiero przypomniał sobie o walizce.

[27.03.2019, pod Dover, Kent w Anglii]

1 komentarz:

  1. To musi być okropne uczucie - być samemu traktowanym jak walizka...

    OdpowiedzUsuń