CHMURKA I WICHEREK

...życie tutaj jest także fikcją, choć nie zawsze...

30 marca 2019

PONIEDZIAŁEK (13)

Poniedziałek. Podeszła do niego, kiedy siedział na końcu korytarza (świetlica?), gdzie stał telewizor. Nie był włączony.
Przedwczorajszy spacer po szpitalnym parku wzmocnił go. Nie czuł już zmęczenia pokonując wydeptaną ścieżkę korytarza i jej odnogę - drożynkę do łóżka w swojej sali.
Zaraz po porannym obchodzie do jego sali przywieziono towarzysza. Cierpiący. Blady. Senny. Żadnych rozmów. Może i by porozmawiali o byle czym, ale nie miał ochoty narzucać się; zdawał sobie sprawę, że tamten w swoim cierpieniu może nie mieć na to ochoty. Rozumiał go.
- Przepraszam za moją mamę. Obserwowałam was z daleka. Była obcesowa - powiedziała przysiadając na sąsiednim fotelu, przysiadając, a nie zanurzając całego swojego kształtnego ciała w aksamitne objęcia fotelowego siedliska i oparcia.
- Przyznaję, że na początku nie wiedziałem, jak się zachować... ale to minęło - uspokoił ją.
- Proszę mi wierzyć, że dla nas, mnie i matki, takue spotkanie z człowiekiem, który... to niemal cud, to coś nierealnego.
- Rozumiem panią doskonale.
- Ale niech pan nie myśli, że to tylko dlatego jestem tutaj z panem, że z powodu pana podobieństwa do mego ojca zainteresowałam się pana osobą. Coś mnie do pana ciągnęło. Może to, że leżał pan zawsze na lewym boku odwrócony tyłem do środka sali, do wchodzących. Widziałam wciąż pana plecy, a po nich trudno rozpoznać człowieka.
- Proszę się nie tłumaczyć. Doceniam pani pracę i ten szczególny rodzaj empatii, jaki posiada pani w kontaktach z chorymi - to rzuca się w oczy. A nawiasem mówiąc, gdybym się postawił w pani sytuacji, postępowałbym podobnie. Śliczną ma pani córeczkę - zmienił temat.
- Dziękuję. Jest śliczba i kochana. Tęsknię za nią, choć wiem, że kiedy pracuję, jest pod dobrą opieką.
- Ojciec? - wyrwało mu się. Pożałował tego słowa.
Nie przeraziła się. Podeszła do tego zwięzłego pytania racjonalnie.
- Majka jest ze mną. Tylko ze mną... i z babcią oczywiście.
- Przepraszam.
- Ależ nie musi pan. Widzi pan, tak jakoś ułożyło się w naszej rodzinie, że odczuwalny jest w niej chroniczny brak ojców - uśmiechnęła się. - Rozmawiałam z mamą i wiem o czym panu opowiadała.
- Tak... pani mama opowiedziała mi wiele. Byłem tym zaskoczony.
- Ona w ogóle lubi dużo mówić. Zwłaszcza jeżeli jest czymś lub kimś poruszona. Ona jeszcze przeżywa  j e g o  śmierć, tak nagłą.
- Pani... też...
Przytaknęła bezsłownie.
Dłuższa chwila milczenia.
- Chciałam panu powiedzieć, że dzisiaj rano, jeszcze przed obchodem, rozpytałam szczegółowo lekarza prowadzącego o stan pańskiego zdrowia.
- Tak?
- Proszę się nie obawiać. Nie przynoszę złych wieści. Jest tak: ma pan... nazwijmy to prostym językiem... ma pan guza na żołądku. Wyniki badań wycinka tej narośli wykluczają na ten moment, że mamy do czynienia ze złośliwym nowotworem, co oczywiście nie znaczy, że w przyszłości... - zawahała się, złapała świeży oddech.
- Dlatego należy usunąć tę poczwarę i to jak najszybciej, choćby dlatego, że narasta w dynamicznym tempie. Umiejscowienie guza, jak mi objaśnił Ordyński, wskazuje na to, że konieczna będzie częściowa resekcja żołądka, co oznacza, że może pan stracić nawet jedną trzecią tego organu. Ale z tym można żyć, zapewniam pana.
Nic nie odpowiedział, ale w głębi duszy czuł się uspokojony, tym bardziej, że przewidywał coś gorszego, zważywszy na szybkie tempo w jakim rozwijała się jego niedyspozycja.
A jeśli Natasza chciała go tylko pocieszyć? Jeśli ukrywała przed nim prawdę? To odwieczne pytania, z jakimi borykają się ludzie żyjący na krawędzi nadziei, że ich choroba nie jest tą ostatnią z jaką przychodzi im się zmierzyć w ich życiu.
Musiała odejść do swoich obowiązków.
Nie włączył telewizora. Sięgnął ze stolika po jakąś gazetę sprzed tygodnia.

[30.03.2019, Yffiniac, Còtes - d' Armor w Bretanii, Francja]

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz