ŻYCZENIA

ZDROWYCH, POGODNYCH I RADOSNYCH ŚWIĄT

CHMURKA I WICHEREK

...życie tutaj jest także fikcją, choć nie zawsze...

31 marca 2019

CHIRURDZY (15)

Dwa czy trzy dni przeszły. Minęły. Od z górą dwóch tygodni zajmował miejsce w szpitalu. Zajmował je leżąc, spacerując; widywał się z Nataszą - zajęta bardzo, ale mimo to raczyła go rozmowami, krótkimi, lecz przyjaznymi zawsze, a podczas każdej z nich, kiedy wpatrywał się w jej oczy, kiedy próbował wniknąć w sens jej niedomówień, podejrzewał, że jest w tej kobiecie coś z tajemnicy, która pewnego dnia rozleje się przed nim, ale jak dotąd, rozszyfrować tych domyśleń swoich nie potrafił.
Można powiedzieć, że w tym czasie zakolegował się z trzena pacjentami, których położenie było pidobne do jego - czekali na ostre cięcie. Jakieś drobnostki: woreczek żółciowy, przepuklina i też żołądek. Drobnostki dlatego, że w przeciwieństwie do niego, zdaniem morfologii i roentgena, byli całkowicie zdrowi dla potrzeb operacji. I to było najgorsze, albowiem każdy z tych trzech panów skłonny był do podejmowania rozważań natury medycznej, opisując przed pozostałymi historię swojej dolegliwości, następnie precyzując szczegółowo istotę zabiegu jaki ich czeka oraz prognozując konieczność zmian jakie z pewnością zajdą w ich życiu po opuszczeniu szpitala.
Zdarzyło się tak, że każdy z tych mężczyzn (młodsi od niego) miał różnych lekarzy prowadzących. Ten z woreczkiem do usunięcia - Ordyńskiego, tego, który zajmował się Adamem; doktor Jezierski prowadził pana "żołądkowca", Ślusarski zaś miał się zająć przepukliną najmłodszego z panów.
Adamowi, któremu wszelkie dywagacje na temat chorób i ich zwalczania zawsze wydawały się zbyteczne, w rozmowach z towarzyszami szpitalnej niedoli pełnił funkcję przysłuchującego się laika. Podziwiał tych trzech za ich ogromną wiedzę medyczną jaką nabyli, nie przebywając w szpitalu dłużej niż tydzień, ba, potrafili się też wypowiedzieć o umiejętnościach poszczególnych chirurgów (każdy przyznawał palmę pierwszeństwa swojemu), dostarczając dla potrzeb owej charakterystyki rozlicznych zasłyszanych, acz całkowicie wiarygodnych przykładów znaczących, nadzwyczajnych zdolności, jakimi dysponowali ich lekarze.
I tak "człowiek" Ordyńskiego upierał się przy tym, że tenże lekarz, najbardziej w latach posunięty, czerpie swą doskonałość z ogromnego doświadczenia, którego nie sposób nie docenić przy operacyjnym stole.
Dwaj pozostali panowie ripostowali: - Owszem, doświadczenie w pracy chirurga to kwestia godna zauważenia, jednakowoż z wiekiem sprawność ręki trzymającej skalpel się osłabia, a i skłonność do nienajnowoczesnuejszych metod leczenia przeważa.
Drugi z panów z kolei docenił Jezierskiego, który obszernie informuje pacjenta o czekającym go zabiegu, rozrysowuje wręcz na karcie papieru poszczególne operacje, mówi śmiało o zagrożeniach i o tym, jak sobie z nimi będzie radził.
Na to ten z przepukliną oświadczył, że przy tak bezczelnie szczerym podejściu do chorego, w jego przypadku to oczywiste, pogrążyłby się w takim stresie, że nieprzespana noc przed zabiegiem to jedynie najfrywolniejszy ze skutków takiej "nadbezpośredniej" narracji.
"Przepuklinowiec" z kolei radował się z tego, że nim zajął się najmłodszy z chirurgów - Ślusarski.
- To, panowie, prawdziwy lekarz z powołania i jakże wrażliwy na ludzkie nieszczęście. Ledwie mnie co zaboli, przybiega na zawołanie, ordynuje zastrzyk lub przynajmniej uspokaja, że wszystko będzie w należytym porządku i zabieg się powiedzie.
A "żołądkowiec" na to:
- No tak, ale przemiłemu w rozmowie Ślusarskiemu brak doświadczenia, a jego wiedza to podręczniki. Ileż to cięć zaliczył nasz młody pan doktor, proszę pana?
Na takich i podobnych rozmowach upływały godziny. W końcu jednak i one ustały, albowiem każdemu z tych panów ustalono już dzień i godzinę zabiegu i w ten sposób prozaiczna rzeczywistość szpitalna stłamsiła ich inwencję twórczą.

Przed obiadem to było. Doktor Ordyński pofatygował się do jego łóżka. Adam leżał w półśnie, ale był wyspany. Na widok Ordyńskiego przysiadł na baczność, a tamten:
- Oj, ma pan tu swoich zaciekłych orędowników, co to wypytują się o jego zdrowie - zaczął, zerkając to na Adama, to znów na przytroczoną do łóżka kartę temperatur.
- Miło słyszeć, aczkolwiek nikogo nie upoważniałem aż do takiej troski o moją osobę.
- No tak, ale ja nie o tym. Pan wpadnie do mnie, do zabiegowego zaraz po obiadku, porozmawiamy. Myślę, że nadchodzi czas na pana. Wyniki badań zbliżyły się do normy... aha, jeszcze jedno... ma pan gości... na świetlicy na pana czekają. Biedni, nie wiedzą, że to nie pora na odwiedziny.

[31.03.2019, Yffiniac, Còtes d' Armor w Bretanii, Francja]

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz