CHMURKA I WICHEREK

...życie tutaj jest także fikcją, choć nie zawsze...

25 marca 2019

ZDARZENIA I WYŚNIENIA

1.
Nie umknęły mojej uwadze Dumagasy, Ikry, El Mosco, XPO-le, Dixony, WOS-y, Jatisy, Nicholsy, Weberersy, Europy, Omeg, Stefaniuki, Moszyńscy, Sitry, Girteki, Discordie i wiele, wiele innych aut firm transportowych krążących pomiędzy Kontynentem a Wyspami. Głównie te większe, pospolicie zwane TIR-ami. Wśród marek przeważają DAF-y, przystojne, z pięknymi, podłużnymi antrapami Scanie, smukłolinijne, również udatne Volva, 500-tki i 460-tki, mniej subtelne, za to z siedzeniami kierowcy najwyżej Mercedesy, bardziej toporne MAN-y; mniej spotykane Renaulty, choć zgrabne i ze świetnym zawieszeniem oraz najmniej liczne Iveca.
Przez pięć i pół dnia, kto by je zliczył.
Na szczęście tego szóstego dnia podjechali dwaj polscy mechanicy spod Londynu i wymienili mi skrzynię biegów, którą w niedzielę przywieziono mi z kraju. Sylwester, starszy z nich od 19 lat przebywa w Anglii, ma swoją małą firmę, która właśnie specjalizuje się w naprawie aut na drodze, a jego autko to prawdziwy warsztatowy magazyn. Dorobił się na tej robocie dwóch własnych domów - jakże mógłby narzekać, choć jego praca do najłatwiejszych nie należy.
Myślałem, że szefowa zleciła mu też wymianę klocków hamulcowych, o co, zdaje się od 6 marca upominałem. Nic z tego. Byłem w kropce, bo sam nie mogę zlecić przy okazji kolejnej naprawy. Ruszamy do bankomatu, do centrum Dover i... dzieje się to, co stać się musiało. Zdarte klocki blokują mi auto. Zjeżdżamy na pierwszy lepszy parking. Teraz Sylwester osobiście kontaktuje się z moją szefową... może będzie bardziej wiarygodny ode mnie.
Jest decyzja: wymieniać, ale nie podoba mi się to, że w rozmowie z mechanikiem szefowa powiada, że nie zgłaszałem jej awarii klocków. Śmieszne to trochę, bo wprawdzie nie jestem w stanie odtworzyć rozmów telefonicznych na temat klocków, ale posiadam sms-y... w razie czego do wglądu, pani szefowo.
Naprawione i zapłacone. Sylwester tłumaczy mi, że po przyjeździe do kraju należy wymienić wszystkie cztery tarcze hamulcowe i obie linki do zmiany biegów (już to widzę :-)  )
Czas jakiś przebywam na parkingu w centrum miasta (nabijam tytoniem gilzy użyczone mi przez sympatycznego tirowca z Białorusi - też miał awarię auta i kiedy kończono mi wymianę skrzyni, podjechał do niego serwis Mercedesa) i wyruszam w stronę Londynu, aby zatrzymać się gdzieś przy A20 i zaczekać tam na ewentualne zlecenie... oby w stronę kraju.
2.
Czasami, niestety ostatnio coraz częściej, nachodzą mnie myśli nie od parady, takie niechciane i wcale niepożyteczne. Co w takich chwilach? Kto zna mnie tyle o ile, wie, że muzyka, wie nawet jaka... nic z tego, nie pomaga. Pisanie? Zwykle to afrodyzjak na marny humor - myśli się plączą i bardzo się to wyczuwa podczas pisania. Lektura? Czujesz się tak, jakbyś przez pogrzebową woalkę przy słabym świetle nie dosięgał znaczenia słów. Rozmowa z kimś? Ta daje wytchnienie, ale na czas jej trwania. Więc co? Sen wymuszony, nieprawdziwy. Prawdziwy jest, kiedy się przed nim odpocznie. Jeśli nie, taka sytuacja się rai.
Zatrzymuję auto przed niewielkim wzniesieniem, na którym rozpościera się kompleks budynków, przypominających jako żywo dawne, sporych rozmiarów pegeerowskie gospodarstwo (był ktoś? widział?). Obory, chlewy, szopy, magazyny. Walający się gdzie popadnie sprzęt, nie tylko stricte rolniczy. Stan zaniedbania. Przejścia pomiędzy budynkami wąskie, obszerniejsze podwórze w kocich łbach. Ale... wchodząc w tę dziedzinę, słyszę ludzkie głosy; potem jawią się moim oczom kolumny pracowników rolnych dzierżących w dłoniach łopaty, szpadle, grabie i grace. Tłum jest radosny i potężnieje. Młodzi ludzie w przewadze. Uczniowie? Praktykanci? Przeszli mimo, nie oglądając się za mną wcale. Tak jakby mnie nie było. 
Dosyć tej wędrówki! Wracam. Do auta. Ale jak i gdzie? Z uliczki w uliczkę, z zaułka w zaułek docieram na skraj gospodarstwa - wszędzie obsiane pszenicą i kukurydzą pole. Gdzież jest moje auto? Gdzież droga do niego? Nie ma i nie ma. 
W pewnej chwili przechodzę wąskim gardłem podwórza pomiędzy dwoma gospodarskimi budynkami. Wtem nie wiadomo skąd, ale kierując się wprost na mnie dopada mnie rój owadów hałaśliwy, grzmiący jak palba artyleryjska; jak szarańcza, gzy, jak szerszenie, jak żuki gnojarze robaki-stwory nie większe od zapałki złamanej na pół tratują moją twarz, chłoszczą mnie od stóp do głów. Te co ode mnie odbite, zalegają na moim wełnianym swetrze, przyczepiają się do spodni i butów; inne jak kulki gradu zasklepiają drogę przede mną, a wstępując na nią, pod stopami trzeszczą jak mocno zmarznięty lód na płytkich kałużach. Widzę je - to robaczki, białe, sierpowate w budowie, zwinięte niby w harmonijkę. Idę lub biegnę pod prąd tego gradobicia. Może za kolejnym zaułkiem, za następnym zakrętem odnajdę właściwą drogę... .
I nagle myśl mi załopotała jak chorągiew bitewna na zdobycznym szańcu. Wypowiadam tę myśl:
- Jeśli chcę odnaleźć swoje auto, nie ma rady, muszę się obudzić.
Co miałem począć? Obudziłem się.
Ale... ale coraz częściej myślę sobie (najpewniej niestety sobie tak myślę), co zrobić, jak sprawić, aby móc obudzić się z własnego życia. Po prostu w takich dniach gnojnych i znojnych, okrutnie się ze mną obchodzących, ponurych i szarych, beznadziejnych i bezsilnych, w takich dniach powiedzieć sobie: - Dość, obudź się wreszcie z tego snu-koszmaru, bo jeśli w nim zostaniesz, zginiesz marnie lub, co najwyżej, zarzucisz na mocne jeszcze ramię jukowy worek, kijaszka sobie weźmiesz do towarzystwa, aby ci służył, gdy słabym się poczujesz, jako trzecie ramię... .
Próbowałem... niestety na ten zew, na to zawołanie do obudzenia się ze snu-życia dusza moja i ciało, całe jestestwo moje nie odpowiada.

Nie prorokuję przyszłości, nie czarnowidzę, nie piszę mętnych scenariuszy. Ja tylko w nich występuję, obsadzany w poślednich rolach, jako nazwiska, które nie mieszczą się w strumieniu postaci płynących po napisie "koniec filmu". Należę do kategorii "i inni"... i tyle ze mnie zostanie... raczej popiół...

[25.03.2019, Capel le Ferne, Kent w Anglii]

4 komentarze:

  1. Nie rozumiem Twojej szefowej, przecież na pewno samochody mają przeglądy i na pewno sprawdzane są hamulce, wiec jakim cudem miałeś z nimi problem. Możliwe, że te przeglądy robi jakiś zaprzyjaźniony z szefową mechanik, który za dodatkowe kilkadziesiąt złotych przepuszcza takie ważne dla bezpieczeństwa usterki.
    Co do snów, to też zdarza się, że często staram się obudzić, aby nie przeżywać koszmaru albo chociaż zmienić "temat" snu.
    Pozdrawiam w paskudny dzień.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Za mało mam możliwości (stąd m.in. brak moich komentarzy na zaprzyjaźnionych blogach), aby rozwinąć podjęty przez Ciebie temat, a mógłbym na ten temat napisać wiele. Odpuszczam na tę chwilę problemy, z jakimi się borykałem... mimo wszystko żyć jakoś trzeba...

      Usuń
  2. Tak jak Anna dziwię się Twojej szefowe, ale chyba właściciele już tak mają, że oszczędzają przede wszystkim na pracownikach, bo to głównie Ty na tym cierpisz.
    Ciężkie nastroje, ciężkie sny tez zdarzają mi się coraz częściej, ciekawe dlaczego?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Kłopoty to, zdaje się, moja specjalność :-) ... a był taki serialowy gość od radzenia sobie z kłopotami... pamiętasz?

      Usuń