CHMURKA I WICHEREK

...życie tutaj jest także fikcją, choć nie zawsze...

28 marca 2019

HENRYK (10)

- Zadziwiające podobieństwo - tłumaczyła mu, a wiatr nagle ucichł, lecz duży jasny obłok, który nasunął się na tę połać nieba, z której zwisało słońce sprawił, że spiekota popołudnia natenczas ustała. - Córka zauważyła to podobieństwo od razu, nawet wtedy, gdy był pan nieogolony. To dziwne, prawda, spotkać kogoś tak podobnego gdy tego, do którego się porównuje, nie ma już z nami.
Słuchał, analizował każde słowo, był już mniej zaskoczony, mniej zmieszany. Mimowolnie przemyśliwał nad powodem zainteresowania Nataszy jego osobą. Czyżby to podobieństwo do jej ojca było jedyną przyczyną jej wyszukanej troski o niego? Ale nie, obserwował ją w kontaktach z innymi pacjentami ilekroć odwiedzał sąsiednie pokoje (w jego sali stały trzy wolne łóżka, był sam). Do każdego z chorych podchodziła z jednaką wyrozumiałością i empatią. Myślał wtedy, że z takimi cechami jakie reprezentuje Natasza, trzeba się po prostu urodzić. Tacy ludzie istnieją i to nie tylko pośród lekarzy i pielęgniarek. On i ci pacjenci, którymi się zajmowała, mieli szczęście.
- Wie pan - kontynuowała matka Nataszy - córka od najmłodszych lat miała rzadki kontakt z ojcem. Byliśmy pod tym względem nietypową rodziną. Henryk był budowlańcem, zawsze w rozjazdach, na kontraktach krajowych i zagranicznych. Owszem, powracał z nich, miewał urlopy, spędzał z nami większość świąt, ale mimo wszystko bardzo go nam brakowało. Oczywiście ta jego cygańska praca miała też swoje plusy. Henryk zawsze dobrze zarabiał. Nie musiałam pracować, chociaż dorywczo zatrudniałam się tu i tam, ale mąż patrzył na to niechętnie. Upierał się, że jako mężczyzna to on odpowiada za sferę materialną naszego życia. Wybudował dom, w którym miałam być panią, a on ilekroć przyjeżdżał, pragnął nieskrępowanego odpoczynku, który może mu dać tylko kobieta, którą kochał.
Dopiero kiedy dobiegał czterdziestki, zdecydowaliśmy się na dziecko. Późno bo późno, ale urodziłam mu Nataszę. Wtedy, na samym początku, kiedy Natusia była malutka, Henryk przyjeżdżał częściej, ale gdy już podrosła, poszła do szkoły, znów porwał go wir pracy. Myślę, że po prostu kochał to swoje zajęcie, przemieszczanie się z miejsca na miejsce, a później niekończące się opowieści o tym gdzie był, co wybudował, okraszone zdjęciami.
O ile ja zdążyłam już przywyknąć do jego trybu życia, Nataszy brak ojca dawał się we znaki. To prawda, zawsze była zadbana, mogła sobie pozwolić na najwymyślniejsze stroje, ale jak to się miało do tęsknoty za ojcem. Ile razy wracał do domu, za sprawą dorastającej córki, w domu panowało święto. Tak silna więź łączyła ich oboje, że częstokroć zazdrościłam Henrykowi tej wylewności uczuć, jakie przelewała na niego córka. Ale czy mogłam się temu dziwić, sprzeciwiać się temu odwiecznemu, naturalnemu prawu dziecka do wielbienia ojca, którego nie ogląda się często?
W końcu Henryk postanowił się ustatkować. Powiedział to nam. Natasza właśnie skończyła ogólniak. Nie podejrzewałam wtedy, że jego decyzja może mieć coś wspólnego z pogarszającym się, jak się okazało, a czego nie byłam świadoma, stanem zdrowia męża. Przyjechał na kilka dni przed Bożym Narodzeniem... ale już nie doczekał z nami wigilii. Zabrał go nam rozległy zawał. Długo nie cierpiał... choć kto to wie. Córka postanowiła wtedy, że będzie pielęgniarką.
Wylewność kobiety, która w sposób tak bezpośredni opowiedziała w koniecznym skrócie swoje życie, a właściwie jego istotną część przypisaną także jej mężowi, poruszyła go i jak to bywa w podobnych przypadkach, kazała mu spojrzeć na swoje zaprzepaszczone życie pod innym kątem. W tym stanie podziwu i zrozumienia dla problemów jakimi obarczyła go matka Nataszy, zdobył się na uściśnięcie jej prawej dłoni - była chłodna i wilgotna.

[27.03.2019, pod Dover, Kent w Anglii]

4 komentarze:

  1. Sprawdzam czy działa, bo komentarze były wyłączone...

    OdpowiedzUsuń
  2. Faktycznie, wyłączyłem je... i nie przez przypadek... miała to być kolejna uwertura di likwidacji bloga...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. A dlaczego Ty myślisz o likwidacji bloga? Przecież czytamy to piszesz.
      A gdzie terazxjesteś - w Anglii ? Tak jak 2 dni temu...?

      Usuń
    2. Cały czas o tym myślę... i cały czas ta "magnana"... Obecnie we francuskuej Bretanii przebywam.... i stąd pozdrawiam

      Usuń