CHMURKA I WICHEREK

...życie tutaj jest także fikcją, choć nie zawsze...

27 marca 2019

PODOBIEŃSTWO

Dziewczynka mogła mieć pięć - sześć lat. Nie miał wątpliwości, że była do Nataszy przywiązana, co tam przywiązana, kochała swoją matkę, i można było znaleźć potwierdzenie na to, obserwując jak wyrywa się z babcinych rąk i biegnie jak szalona okrążając sadzawkę, potem przeciska się pomiędzy dwojgiem ludzi idącym środkiem alejki i niemal zderza się z wózkiem pchanym przez kobietę w białym kitlu, idącą naprzeciw jej spontanicznej radości.
Natasza wstaje, odchodzi od Adama na kilka kroków, przykuca, aby pochwycić dziewczynkę w ramiona. Uściski, zgraja szczebiotliwych słów z obu stron, ucałowania. Tylko babcia w oddali oddycha ciężkawo, niby podbiega za małą, lecz po paręnastu metrach przystaje, krzyczy coś o żywym srebrze; on siedzi jak widz na pierwszym rzędzie przy samej scenie teatru, próbuje wstać, ale momentalnie siada, obejmuje prędkim spojrzeniem dziewczynkę i jej matkę; później do tego kadru dołącza starsza pani, umęczona pogonią za dzieckiem.
Natasza bierze dziewczynkę na ręce i, rzecz ciekawa, spoglądając na starszą od siebie kobietę, natychmiast przenosi spojrzenie na siedzącego na ławce mężczyznę, po czym ponownie muska wzrokiem babcię, mruży oczy, albo mruga do niej porozumiewawczo, kiwa głową, w końcu odzywa się do dziewczynki:
- Pobiegamy sobie? Zobaczymy, gdzie się podziały nasze belgijskie kurki.
Odchodzą.
Starsza kobieta krokiem już spokojnym zmierza ku siedzącemu na ławce mężczyźnie, planując przywitanie, że wyciągnie ku niemu prawą dłoń, wszak jest kobietą, a on podejmie ją, ściśnie, może nawet zbliży do niej usta; jest w końcu w takim wieku, w którym obowiązują dawne konwenanse; podchodzi do niego blisko, nagle zatrzymuje się, tak jakby opadła przed nimi niewidzialna zapora, jakby spuszczono pomiędzy nimi przezroczystą kurtynę... i zamiast powitania kobieta wyciąga przed siebie rękę, a dłoń tej ręki dotyka przyczułkami palców lewej skroni mężczyzny, spływa po jego policzkach, kieruje się w stronę nosa, warg i podbródka, w końcu opada bezwładnie. Adam nic z tego nie rozumie, stoi przed nią (wstał, kiedy wyciągnęła ku niemu rękę), wyraz jego twarzy - zdumienie, totalna nieświadomość przyczyny, z powodu której tak go potraktowano jak śliczną lalkę w zabawkowym sklepie... słucha:
- Mój Boże, skóra w skórę, wzrok ten sam, nos identyczny, lekko wystające kości policzkowe, podbródek z takim samym zabawnym dołkiem, tylko usta inne, szersze, bardziej nabrzmiałe, smutne, tak jakby nigdy nie miały się unieść  w radosnym uśmiechu. Natka dobrze mówiła... on częściej był nieogolony, mówił, że cerę ma taką, skórę, która nie znosi częstego golenia, kaleczył przez nie twarz, albo, chcąc tego uniknąć, golił się rzadziej, kiedy jego skóra już odżyła.
Nastał moment, w którym poznał tajemnicę dziwnego zachowania kobiety; przedtem jeszcze zdołał z siebie wykrztusić: 
- Przypominam pani kogoś?
Teraz opanowała się, możliwe że odnalazła w swoim zachowaniu nietakt, wstrząsnęło to nią, przeraziło to, że tak obcesowo i bez wytłumaczenia poczęła rzeźbić palcami jego twarz.
Jakoś w jednej chwili oboje przysiedli na ławeczce.
- Ojca Nataszy - przemówiła z niekłamaną ulgą. - Mojego męża.
W oddali dziewczynka i jej matka okrążały klomb z peoniami, których kwiaty były jeszcze w pączkach.

[27.03.2019, pod Dover, Kent w Anglii]

2 komentarze:

  1. Czasami patrzymy na kogoś i odnosimy wrażenie, że już go kiedyś widzieliśmy...

    OdpowiedzUsuń
  2. Ba... pewnego razu będąc nastolatkiem, zdarzyło mi się w autobusie zobaczyć "samego siebie" w podróżującym tymże środkiem lokomocji chłopaku. To był kompletny szok... myślę, że dla nas obu...

    OdpowiedzUsuń