CHMURKA I WICHEREK

...życie tutaj jest także fikcją, choć nie zawsze...

30 kwietnia 2014

Krucha idea szklanych domów

Powiedzmy, że rzecz dzieje się w przedziale wagonu pociągu osobowego-przyśpieszonego (były takie pociągi), połykającego nieśpiesznie przestrzeń pomiędzy Gdynią a Krakowem. Nie wiem, czy taki pociąg w wersji osobowej jeszcze istnieje i z tej zdawkowej informacji wynika, że ta beznadziejnie nudna historyjka winna dotyczyć przeszłości.
Dzieje się podróż skromna, zwykle nieprzepełniona; w odwrotną stronę, w lecie, bywało odwrotnie, gdy naród nad Zatokę dążył, potem aż na Hel, być może. Jest więc stoliczek w przedziale, mrugajace światło i czerń nocy za oknem. Czasami ktoś się przysiadł. Dla pomyślności nie tylko zakupów ale i podróży samej - zakonnica. Innym razem studentka, pan małomówny, zadumany, rodzinka skromniutka, trzyosobowa z malcem, co całą bożą drogę przesypiał ku ogólnej szczęśliwości pasażerów. Bywało też, że samotność szczęśliwa grzeszyła nudą i sennością i wtedy M. wyjmował z nesesera najprawdziwszego Żeromskiego w miękkiej oprawie. Ukończywszy "Różę" ze "Snem o szpadzie", pochwycił w drogę Judyma i z nim, buntownikiem idei, ludzi leczył, stawy osuszał, do czworaków właził. Przeciskał się zmęczonymi oczami przez młodopolskie krajobrazy kwietnych łąk, kiedy niekiedy wodził wzrokiem po słowach nieco archaicznych, lecz pełnych zapału. 
M. zakochany był w idei służebnej masom nieoświeconym i chociaż wokół w owych czasach nie doświadczał spotkań z biedakami, to zapłodniony słowem wieszcza, inne cele wynajdywał, wieńcząc je szklanymi domami. I dobrze, że w tym przedziale z rozedrganym światłem, przy czytaniu, świadków nie uświadczył. Wolał tak w samotności marzyń na poły nieszczęśliwie rozmyślając nad tym, do jakiego miejsca posunąć się może, aby osobistego szczęścia nie niszcząc, być wiernym idei.
Pociąg zmierzał do celu, turkotał dźwięcznie, repetując momotonnie rytm podróży. I w pewnej chwili M. zasnął, uderzając głową w zimną taflę czarnej szyby...
A kiedy po wielu, wielu latach się obudził, zastał na stoliczku ksiegę zamknioną, a po otworzeniu - nieczytelną. Rozlały się po papierze sympatycznym atramentem pisane słowa, z których nie sposób było sklecić idei w jaką był wierzył. Szklane domy rozpadły się na miliony nikomu niepotrzebnych ziarneczek. 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz