Gęba,
pewnie jako i ludkowie błądzący po internetowej sieci, napotkali na wdzięczne
księdza irlandzkiego na ślubie śpiewanie pod poety Leonarda Cohena melodię. W
tak zwanym międzyczasie pomiędzy politycznym dawaniem sobie po pysku (wybory
tuż tuż) i okołomajdanową paranoją, takiż obrazek zaśpiewany podczas ważnej
życiowej uroczystości balsamicznie duszę, jeśli kto takową posiada, uspokaja.
Wydawałoby
się, że co jak co, ale księdza wdzięczne a niesfałszowane śpiewanie w kościele
w takim momencie młodych a kochających się ludków żywota, nijakiej hańby nie
przyniesie. Albowiem ludkowie, założyłbym się o garniec przedniego grogu, że
wielu z was, których córki i synowie, gdyby zechcieli łapki i serca swoje
połączyć przede Bogiem, to pewnie uradowałoby się, gdyby irlandzki ksiądz tak
zaśpiewał składnie.
Wydawałoby
się … ale nie w Polszcze.
U
nas to najtęższe rozumy w liturgii kształcone mieszczą się w gazecie Gość
Niedzielny pode nazwiskiem Kucharczyk Franciszek.
Panu
Kucharczykowi cosik tam zgrzytnęło i mu się nie podobuje. Gęba ku śmieszności
Kucharczyka pana, cytaty zapoda:
„A
tu coś zgrzyta. Bo to jednak występ. Gwiazdorski. Nagle kapłan występuje tylko
w swoim imieniu, bo chce coś fajnego zaprezentować.” – i Bogu dzięki, że nie we
w imieniu Kucharczyka pana ksiądz występował, bo, myśli Gęba, musiałoby się z
tego cosik niefajnego zrodzić.
Kolejne
cytaty godają o tem, jako to w owych klapkach na oczach panu Kucharczykowi jest
do twarzy
„Jasne,
że ślub to sytuacja szczególna i często tam a to skrzypek zagra, a to
śpiewaczka operowa zaśpiewa – ale to jednak co innego niż gdy w roli
artysty-wykonawcy występuje celebrans.” [Gęba musi sobie zapamiętać celebransa.]
„Z
pewnością ksiądz ów miał dobre intencje, a i dobrze mu z oczu patrzy, niemniej
ta sława, jaką zyskał dzięki światowej popularności filmiku, przynosi, uważam,
więcej szkody niż pożytku. Szkoda polega na spłyceniu Mszy św.” [Gęba se myśli,
że większego spłycenia materii dziennikarskiej autorstwa pana Kucharczyka, to
ni ma.]
„Jako
uczestnik Mszy czułbym pewnie prywatny niesmak i tyle.” – gada pan Kucharczyk
Franciszek, przesadnie dający wiarę w to, że mógłby być na uroczystość weselną
wpuszczony.
Gęba
obaczyła filmik po raz drugi pode kątem odbioru księżego śpiewania przez
kościół zapchany ludkami i nijakiego niesmaku nie obaczyła, a wręcz przeciwnie.
Wysupłuje
Gęba wniosek taki, że ani ten filmik, ani księdza śpiewanie to materie nie na
betonowy łeb redaktora Franciszka Kucharczyka. Ot, chłopisko nie miało co
diełać i napisało, co wiedziało, a że nie za wiela wiedziało, to i jako rozumem
swym objąć umiało, ujęło, co Gębie wiela uciechy sprawiło.
Hej.
A poniżej redaktorskie arcydzieło celebransa Kucharczyka
W moim kościele na każdej mszy organista beczy jak baran w czasie podrzynania mu gardła. Zapraszam pana Kucharczyka-pewnie mu się będzie podobało i nijakiego niesmaku nie poczuje!
OdpowiedzUsuńPewnikiem sam pan Kucharczyk ryczy, bo spóźnił się na lekcję, kiedy Pan Bóg psalmy do śpiewania rozdawał
OdpowiedzUsuń