Rejent-biblioman
pokazał panom książkę, którą kupił pół godziny temu w
antykwarni: był to rzadko spotykany egzemplarz, zawierający «złote
myśli» pisarzy z końca osiemnastego wieku. Profesor Tutka,
przejrzawszy książkę, powiedział:
— Złote myśli
przypomniały mi pewną historię, którą panom opowiem. Zwiedzałem
niegdyś jedno z zagranicznych miasteczek. Miasteczko podobne do
wielu innych: schludne, o ładnych domkach. Jedną z uliczek zamykał
skwer w kształcie wachlarza. Na tle skweru stał pomnik. Poszedłem
w stronę pomnika, aby mu się przyjrzeć i dowiedzieć się, jak się
nazywa człowiek, któremu ten monument postawiono. Wkrótce
przeczytałem: «Jan Fryderyk Leweter».
— Przepraszam, że
przerywam — powiedział doktor — wstydzę się, ale nie wiem, kim
był Jan Fryderyk Leweter.
— Nie ma się pan
czego wstydzić — powiedział Profesor Tutka — ja także nie
wiedziałem. Zacząłem grzebać w swej erudycji, ale nazwiska tego
nie znalazłem. Na cokole stał człowiek, trzymał gęsie pióro i
zwój papieru.
- Hm — pomyślałem
— pewno jakiś pisarz». Przeczytałem jeszcze wyryty napis: «Ze
złotych myśli Jana Fryderyka Lewetera: Nie
w pieniądzach szukaj szczęścia, człowieku».
Myśl może i złota, ale nie wydała mi się zbyt oryginalna:
podobne myśli wygłaszano już od
dawna. Obejrzawszy
pomnik dokoła, siadłem na jednej z ławek. Zbliżył się
spacerujący z pieskiem stary pan, usiadł na ławce obok mnie i
przemówił z miłym uśmiechem:
— Widziałem, jak
pan oglądał pomnik; jest pan zapewne cudzoziemcem i przebywa po raz
pierwszy w naszym mieście.
— Tak —
odpowiedziałem. — Zastanowiło mnie nazwisko upamiętnionego
człowieka:
w mojej ojczyźnie
postać Jana Fryderyka Lewetera jest nie znana.
— Nie dziwię się
— odpowiedział stary pan — jest to sława czysto miejscowa.
Ambicją każdego z naszych miasteczek jest posiadanie jakiegoś
pomnika. Ale nie każde miasto może się poszczycić, że urodził
się w nim poeta na miarę Dantego czy wojak taki, jak Napoleon;
trzeba szukać śród sław mniejszych. Leweter urodził się w
naszym mieście. Był to ceniony pedagog, napisał parę książek, W
tym tom poezji, wiersze może nietęgie, chociaż mające, jak mówią,
«myśl zacną». Czytał pan zresztą jedną z jego «złotych
myśli»... Ale ludzie z pomników głoszą często rodakom czy całej
ludzkości swoje myśli, a ludzie zwykli myśli szanują, ale...
robią swoje. I mieszkańcy naszego miasta mimo złotej myśli,
wyrytej na pomniku, szukają szczęścia właśnie w pieniądzach. Są
to przeważnie kupcy, przedsiębiorcy, drobni fabrykanci.
W związku z
pomnikiem i mieszkańcami tego miasta opowiem panu historię, która
zdarzyła się kilkanaście lat temu, a która pana może
zainteresuje.
Otóż mieszkał tu
blisko, w jednym z domów, które pan widzi w pobliżu skweru, pewien
zegarmistrz. Znałem go dobrze, bo mi naprawiał zegary, a poza tym
był moim pacjentem; jestem lekarzem i w owych czasach więcej
poświęcałem czasu praktyce niż spacerom. Zegarmistrz ów, jak i
wszyscy obywatele tego miasta, zbierał przez cale życie pieniądze.
Przebąkiwano coś o najeździe nieprzyjaciela, a na mego
zegarmistrza tak te pogłoski działały, że stwierdziłem dość
silny rozstrój nerwowy i nawet manię prześladowczą: widział
wszędzie czyhających na jego pieniądze. Pewnego dnia
niespodziewanie umarł. Nie miał bliskiej rodziny, ale w takich
wypadkach, zwłaszcza gdy umarły był bogaczem, zjawia się i
rodzina dalsza. Zaczęto szukać pieniędzy. W banku nie znaleziono,
w domu także. Podczas poszukiwań, ktoś odczytał w notesie
zegarmistrza dziwne słowa: «Trzeciego lipca o godzinie szóstej
minut dwadzieścia rano głowa Lewetera pod tują będzie miała myśl
naprawdę złotą». Nikt nie rozumiał. Zaczęto odczytywać słowo
po słowie, stukać się palcem w czoło,wzruszać ramionami.
Dlaczego trzeciego lipca? Dlaczego o szóstej dwadzieścia rano?
Dlaczego pod tują? «Głowa — mówiono — może być pod dachem,
pod gołym niebem, ale pod tują?» Treść tajemniczej notatki,
podawana z ust do ust, krążyła po mieście, nie dając nikomu
spokoju. Nikt nie umiał rozwiązać zagadki. Wreszcie
zabrał głos
burmistrz: «Wstyd doprawdy, że obywatele miasta, które wydało
Jana Fryderyka Lewetera, nie rozumieją: przecież widać, że to
pisał człowiek, który zwariował i dlatego słowa te nie mają
żadnego sensu».
Zdanie burmistrza
uznano za istne jajko Kolumba; wstydzono się nawet, że nikt nie
wpadł przedtem na rozwiązanie tak proste. Znalazł się jeden tylko
człowiek w mieście, który zdania burmistrza nie podzielał; może
uważał, że jest to zbyt wielkie, chociaż stosowane często,
ułatwienie powiedzieć o kimś «wariat i basta», może miał inne
jeszcze przyczyny — dość, że nie przestał dalej myśleć nad
znaczeniem tajemniczej notatki.
W parę lat później,
gdy już wszyscy o zegarmistrzu zapomnieli, trzeciego lipca, z samego
rana, zjawił się ów człowiek na skwerze, w pobliżu pomnika.
Siadł na ławce i czekał. Łopata, którą z sobą przyniósł, nie
zwracała niczyjej uwagi, człowiek ten bowiem pracował na
plantacjach miejskich. O godzinie szóstej minut dwadzieścia cień
pomnika posunął się w stronę jednej z tuj posadzonych na skwerze.
Obserwujący to człowiek podszedł z łopatą do miejsca, gdzie cień
szlachetnej głowy Lewetera znajdował się w tej chwili. Wkrótce
łopata, skierowana w głowę, uderzyła o coś twardego. Domyśla
się pan pewno, że człowiek ów odnalazł skarb zegarmistrza.
Taka jest jedna z
historii naszego miasta — powiedział po chwili stary pan. — Ale
muszę już iść na
obiad... Chodź, mój mały — zwrócił się do pieska.
Podziękowałem
szczerze staremu doktorowi za tak interesujące opowiadanie,
pochwaliłem urodę pieska i rozstaliśmy się z przyjaznym
uśmiechem. Dzisiaj, po wielu latach, powtórzyłem panom słyszane
niegdyś opowiadanie.
— Opowiadanie
naprawdę interesujące — powiedział sędzia. — Ów robotnik,
który odnalazł skarb, poza swą inteligencją odznaczał się
właściwościami umysłu, jakimi rzadko jest ktoś obdarzony.
— Niewątpliwie —
powiedział Profesor Tutka. — Ale mnie w tej historii więcej
zainteresował zegarmistrz i stosunek jego do człowieka na pomniku.
Zegarmistrz wybrał sobie jako punkt ukrycia skarbu cień głowy
Lewetera, tej głowy, która nie kazała szukać szczęścia w
pieniądzu. Była więc w tym jakaś nieświadoma złośliwość. Ale
czy nieświadoma? Bo z drugiej strony zastanawiało mnie użycie
słowa «naprawdę», gdy pisał «głowa Lewetera będzie miała n
a p r a w d ę myśl złotą».
Czyli że
ustosunkował się krytycznie do prawdy głoszonej z pomnika,
zastępując ją — swoją. Jeżeli któryś z was, panowie, myśli
o tym, aby stanąć kiedyś na cokole, niech weźmie pod uwagę to
opowiadanie.
[25.08.2025, Toruń]