ŻYCZENIA

ZDROWYCH, POGODNYCH I RADOSNYCH ŚWIĄT

CHMURKA I WICHEREK

...życie tutaj jest także fikcją, choć nie zawsze...

26 października 2016

KAMYCZKI - NZYWANIE ŚWIATA (25) - WILK

- Nie bój się zwierząt - powiedział. - Lękaj się ludzi.
Szli trzymając się za ręce. Mała dłoń w dużej dłoni może nie czuła się zbyt wygodnie, nie miała upragnionej wolności, ale była bezpieczniejsza, obejmowana przez tą większą.
Nie wszystkich ludzi się lękał. Względem tych, po których można było się spodziewać zagrożenia, miał się na baczności, uważał na nich, ale nie schodził im z drogi. O wiele gorsi byli ci, którym jak najlepiej patrzało z oczu, a na ich twarzach pojawiał się nieuzasadniony uśmiech, a ich słowa były przesadnie przyjazne.
Rozmowa jaką ci ludzie z nim prowadzili, posiadała przynajmniej trzy warstwy. Ta pierwsza, powierzchowna dotykała spraw tak banalnych, że zapamiętanie z niej chociaż niewielu słów, nie mówiąc już o całej treści, było niemożliwe.
Druga warstwa konwersacji odbywała się na płaszczyźnie przenikania w zakres słów niewypowiedzianych. W podobny sposób pracuje umysł śledczego, który nastawiony jest nie tyle na znaczenie wypowiadanych słów i przytaczanych faktów, ile koncentruje się na zachowaniu interlokutora, mimice jego twarzy, ruchu gałek ocznych, na tym, czy podczas rozmowy poci się, reaguje nerwowym tikiem, spowalnia lub przyspiesza swoja wypowiedź, załamuje głos, bądź też jego organizm reaguje arytmią uderzeń serca. Rozmawiasz z takim i czujesz się na wskroś obserwowany, egzaminowany, choć sama rozmowa nie ma kompletnie nic wspólnego z sytuacja stresową, jak to bywa w przypadku egzaminu.
Trzecia warstwa rozmowy z człowiekiem, którego należy się lękać, nosi znamiona ukrytego szyderstwa lub kpiny. Rozmawiasz z takim, dajmy na to o śmierci znanej ci i bliskiej osoby, patrzysz mu w oczy i dostrzegasz w nich diabełki tańczące wokół wypełnionej gorącą smołą kadzi.
- O tak, to bardzo przykre. Współczuje panu.
Słyszysz te słowa, a podskórnie dociera do ciebie myśl, że wypowiada je osoba, która odczuwa ulgę, by nie powiedzieć, satysfakcję z powodu odejścia z tego świata bliskiej ci osoby.

Tak, bał się tych ludzi, choć nauczył się ich rozpoznawać z daleka. Byli jak wiązka światła skierowana na lustro jego mózgu. To właśnie te świetlne promienie uruchamiały to lustro.
Uciekał przed tymi ludźmi.

Któregoś dnia po jednej z takich ucieczek znalazł się w przysłowiowym głębokim lesie, a na jego drodze stanął przysłowiowy głodny i szczerzący ostre kły wilk.
Wyjął zza pazuchy swoje drugie śniadanie, odwinął je z pergaminowego papieru i rozłożył na otwartej dłoni kanapkę z wędzonym serem.
Wilk podszedł do niego, dyskretnie chwycił zębami podarunek, przysiadł na tylnych łapach i spałaszował w okamgnieniu jego drugie śniadanie.
Potem siedzieli naprzeciwko siebie, rozmawiając na błahe tematy, które, prawdę powiedziawszy, były tak banalne, że nudziły ich obu.
Podczas rozmowy patrzyli sobie prosto w oczy, a on nie dostrzegł w oczach zwierzęcia obłudy, nie widział w nich diabełków tańczących wokół kadzi wypełnionej gorącą smołą.
Mogli tak siedzieć naprzeciwko siebie i rozmawiać z sobą całą noc, ale w końcu musieli się rozstać, choć dla wilka czy dzień, czy noc, nie robiło to większej różnicy.

[23.10.2016, Saint Julien du Sault we Francji]

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz