CHMURKA I WICHEREK

...życie tutaj jest także fikcją, choć nie zawsze...

26 października 2016

PAŹDZIERNIKOWY DESZCZ

Pada, wciąż pada, od wczorajszego popołudnia i jeśli można odnaleźć w tym fakcie coś optymistycznego, to temperatura - jest cieplej niż w Niemczech i Holandii, bo te trzynaście stopni w dzień jak na jesień całkiem mnie zadowala.
Do Saint Julien zajechałem wczoraj przed dziewiętnastą, pomny tego, że zrzutkę miałem zaplanowaną na szóstą rano, a zatem wspiąłem się na grzędę jeszcze przed północą.
O piątej dwadzieścia budzi mnie pukanie do drzwi. Czyżby już? Nie pomyliłem się. Świetnie. Podjeżdżam pod rampę i po dziesięciu minutach jestem rozładowany. Będzie czas na dospanie nocy, a nie ukrywam, że właśnie nad samym ranem najbardziej jestem „nie do życia”.
W końcu jednak okazało się, że chyba ten poniedziałek będzie dniem wolnym od jazdy - pierwszym wolnym dniem podczas tej trasy, choć notuje te słowa przed szesnastą, a więc jeszcze może się coś zmienić.
Korzystając z „wolnego” jeszcze wczoraj dokończyłem „Zgon” Tiendriakowa - taka wcale udatna powieść wiejsko-kolchoźnicza dotykająca stalinowskich czasów na rosyjskiej prowincji. Autor opisuje dzieje wspaniale prosperującego kołchozu na tle sąsiednich, podupadłych i źle zarządzanych. Świetnie psychologicznie zarysowane postaci wraz z motywem kultu jednostki - wieloletniego przewodniczącego kołchozu to atuty książki. Zakończenie jednak mdłe. Nie takiego oczekiwałem.
Dzisiaj sięgnąłem po „Kocią kołyskę” Vonneguta - rzecz o amerykańskim, holenderskiego pochodzenia fizyku - Hoennikerze, twórcy bomby atomowej zrzuconej na Hiroszimę. Vonneguta, tego kapryśnego, antywojennego pisarza jak zwykle interesują kwestie ostateczne. W „Kociej kołysce” interesuje go tyleż postać sławnego naukowca - noblisty, ile ów dzień, kiedy Stany Zjednoczone jako pierwsze państwo na globie użyło dla unicestwienia japońskiego miasta; innymi słowy: co w tym jedynym w swoim rodzaju dniu porabiali i myśleli ludzie związani w jakiś sposób z Hoennikerem. Styl powieści, jak zwykle u Vonneguta, jest mieszaniną dystansu i szyderstwa; wymowa antywojenna, by nie powiedzieć pacyfistyczna.
I cały czas pada. Ślęczę na ekonomicznej strefie, nie wyjeżdżając nigdzie, bo i po co. Obok pożółkły, październikowy grab - znak jesieni, pięknej, lecz przeraźliwie wilgotnej. Pod wczorajsze wysokie chmury, z których przelotnie spływały, jeszcze nieśmiało, krople deszczu, nasunęły się niższe, ciemniejsze, gąbczaste, broniące dostępu do nieba, przez co jest cieplej, ale, jak na razie, bez nadziei na rozpogodzenie.
A wiatr? Wiatr ustał wilgocią z chmur płynącą przerażony… i odpoczywa wraz ze mną.

[24.10.2016, Saint Julien du Sault we Francji]

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz