CHMURKA I WICHEREK

...życie tutaj jest także fikcją, choć nie zawsze...

04 sierpnia 2017

ŚWIĘTA MARIA MAGDALENA OD SZOSY 4

- Adam!
Głos dochodził z sąsiedniego pokoju, ale zabrzmiał bardzo blisko.
- Tak?
- Wejdziesz na balkon?
Głos coraz bliższy, matowy.
- Nie możesz spać? - zapytałem.
- Poczekaj, wezmę pufę. Weźmiesz i ty?
- U mnie są krzesła. Wezmę.
- Nie mogę spać. Poczęstujesz mnie papierosem?
Już jest na tarasie. Jej głos staje się coraz wyraźniejszy, ale roztapia się w drżącym powietrzu nocy.
- Przecież nie palisz.
- Skąd wiesz?
- Wiem.
Wtaszczam na balkon krzesło z wiklinowym oparciem, na którym powiesiłem kamizelkę. W niej jest zapalniczka i papierosy. Pod doniczką, w której rośnie niski, młody fikus jest plastykowy spodek. Zabieram go spod ziela i przeznaczam na popielniczkę. Częstuję ją papierosem. Chwyta go drżącymi palcami, jak wtedy, na parkingu przy szosie. Podpalam papierosa jej i sobie. Nie krztusi się. Wydaje mi się, że nie potrafi się zaciągać.
- Adam!
- Tak?
- A ta twoja żona szefa nie będzie miała nic przeciwko temu, że ubrałam jej koszulę i szlafrok?
- Nie musi się o tym dowiedzieć. Zresztą upierzemy. Na dole jest pralka i żelazko, a jutro coś ci kupimy.
Teraz jednak zaciągnęła się, połknęła dym i zakasłała.
- Dlaczego?
- Co dlaczego?
- Dlaczego to robisz?
- No, przecież nie masz w co się ubrać.
- Ja nie o tym. Dlaczego to wszystko dla mnie robisz?
- Dla kaprysu. Wystarczy?
Odgasza papierosa, a potem poprawia kołnierzyk szlafroka.
- Papierosy nie są jednak dla mnie - stwierdza. - Nie wystarczy. Nikt dotąd nie potraktował mnie w ten sposób.
- Znaczy jak?
- Nikt nie dał mi pieniędzy za darmo… i tak w ogóle… jest inaczej niż zwykle.
- Jesteś rozczarowana?
- Nie, przeciwnie. Na pewno zaskoczona. Zaskoczona byłam już wtedy, gdy wyrwałeś mi z ręki komórkę.
- Musiałem to zrobić.
- Wiem.
- Myślisz, że twój będzie cię szukać?
- Możliwe.
- Obawiasz się, że może nachodzić twoją rodzinę? Matkę? Ojca?
- Raczej nie. Ja mu mówiłam, że nie układają mi się z nimi stosunki i nie mam zamiaru do nich wracać. On nie jest taki zły.
Zauważyłem, że wypowiada się o nim całkiem serio.
- Nie jest zły, bo cię nie bije?
- Uderzył mnie może ze dwa razy, ale to było na początku. Chroni mnie przez zboczeńcami.
- Zależy mu na tym, abyś dla niego pracowała, więc musi mieć szeroko otwarte oczy, aby nie przydarzyło ci się coś złego.
- To prawda. A ja go nigdy nie oszukałam. On mnie również.
Zawiesiła głos. Noc była wyjątkowo upalna.
- Adam!
- Tak?
- On ma żonę i dwoje dzieci. Ten drugi, z którym mnie poznał nie jest w związku.
- Żona wie, z czego się utrzymuje?
- Chyba nie… na pewno nie. Poznałam jego żonę, jak byłam w miasteczku. Nie… ona nic nie wie.
- Żałujesz, że jesteś tutaj, a nie tam, w motelu?
Po raz pierwszy podczas tej rozmowy spojrzała mi prosto w oczy i odpowiedziała z pełną powagą:
- Nie żałuję, ale… - zmieniła nagle temat - wiesz, Adam, ja w pewnej chwili zaczęłam się ciebie bać.
- Kiedy?
- Gdy minęliśmy motel i wtedy po kolacji, kiedy powiedziałeś, że jeśli nie przestanę mówić o powrocie do motelu, to mi na to nie pozwolisz i gotów jesteś nawet przywiązać mnie do łóżka. Zrobiłbyś to?
- Oczywiście.
- Dlaczego?
- Przecież to dziecinnie proste. Nie chciałem, abyś stąd wyjechała. Zapodziałabyś się gdzieś i musiałbym cię szukać.
- Szukałbyś mnie?
- Pewnie tak.
- To nie jest takie proste. Nie znamy się na tyle, aby do upadłego walczyć o siebie - westchnęła.
Zagasiłem papierosa. Siedzieliśmy bokiem do siebie, a dzieliła nas drewniana barierka, nie wyższa niż osiemdziesiąt centymetrów. Oboje czuliśmy chłodny zapach lasu i wody jeziora. Gdyby nie to na balkonowym tarasie wystawionym na południe, nie można by było wytrzymać upału tej nocy. Powiedziałem jej o tym, dodając, że w naszym klimacie raz tylko, czasami może dwa razy zdarzają się kilkudniowe parne noce, podczas których trudno oddychać i zasnąć. Jedna z takich właśnie nocy zapanowała nad naszym snem i sprokurowała do rozmowy.
- Adam, jutro pozwolisz mi zadzwonić? - zapytała, a w jej głosie usłyszałem nutkę niepokoju.
- Do niego?
- Nie.
- Do rodziców? - zgadywałem.
- Do tej starszej pani z miasteczka, u której udaje mi się pomieszkać dzień albo dwa w tygodniu.
- Jasne. Zadzwonisz jednak z mojego.
- Nie chcę, aby się niepokoiła o mnie. Wiesz, to bardzo dobra kobieta. Ona wie, czym się zajmuję, a pomimo tego nie wymówiła mi pokoju.
Spostrzegłem refleksy iskierek gwiazd w jej oczach, albo odbijało się z nich światło latarni.
- Modli się za mnie każdego dnia, tak mówiła i wierzy, ze nastanie taki czas, kiedy przestanę się spotykać z facetami - kontynuowała. - To dlatego prawie nigdy, jak u niej mieszkam, nie wychodzę na miasto, aby nie musiała się tłumaczyć przed ludźmi.
- To nietypowe, bo stare kobiety w małych miasteczkach potrafią być wścibskie.
- To prawda, ale ona taka nie jest. Jest bardzo samotna.
- Skoro mieszka sama…
- Dzieli swój czas pomiędzy kościół, rzadkie zakupy i rozmowę ze mną. Ja wiem, Adamie, co to samotność.
Pomyślałem, że nie ona jedna, mając nieskromnie na uwadze siebie, ale w czym moja samotność podobna jest do tych dwu kobiet? To nadużycie takie porównanie.
Zauważyłem, że przeciąga się, prostuje plecy, kładzie dłonie na kark i odchyla łokcie w bok aż jej zgięte ramiona osiągną kąt prosty względem kręgosłupa.
- Zamienimy się? - zaproponowałem.
- Nie rozumiem?
- Podasz mi pufę, a ja tobie krzesło. Będzie ci wygodniej.
Nie czekając na jej odpowiedź dokonujemy wymiany siedzeń. Roześmiała się i zajęła na krześle wyprostowaną pozycję, przylegając plecami do wiklinowego, jeszcze ciepłego od mojego ciała oparcia.
- Adam?
- Tak?
- Powiedz mi, czym ty się naprawdę zajmujesz?
- Jak by ci tu powiedzieć - zastanowiłem się, chcąc ją precyzyjnie poinformować o swojej pracy. - Mój szef ma galerię sztuki, również wirtualną i prowadzi antykwariat, a ja zajmuję się nastręczaniem mu klientów, powiedzmy, że jestem marszandem.
- Marszand? Stręczyciel - roześmiała się ponownie. - Widzisz, mam szczęście do stręczycieli.
- Na to wychodzi. Masz.
- Znasz się na sztuce, skoro przyciągasz klientów i pewnie im sprzedajesz obrazy.
- Obrazy, grafiki, rzeźbę, starocie i współczesne prace.
- Można na tym zarobić? Jest zbyt. Głupio się pytam - zawahała się - a przecież posiadanie takiego letniskowego domu świadczy o zamożności.
- To posiadłość mojego szefa, ale nie mogę narzekać. Dobrze zarabiam, pomimo tego, że branża jest trudna, wymaga poświęcenia, ale jak się lubi swoją pracę, łatwiej znieść niepowodzenia i, bywa, kaprysy klientów.
- Tak… ważne, aby lubić swoją pracę. Myślę, że jesteś dobry w tym, co robisz, dobry i wykształcony… a ja, no cóż, porzuciłem studia zaraz na pierwszym roku… szkoda gadać… i nie chcę o tym mówić.
- Nie mów. Nie musisz teraz.
- Między innymi od tego czasu mam na pieńku z rodzicami. Rozumiesz, nie spełniłam oczekiwań, a w dodatku zeszłam na złą drogę. Matka może i by mi wybaczyła, ale ojciec? Ten jest uparty, nie wybaczy… sama nie wiem, po co ci o tym mówię, to nie ma sensu.
- Masz rację, przyjdzie czas, powiesz.
- Tak myślisz? Skąd masz pewność, że ci powiem, że będę miała okazję zanudzić cię swoim życiem? - milczałem, gdy to mówiła. - No dobrze, zmieńmy temat.
- Pomyślałem sobie, że mógłbym ci załatwić pracę w tej galerii - antykwariacie. Mógłbym porozmawiać z szefem.
- Oszalałeś? Ja nie wyznaję się na sztuce. Owszem, pooglądać lubię, odróżniam Van Gogha od Leonarda da Vinci, ale nic poza tym.
- Nie byłoby tak źle. Są książki o sztuce, albumy, na stronie internetowej dowiesz się, czym dysponujemy, a każdy eksponat jest skatalogowany. Ponadto sprzedajemy biżuterię, szkło, fajans, damskie bibeloty, także stroje, łatwo byś się wciągnęła, to na początek.
- Na początek?
- Jakbyś się podciągnęła z wiedzą, szef to doceni. Szuka osoby bezpośredniej, potrafiącej doradzić, ale i porozmawiać z klientem, że nie wspomnę o twojej urodzie… tak, tak, wszystko się liczy w tym fachu - mogłem w ten sposób dłużej, ale starałem się zapanować nad emocjami, nie uzewnętrzniając swojej pasji, nie teraz, jeszcze nie tym razem.
Nie wiem, czy zabłyszczały jej oczy. Wstała i podeszła do balustrady. Poniżej odezwał się do niej pojedynczym szczeknięciem Sułtan. Oznajmił, że jest, że nie śpi i pilnuje, a może polubił ją, jej delikatnie matowy głos, polubił ją, bo szczerze, bez bojaźni pogłaskała go po grzbiecie, wkupując się w jego łaskę, a może po prostu lubiła zwierzęta, a psy czują, czy lubi się je czy nie.
- Ty bardzo dobrze wiesz, z jakimi klientami ja się zadaję, z jakimi rozmawiam.
- Wiem - i pomyślałem sobie, że lepiej by było, gdyby powiedziała to w czasie przeszłym.

[31.07.2017 i 03.08.2017, Campingeulles Les Grandes we Francji]



6 komentarzy:

  1. Chyba nie będzie łatwo zerwać z dotychczasowym życiem i wejść w nowe?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. hm... nie będę zdradzał dalszego ciagu :-) pozdrawiam
      '

      Usuń
  2. Zbyt łatwe duże pieniądze, jak znam życie, kuszą na tyle, że powrót będzie trudny, tym bardziej że droga wybrana świadomie, niestety.
    Serdeczności zasyłam

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. ale w kawiarence wszystko jest możl.iwe :-) pozdrawiam

      Usuń
  3. Jestem Smoothoperatorze.
    Nie wiem czy wiesz, że jak nie mogę przeczytać Twoich tekstów /w komórce nie chce mi się Twój blog otworzyć/ to po prostu za nimi .... tęsknię. Chociaż nie wiem o czym jest kolejny i jeszcze następny.
    Masz niesamowity talent. Nie tylko do pisania. Jesteś też malarze, psychologiem... Kim Ty właściwie jesteś.... PISARZU???

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję za te miłe, przesadne słowa. Napisałem coś pod Twoim postem, ale nie wiem czy doszło.... net padł
      pozdrawiam

      Usuń