- Dlaczego ludzie tak często nie widzą, błąkają się jak ociemniali, nie dostrzegają ran? - zapytał chłopiec.
W małym miasteczku, w niedzielę, w porze obiadu pytania zatracają sen, jeśli zadaje się je w celu uzyskania odpowiedzi. Nie bądźmy więc zdziwieni tym, że jedynym słuchaczem chłopca był jego cień, krótki, jak przystoi południowej porze.
- A ja bym chciał widzieć więcej i rozleglej.
Chłopiec sądzi, że widzieć nie oznacza to samo co dostrzegać. Oczy są ważne. Bardzo ważne. Ale to nie wszystko.
- Przysięgam sobie, że będę miał oczy otwarte - powiedział.
Jako przedwczesny starzec, z psem-przewodnikiem u boku, przypomina sobie tę przysięgę. Jego cień na tej samej ławeczce na skwerze przed kościołem wygląda poważniej, choć jest podobnie krótki i smukły, jakim był przed laty. Ciepły wiatr osusza zarost na policzkach; mokry pysk psa nawilża tę dłoń, która trzyma laskę. Ciemne szkła okularów zwilgotniały. Starzec uśmiecha się pogodnie.
- Cieszę się, że tyle rzeczy w życiu widziałem i widzę jeszcze.
Opuszkami palców odszukuje głowę psa.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz