Zachód słońca jak rozjechane broną chmur torfowisko
w bruzdach rozwartych rozpołowionych
krwista posoka i mięsień nieba siny
po pierwszym uderzeniu bicza nocy.
Wzrok ledwo uniesiony a przed nim
kumulacja czerwieni drżąca jak cięciwa czapki gorejąca
jeszcze płonie rozbłyska lecz płomień blednie
z pierwszą gwiazdą strażniczką nocy.
Krąg niebios i ziemi niecka sfałdowana
mają się ku sobie obie jak małża skorupy
niby kochanków pożądliwe ciała
w splecionym uścisku zamknione.
Przestrzenie kurczą się bezszelestnie
wkrótce mrok zasypie piaskiem oczy
senność zasępi twarze
granatowa noc spłynie atramentem oprószonym srebrzystym brokatem.
Ładne! Ale na końcu miał być chyba ,,brokat'', a nie ,,brokart''?... Polonistka zawsze się uczepi!
OdpowiedzUsuń-- no to ja bym powiedziała, że ta dzisiejsza, to; granatowa noc oprószona białymi płatkami śniegu. właśnie zaczęło u mnie sypać i wiać, a to już proza- nie poezja... pozdrawiam oboje :)
Usuńoczywiście, że brokat, już naprawiłem, Ócz moich nędznych niezdarność podła,
Usuńpozdrawiam
I jeszcze raz wzrok mnie zawiódł, bo odpowiadam w niewłaściwym miejscu ... u mnie też prószy... niedobrze przed jutrem,
OdpowiedzUsuńpozdrawiam