Nie doszukuj się myśli przewodniej, ciąg zdarzeń jest ciągiem myśli kłopotliwie z sobą scalonych.
A zatem Marianna kruczowłosa, uczesana z przedziałkiem, trwały kok z tyłu małego rozmiaru, więcej nie pamiętam, stoi przy zastawionej garnkami kuchni węglowej, kot Maciek leży na przytwierdzonej do drewnianego podłoża niklowanej blasze, lubi ciepło, nie zwraca uwagi na to, że w skrajnie nieprzewidywalnej sytuacji może być nadepnięty albo polany wrzątkiem, który ma uzupełnić esencję wlaną do szklanki z białego ceramicznego imbryczka.
Właściwie Marianna ubrana w granatową sukienkę w małe białe groszki ma już wszystko przygotowane do obiadu – pichcą się czerwone buraczki, kurczak w potrawce, rosół i barszcz czerwony, młoda kapustka; jedynie ziemniaki na bystrzejszym ogniu. Zegar odmierza już teraz minuty do przyjścia z pracy, ze szkoły… .
Tymczasem kruczowłosa Marianna przysiada przy kuchennym stole, dotykając opuszkami palców lewej dłoni szklanki z bardzo mocną herbatą. Drugą dłonią rozkłada przed sobą na stole wycięty z gazety odcinek powieści, którą może być coś Żeromskiego, Prusa czy Sienkiewicza. Czyta bez okularów, choć z racji zaawansowanego wieku powinna była się wspomagać szkłami powiększającymi. Czyta oczami w myślach, sprawnie, ze zrozumieniem i szybko; wszak ukończyła szkołę gimnazjalną przeznaczoną dla panienek i całkiem dobrze orientowała się w polskiej literaturze. Ale z upływem lat czytywała mniej książek, przerzucając swoje zainteresowania na tygodniki i dzienniki oferujące prozę w odcinkach.
Chwileczkę, tam na kaflowym murku otaczającym z dwóch stron żeliwną płytę paleniska z czterema otworami zastawionymi fajerkami, na tym odbierającym od komina ciepło kaflowym murku stało w glinianym garnuszku kakao. Czekało na kogoś.
[19.03.2021, Toruń]
Taki kaflowy piec z żeliwną płytą, na węgiel miałam w swoim domu. Wspominam z sentymentem, natomiast palenie, popioły i fakt, że było ciepło tylko wtedy, gdy się paliło, a rano chłodek zimą budził, już jakby mniej miłe było.
OdpowiedzUsuńMoja babcia była taką kruczoczarną staruszką, czytała namiętnie, w zasadzie bez okularów i wszystko, więc rodzina znosiła książki, stare gazety, aby miała zajęcie.Kościółkowa nie była, dlatego wolała siedzieć w księgarniach.
Serdeczności
Ilustracja, którą wkleiłem nie przedstawia takiej kuchni, jaką pamiętam, ale klimat jest podobny. Ciekawe, że jakoś przeżyliśmy oddychając powietrzem, którym oddychały także nasze węglowe kuchnie i piece. A co do naszych babć, mieliśmy podobne, chociaż moja była bardzo religijna, lecz nie było w niej nic z dewotki... wiele by mówić o jej charakterze.
Usuń