ROZDZIAŁ 6. BLISKI POWRÓT
(w którym kawiarennik – pan Adam oczekuje przyjazdu byłej kelnerki kawiarnianego lokalu, która ma powrócić z dziecięciem; oprócz tego pan radca Krach w związku z przyjazdem Marysi roztacza przed właścicielem kawiarenki całkiem niezwykłą wizję, której spełnienia pan Adam się obawia… ale czy na pewno?)
- Bo gdyby pan, panie radco, nie mógł, inżynier Bek oferował się swoim autem.
Kawiarennik korzystając z mniejszego niż zazwyczaj ruchu w interesie, przysiadł się do pana Kracha z własną kawą.
- Zmiłuj się pan, panie Adamie, toż wdzięcznym będę, że mogę pomóc, a i mnie samemu przyjemnie będzie zobaczyć, jak wygląda. A nie myślał pan własną swoją osobą na dworzec się stawić? - zapytał.
- Pewnie, że myślałem. I nawet nie w tym rzecz, że interesik musiałbym zamknąć na godzinkę, bo pani Rybotycka sama by sobie radę beze mnie dała, lecz pomyślałem sobie, że może lepiej się stanie, gdy w progu ją powitam, a nie tak z całą delegacją na dworzec udawać. Pan wie, że nie lubię tłumu.
- Chyba, że w kawiarni - zaśmiał się radca Krach. - Ależ cóż to za delegacja? Upoważnił pan panią Zofię i mnie najął za szofera.
- Chyba, że w kawiarni - powtórzył Adam, lecz zaraz dodał - o jakim, panie radco, mówisz tłumie? Toż przyjaciele sami.
- Ciesz się, panie Adamie, że przyjaciół pan masz, ot co, bo dzisiaj o nich trudno.
- A cieszę się, cieszę.
Popijali kawę, a kawiarennik wciąż na zegar, co nad kredensowym regałem wisiał, spoglądał, patrzył jak gdyby wraz z nim czas odmierzał, w czym nie było nic dziwnego, gdyż lada chwila miało się odbyć to powitanie.
- A zaplanował pan detalicznie i w każdym szczególe rozwiązanie tego miłego problemu?
- Nie całkiem - głos Adama, matowy, na przydechu, zdradzał niejedną wątpliwość - lecz staram się rozpracować każdy detal.
- Zatem, po pierwsze, pana mieszkanko nieźle się zacieśni. Dobrze kombinuję? - rzucił Krach myśl niedostatecznie sprecyzowaną.
- Panie radco, wszak jej mieszkanko, jak pozostało, tak i jest nienaruszone, wyprzątnięte, na gospodynię czeka. Tyle że łóżeczko zakupiłem małe i trochę tych zabawek, o czym wie pan doskonale, gdyż pańska żona z panią Koteńkową doradzały mi w zakupach, na które wybraliśmy się w trójkę.
- Owszem, wiem o tej sprawie, lecz coś mi tutaj nie pasuje i przez wrodzoną moją delikatność przejść mi przez usta nie może.
- Wrodzona delikatność radcy Kracha - pomyślał Adam i gotów był do swojej myśli uśmiechnąć się szczerze, gdyby bardziej od tej myśli uśmiechniętej nie oczekiwał od pana Kracha wyjaśnień, w czym ów dostrzegał problem.
- Wrodzona delikatność przysługuje raczej doktorowi Koteńce - zauważył Adam - a pani Zofia na tym skorzystała, bo całkiem niedawno poślubionego doktora do reszty, do tchu ostatniego obezwładniła - dodał szybko, na co z kolei radca Krach zareagował przymrużeniem oczu, co w jego języku ciała oznaczało, że coś tu knuje..
- W czym tkwi niedogodność, panie radco? - zapytał.
Radca Krach, bardziej z bezpośredniości aniżeli z delikatności znany, postawił w konsekwencji całą sprawę na ostrzu noża.
- Panie Adamie, nie tylko mniemam ale i wiem, że pana mieszkanko bez porównania większe i gdyby nasza Marysia, powrócić miała z wywczasów sama, to tę swoją klitkę, którą pan nazywasz mieszkaniem, mogłaby z powodzeniem ponownie zająć. Ale ona, łaskawy dobroczyńco, powraca z tułaczki nie sama, a obdarzona dziecięciem, które - uwierz, że wiem co mówię - przestrzeni potrzebuje i jeśli nie dziś, to zapewne jutro, pojutrze tak będzie.
Kawiarennik, w słuch zamieniony, poczuł się jak z drogi płaskiej i bezpiecznej zawrócony. Słuchał jednak dalej.
- Czemu pan nie zgarniesz tej kobiety do siebie? Czyżbyś się pan obawiał nocnych śpiewów maluszki, jakich zapewne doświadczysz i usłyszysz przez ścianę?
- Ależ, panie radco, to pomysł szalony- żachnął się kawiarennik.
- Nie szalony, lecz realiom bliski. Toż nasza Marysia w panu mieć będzie oparcie wtedy, gdy jak najbliżej pana zasiędzie, gdy będzie wiedziała, że nie poprzez do drzwi pukanie, lecz poprzez zwrócenie się do pana w sposób bezpośredni, nawet szeptem, może na dłoń pomocną liczyć, szybką i bliższą od każdej innej dłoni.
- Ależ panie radco, co ludzie powiedzą? Wreszcie: co ona powie?
- Wolałbym raczej usłyszeć: - co na to przyjaciele? I gdyby takie pytanie doszło do moich uszu, tedy odrzekłbym, jako pana zawzięty przyjaciel i cokolwiek starsza od pana persona: weź ją pan do siebie i w swojej ulokuj kwaterze.
- A jeśli ona nie zechce?
- Jeśli postawisz pan sprawę jasno, poświęcisz parę chwil na przekonywanie, złamiesz pan bez trudu jej marne wątpliwości.
- A różnica wieku między nami? A dziecko, które prędzej czy później stanie się według opinii publicznej "moją sprawką"?
Radca Krach w tak zaciętym przekonywania był amoku, że każdą piętrzącą się wątpliwość gotów był zwalczyć siłą argumentacji, nawet tam, gdzie jej nie starczało.
- Miej pan te wszystkie wątpliwości w bardzo głębokim poważaniu i odetnij się od tego, co zainteresowani pańskimi sprawami obywatele życzą sobie na temat pana i Marysi opowiadać. Spróbuj pan choć raz kota do góry dnem odwrócić. A może to ona zechce pana pierwsza, lecz za żadne skarby świata tego nie wypowie, bo właśnie za młoda, bo z dzieckiem, bo pana uprzednio za przyjaciela miała, ba, za pracodawcę, i że aż takiej wdzięczności nie potrzebuje. Rozumie pan teraz, że nasza Marysia do takich rozważań jest skłonna? A tu nie o wdzięczność chodzi, lecz o to, aby narodzone w przyszłości nie pytało, gdzie swego ojca ma szukać. Czy to nie jest ważniejsze nad ludzkie plotki? nad akademickie rozważania?
Ja, panie Adamie, choć wypijam u pana (i jeszcze nie raz wypiję) szklaneczkę ulubionej whisky albo żołądkóweczki kielonek stumililitrowy, to po tej setce moje prastare oczy nie zawężają zmysłu obserwacji, a to co widzę, co widziałem, przybliża mnie do poglądu, że oboje, pomimo niewątpliwie występujących między wami różnic, dziwnie do siebie pasujecie z tą waszą romantyczną skłonnością do milczenia, z którego czasem więcej odczytać można aniżeli ze słów pospiesznie składanych obietnic. Niepotrzebna, panie Adamie, niepotrzebna ta obawa, którą pan w sobie kryje i która też w niej się zagościła, kiedy doszła do wniosku (w co nie wątpię), że tylko w panu znajdzie właściwe oparcie. Ja przecież widziałem jakeście na siebie oboje patrzyli, co miało miejsce przed tym nieudanym związkiem naszej Marysi. Pogubiło się dziewczę, wstydem zalało, bo uwierzyła w miłość do tego, pies z nim tańcował, studenta, od pierwszego wejrzenia, miłość, której nie było. Przykre to, co ją spotkało. Ale wyprzeć się znajomości, panie Adamie, nie uznać własnego dziecka? Któż to słyszał? A ja gdy nareszcie po prawie dwóch latach spotkam się z naszą Marysią, przysięgam, że pochwalę ją za tę decyzję – jak to dobrze, że prosić się nie zechciałaś o przynależne ci uszanowanie. Pomożemy ci wspólnie, a najbardziej pan Adam, który…
W tym miejscu pan radca Krach przerwał… na szczęście w porę ugryzł się w język.
Cisza nastała uporczywa, ciasna i w skutkach brzemienna.
- Wie pan, panie radco, z przyjemnością napiję się teraz z panem jednorodnej szkockiej whisky, której zdobycie zawdzięczam pomyślnemu przypadkowi, bo takiego trunku jeszcze w kawiarence nie serwowałem. Co pan na to?
Niech teraz kto zgadnie: co też mógł odrzec pan Krach, zawzięty przyjaciel kawiarennika?
Rzecz jasna, że musiał odmówić, bo w chwili, gdy pan kawiarennik Adam poszukiwał butelki jednorodnej whisky, do lokalu weszła pani Koteńkowa oznajmiając, że jest już gotowa do podróży na dworzec kolejowy.
W niecałe pięć minut później radca Krach z panią Zofią wyjechali.
* dawny dworzec kolejowy Toruń Główny
[23.03.2021, Toruń]
No tak ... i te domysły kto jest biologicznym tatą dziecka panny Marysi....
OdpowiedzUsuńAle to przecież nie jest najważniejsze...
Owszem, i w tej historii niebawem znajdzie się pozytywne względem tego faktu rozwiązanie
UsuńNiezwykłym dialogom przysłuchuje się kawiarenka:-)
OdpowiedzUsuńto prawda... troszkę one staroświeckie, ale niech tam, niech będą takie...
UsuńOd wielu lat marzy mi się kieliszeczek jednorodnej whisky. Twoje zdrowie!
OdpowiedzUsuń... a konsumowałem taka jednorodną szkocką whisky, będąc ze szkolną wizytą w Kirkley Hall College pod Newcastle w Anglii. Nie dziwota, dyrektor tej szkoły był Szkotem.
Usuń