ROZDZIAŁ 4. ANDRZEJKI W KAWIARENCE
(w którym młodzież płci obojga zajmowała się produkcją kuchennych przysmaków, tudzież wróżbami, z których Bóg jeden wie, co wyniknie)
Pani Zofia wprowadziła młodzież żeńską "na pokoje". Trzy złączone z sobą stoliki, na nich misa, w trzech czwartych wodą wypełniona, puzdereczko po koralikach i biżuterii wszelakiej (zapożyczone od babci jednej z niewiast młodych a urodziwych), gdzie miast świecidełek, waćpanny karteluszki, perfumą nasiąknięte złożyły starannie na cztery, skrywając tym sposobem ucieszne wierszyki wróżebne; dalej pudełko po trzewikach ze stosem kartoników wraz ze świeczkami; w innym pudełeczku kwiatek z różańcem, kromka chleba z grudką ziemi, pieniążek i czepek, także talerze głębokie.
Męska młodzież, pod skrzydłami inżyniera Beka skupiona, anektowała kuchenne pomieszczenia, a jakże, w "surdutach" kucharskich, białych, z rodowych domostw zagarniętych, starannie na tę okazję wyprasowanych. Inżynier Bek, który na swoich blokowych włościach cieszył rodzinną gromadkę kulinarnymi zdolnościami, w zajętej przemocą kuchni zdawał się być hetmanem koronnym, głodne wojsko prowadząc do boju. Podzieliwszy wojów na grupy, przydzielił dziatwie przepisy, które, jak przyznał, po kądzieli babcinej odziedziczył i teraz doglądał prac kuchennych z zapałem, a i koniecznych rad udzielał.
Jedna z onych grup pomarańczowe obwarzanki piekła, a w nich migdały, rzeczone pomarańcze z wykorzystaną skórką, pył cukrowy i żółtka z jaj kurzych. Inna grupa, wziąwszy przednie, wytrawne, czerwone wino, miód gryczany, goździki z cynamonem i cukrem, konstruowała staropolski grzaniec. Jeszcze inni sporządzali ciasteczka anyżowe i poncze, na podniesienie temperatury listopadowej krwi. Ostatni, choć nie najgorsi, z mąki, migdałów i białek kurzęcych formowali makaroniki, za którymi ponoć dziewice przepadają.
Kiedy do sali weszli znani nam wszystkim jegomoście z partnerkami, tudzież inni, skuszeni zaokienną dekoracją kawiarni lub plakatem zwołującym miejską ciżbę na zabawę, a potrawy na stołach podano, zaczęło się to, co zacząć się niechybnie musiało.
Tajemnicza baśń muzyczna uciszyła głosy a szeptania, światła przycieniono i pani Zofia, co za doktora Koteńkę się wydała, wraz z inżynierem Bekiem, jako ceremonii mistrzowie poczęli młodzież ku wróżbom prowadzić.
Zaczęto od wosku lania, a gdy owoc pannie się ukazał, tedy z dobrobytu mogła się cieszyć szczerze; jeśli dzbanuszek - zdrowie, lecz młode panny z iskrami w bystrych oczach szukały w woskowej konsystencji półksiężyca, gdyż ten, zalotnik, miłosną przygodę gwarantował. Najbardziej zakochane niewiasty, szukały natomiast potwierdzenia swego szczęścia w ukazującej się na wodzie bramie, a najlepiej w zamku, który, jak wiemy, księcia z bajki za męża zwiastuje.
Po woskowym laniu, puszczały dziewczęta na wodę świeczki na tekturkach. Dopingowały ich połączeniu, gdyż tym sposobem ślubne suknie mogły do obstalowania dawać.
Dalej wierszyki odczytywano, a później losowano chłopców imienne karteczki; następnie wróżyły sobie panny los dobry lub przekorny dobywając spod talerzy magiczne przedmioty: tu najtrafniejszym wyborem był czepek (pewne zamążpójście) lub pieniążek, bogactwo wróżący.
Następnie jedna z dziewcząt paciorek dziewięć razy: siedząc, stojąc i klęcząc odmówiła, a co w tym paciorku pomieściła? Jaką prośbę zaniosła do nieba? Któż to zgadnie.
Inna niewiasta wyrzekła, że tej nocy pod poduszką nadgryzione jabłko ukryje, albowiem jeśli ten, co obiecuje kochać, kocha prawdziwie i szczerze, znęcony jabłka zapachem pomieszanym z różanych ust wybranki aromatem, wtargnie do jej alkowy i połowinę jabłka skradnie, a co więcej skradnie, wybaczcie... nie powiem.
Kolejna dziewica, dzień cały za pożywienie mając przesolonego śledzia, z utęsknieniem czeka na młodziana, który jako pierwszy słodki napój jej poda - tenże zostanie jej obiecany.
Odważniejsza, z kawiarenki wybiegła na ryneczek, szukając męskiego oblicza, które zapytane o imię, ulituje się i odpowie, a będzie to znaczyło, że z tym męskim mianem przyszłość swoją wiązać musi.
Na koniec dziewczęta trzewiki swoje poprowadziły od pieca ku progowi, aby się dowiedzieć, która pierwej niż pozostałe zrzuci ze swojej młodej główki wianek.
Przestąpiono nareszcie do konsumpcji; w napojowej części, przez męską brać długo wyczekiwanej. Młódź męska ku żeńskiej garnęła się w jadle, napoju, a potem i w tańcu, śmiechach, a może i pocałunkach nawet, kradzionych tak umiejętnie, że starsza część widowni tego teatrum nie dostrzegała, lubo też dostrzegać nie miała zamiaru.
A wreszcie, przekorny radca Krach wystąpił przodem i do młodzieży wydeklamował:
"nie kuś Bogiem, ni jego świętymi,
nie pętaj się czarami przeklętymi!
Nie pomogą tobie lane woski,
jest każdej dar obiecany boski!"
Brawa dostał. Podobnież pani Zofia dostała za swój wierszyk:
"Święty Andrzeju, skoro nie możesz ziemi zamienić w raj
wszystkim dziewczątkom nadzieję zamążpójścia prędkiego daj".
Hulankom koniec tej nocy nie był obiecany.
Nareszcie kawiarennik skusił się na wosku lanie. Do pani Zofii podszedł z garnuszkiem gorącego wosku, który pani Koteńko, przez ucho od klucza przelała na wody ustałej taflę. Kawiarennik odczekał minutkę, wzrok opuścił na toń magiczną, spojrzał i... zobaczył, dalibóg... zobaczył bramę, zapraszającą bliskie szczęście. Oniemiał, i w tym oniemieniu za ladę powrócił i zimnej wody kranowej szklanicę opróżnił jednym łykiem.
A jeśli kto myśli, że tym sposobem i w okolicznościach takich, jakie tu podano, zabawa zakończoną była, ten srodze pomyliwszy się, niech odpokutuje cierpliwym czekaniem na to, co zdarzyło się potem.
[05.03.2021, Toruń]
Takie obchody to rozumiem, wszelkie inne to erzac nie wart zachodu:-)
OdpowiedzUsuńTeż chciałbym uczestniczyć w takich w "realu".
UsuńZ takim pietyzmem zwyczaje andrzejkowe przedstawiłeś, że niechybnie ich uczestnikiem byłeś. Ciekawe czy Twoje wróżby się spełniły i życie milszym uczyniły? Pozdrawiam serdecznie.
OdpowiedzUsuńZa moich wczesnych szkolnych doświadczeń jako nauczyciel, doświadczyłem podobnych sytuacji
UsuńTo ja cierpliwie czekam na to co zdarzyło się potem :-)))
OdpowiedzUsuń... już niebawem...
Usuń