CHMURKA I WICHEREK

...życie tutaj jest także fikcją, choć nie zawsze...

04 lutego 2024

PROZĘ CZYTAM... (1) MARIAN PILOT - BANIALUKI

 


I  DZIELĘ  SIĘ  FRAGMENTAMI  - MARIAN PILOT - BANIALUKI

a.

Żył sobie Kukuś, matysek kuty, filut szczwany, pijaka litrowy, hulaka przytupny, łysek glancowaty. Żył w przysiółku pod borem u brata żonatego, dzieciatego, od wieczora do rana żył, jak umiał, jak mógł i jak mu się podobało. Żył, robił, co Bóg i ludzie do roboty dali, brączki ślubne, pierścionki zdobne wykuwał, garnczki i wiadra lutował, koszyki wyplatał, beczki klepał, radia, detektorki, jak kto miał, naprawiał. A jak do roboty nic nie było albo robić mu się nie chciało, gołębniczki, latawce, fłigry z drzewa dzieciom majstrował, gazety czytał, nad tym i tamtym medytował. Był Kukuś głowacz wielki, mądrala niedocieczony, fikus niezwyczajny. Czasami miotłę skręca cały dzień, tydzień jedną beczkę opukuje, klepki w rękach z nagła ogłupiałych, niewydarzonych, przewraca, gdzieś ponad topole patrzy za wronami, coś swojego myśli. Albo w nocy wyłazi, za kotami gania, po borze się błąka, po polu, po roli, pomaleńku, jak duch; aż niektórzy myśleli, że go co prowadza, miesiąc albo co gorsze. Albo też siadał na spróchniałym balu przed swoim ulem:

do pszczół z dawna miał nabożeństwo niezwyczajne, nieobyczajne zgoła. Co rano tak siadywał przed ulem, słuchał cierpkiego pszczelego szumu; czasami zaś umiał przesiedzieć tak pół dnia. Całkiem nie było wiadomo,

czemu on tak koło tego ula się osiewa a koluje, gaci na zimę perzem i ściółką, cukier w chude lata podkłada — a miodu nigdy nie podbiera ani podbierać nikomu nie da. Tak to już było z tymi Kukusiowymi pszczołami i nikt mu nic, nawet brat, przepowiedzieć nie mógł. Dobrze było, widać, Kukusiowi z tymi pszczołami, nic od nich przez to nie chciał, tyle aby, żeby były. Zresztą, wydawało się, że Kukuś nic od życia nie chciał; a jednak pokazało się, że to nie całkiem tak było. A najbardziej dziwne było to, choć znów może nikt nie powinien dziwować się temu, że Kukuś chciał właśnie czegoś od pszczół, a nie od ludzi.

Bo jednego rana Kukuś pszczół nie zastał. Otworzył ul, ale ani jedna robotnica nie błądziła po plastrach. Zakrzyczał Kukuś, pobiegł w las. Gnał od drzewa do drzewa, przystawał chwilkę, nasłuchiwał, węszył. Aż pobiegł do starej leszczyny, rosnącej pośrodku polany. Leszczyna była żółta, dźwięczna od pszczelego roju. Kukuś podbiegł do drzewa, stanął, chwil parę patrzył. Potem ruszył ku rojowisku, gołe ręce wyciągnął ku królowej. Pszczoły osiadły go i poczęły żądlić, ale on nie odstępował i ciągle gołe ręce wyciągał ku królowej. Wtedy rój zerwał się i pożeglował niby wielki złoty statek. Kukuś zakrzyczał i pobiegł za nim z wyciągniętymi rękami; ale nie nadążył. Stanął i patrzył, jak rój płynie na południe ponad szczytami najwyższych sosen, kole oczy blaskiem jak słońce.

Patrzył Kukuś, dopóki nie stracił ich z oczu. Wtedy pędem wrócił do domu, jak był, w portkach i koszuli tylko, wskoczył na rower i pojechał południową ścieżką. Widzieli go ludzie na tym rowerze, nie myśleli, że ostatni raz. Kukuś do wsi, do brata swojego, nie wrócił; przychodziły za to, z bliska, to z dala dziwne wieści, ludzie domyślali się, że to o nim. Chłop jakiś, mówiono, szedł trop w trop za koczującym rojem, spuchnięty, na oczy ledwie widzący. Gołe, oropiałe ręce wkładał w jądro roju, chciał pochwycić królową. Ludzie, którzy go widzieli, dobrzy, życzliwi, znający się na rzeczy, radzili mu rękawice włożyć na ręce, drucianą siatką osłonić twarz albo choć okadzić gęstym jałowcowym albo olchowym dymem. Ale on, mówią, nie słuchał nikogo, tylko przed siebie szedł z gołymi rękami ku królowej, strzeżonej przez tysiące żądliwych robotnic. Pchał swoje ręce tak długo, dopóki rój nie zrywał się i nie odlatywał. Kukuś, pewnie on to był, siadał na rower i pędził za rojem... Wieści przychodziły z dalszych coraz powiatów. Rower mu się zepsuł, porzucił go, nie sprzedał nawet, porzucił w rowie i na piechotę ścigał swój rój. Rano pastusi płoszyli go, śpiącego w stertach siana albo kopkach żyta; w zimniejsze dni gospodynie zastawały go na strychach, drzemał, rękami obejmując komin. Kobiety podnosiły wrzask, a on uciekał przed nimi chyłkiem. Mówili, że gwałcił te kobiety; ale to najpewniej nie była prawda.

Tak szły o nim wieści coraz mętniejsze, z powiatów i stron dalszych coraz; aż ucichło pod zimę i nie słychać nic do dziś dnia. […]


[04.02.2024, Toruń]

1 komentarz: