ŻYCZENIA

ZDROWYCH, POGODNYCH I RADOSNYCH ŚWIĄT

CHMURKA I WICHEREK

...życie tutaj jest także fikcją, choć nie zawsze...

04 sierpnia 2017

SIERPNIOWE POGADUSZKI (2) JESZCZE RAZ „DOM”

Dzisiaj po południu stanie się faktem to, że zostanę ostatnim polskim kierowcą, który zostanie w „domu”. Czy do piętnastego sierpnia, jak to sobie zaplanowałem? A może wcześniej?
Po piętnastej ma zjechać do kraju Sebastian i w ten sposób zostanę sam w oczekiwaniu na Ukraińca, który zajmie moje miejsce, gdy wyjadę do Anglii.
Jedną z ludzkich wad albo cnot, w zależności od punktu zapatrywania się na sprawy człowiecze, jest przyzwyczajenie, które każe nam oswoić się z losem, niosącym z sobą dobro i jego cienie. Przyzwyczajamy się łacniej do rzeczy, osób, sytuacji przynoszących radość i satysfakcję, ale też potrafimy współżyć z niewygodą, pokonywać trudności, znosić bóle i cierpienia. Tych drugich w mojej obecnej pracy nie brakowało, choć też nie było ich w nadmiarze. Ale było zmęczenie i niedospanie, nagły głód i podróżnicze niepogody, nieświeżość ciała i natrętne rozmyślania, tęsknoty za powrotem do kraju i te ciągłe zmartwienia o najbliższych, o znajomych, którym z racji długich wojaży nie poświęca się czasu tyle ile powinno, więc choćby myślami jest się przy nich, nawet wtedy, gdy o tych myślach pojęcia nie mają.
Do tego wszystkiego przyzwyczaić się można i trzeba i się przyzwyczaja.
Natomiast „dom” w Campingeulles Les Grandes we Francji, 40 kilometrów od Boulogne a 80 od Calais, stojący mniej więcej na trasie do Arras i dalej do Rouen, okazał się być przyzwyczajeniem pozytywnym, namiastką prawdziwego domu. To do niego te wszystkie trasy z Anglii prowadziły jakby krócej i szybciej, a i też drogę z promu czy z tunelu obierałem sobie najprzyjemniejszą z możliwych, wiodącą nieopodal morza, które, choć widoczne zaledwie w małym portowym miasteczku Etaples, to przecież czuć było jego zapach, inny niż w kraju, mniej kojarzony z odebraną morzu rybą, ale był… i te wioski, wioseczki, kościół w jednej z nich, w samym centrum, wszystko to mijałem przybliżając się najczęściej nocą… do domu właśnie.
I zechciał los, że będę ostatnim jego mieszkańcem, nie licząc Ukraińca, który podczas mojego wyjazdu na Wyspy w nim zostanie.
I w pewnej chwili, która z pewnością nadejdzie, zamknę jego drzwi, i pozagaszam wszystkie światła… i wtedy… wtedy to już do innego pojadę domu.  

[03.08.2017, Campigneulles Les Grandes we Francji]



4 komentarze:

  1. Chyba dziwnie byc ostatnim i gasić wszystkie światła?

    OdpowiedzUsuń
  2. Takie symboliczne gaszenie znaczy, że dom przestaje istnieć, a szkoda, bo każdy przyzwyczaja się do normalnych warunków i takowe powinien mieć.
    Serdecznie pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. no, niestety, tak już jest... łatwiej sie przyzwyczaić do normalnych warunków... ale, jak powiedział wieszcz :-) Alleluja i do przodu :-)

      Usuń