191.
Minęły Święta, Sylwester, Nowy Rok. Czas płynie. Prędzej Bóg ci odpuści niż czas. Nie ma szans na oszukanie czasu. Zatrzymanie wskazówek zegara nic nie pomoże. Niepodzielny władca naszego życia nie zna słów przebaczenia. Jeżeli nawet zdążysz na czas, przegrałeś, bo prędzej czy później musisz odpocząć po biegu, a wtedy czas pójdzie naprzód swoją drogą.
Nurtujące pytanie: czy zdążę? Podświadomie zawsze o to pytam przystępując do jakiejkolwiek z czynności, jakie mi pozostały. Do pisana również.
192.
Czasami bywa tak, że wątek poruszany w kawiarence zależy od przypadku. Tak było i tym razem. W „Nożu w wodzie” pojawił się fragment wiersza wypowiedziany przez najmłodszego z bohaterów. Postanowiłem dotrzeć do źródeł. Jest to utwór Konstantego Ildefonsa Gałczyńskiego,
Spotkanie z matką
Ona mi pierwsza pokazała księżyc
i pierwszy śnieg na świerkach,
i pierwszy deszcz.
Byłem wtedy mały jak muszelka,
a czarna suknia matki szumiała jak Morze Czarne.
Noc.
Dopala się nafta w lampce.
Lamentuje nad uchem komar.
Może to ty, matko, na niebie
jesteś tymi gwiazdami kilkoma?
Albo na jeziorze żaglem białym?
Albo fala w brzegi pochyłe?
Może twoje dłonie posypały
mój manuskrypt gwiaździstym pyłem?
A możeś jest południową godziną,
mazur pszczół w złotych sierpnia pokojach?
Wczoraj szpilkę znalazłem w trzcinach --
od włosów. Czy to nie twoja?
*
Ciemne olchy stoją na moczarze,
rozsypuje się w mokradłach próchno
Ej, rozświstał się wiatr na fujarze,
małe gwiazdki nad olchami zdmuchnął
Mała myszka przez ścieżkę przebiegła
Drogę Mleczna nietoperz wymierzył
I wiatr ucichł nagle. I zza węgla
z fajka srebrną w zębach wyszedł księżyc
Rozświeciły się świeceniem wielkim
chmury, dziuple, żołędzie i sęki --
jakby cały świat był srebrnym świerkiem,
srebrnym bąkiem grającym piosenki.
*
Listki drżeć zaczynają,
ptaki w ton uderzają,
słońce wschodzi nad knieję,
słońce jak śnieg topnieje.
Listkom roznąć, opadać,
ptakom też wiecznie nie żyć,
słońcu wschodzić, zachosdzić,
sercu gwiazdy i skrzypce.
*
Jak pudełko świeczek choinkowych,
nagle, w ręku, gdzieś od dna kredensu,
myśli nagle tak wchodzą do głowy,
serce trąca, i sercem zatrzęsą,.
Świeczki takie kupowała mama,
One drzemią. W nich śpi piękny zamiar.
Tylko rozwiń je i tylko zapal,
a zobaczysz, co z tego wyniknie:
w świeczkach błyśnie drogiej twarzy owal.
Matka palec wzniesie. Wiatr ucichnie.
Matkę w ręce ucałuj i włosy,
potem śniegu po uliczkach rozsyp,
żeby błyskał się i żeby chrzęścił
Potem wszystkie światła, co migocą,
do walizki zamknij. Otwórz nocą,
jeśli w drodze spotka cię nieszczęście
*
Lato w lesie. Ciemność zielona w świerkach
Szałwia. Zajęczy szczaw.
Niebo obłoki zdejmuje. Ptak zerka.
Trzmiele brzęczą wśród traw.
Motyle żółte i białe, jak latające listy.
Cisza i światło
A tam dalej i dalej, za tym pagórkiem piaszczystym,
też jest lato.
Niebo to jest małe miasteczko w niedziele,
gwiazdy gapią się na ziemię z okien,
a wiadomo, ze gwiazd jest wiele
i że wszystkie są niebieskookie.
A tam w rogu, w mieszkaniu z balkonem,
w jednym oknie, gdzie kwiat czerwony,
a to drugie okno z drugim kwiatem...
tam ty mieszkasz. I pogrzebaczem
fajerki przesuwasz. I płaczesz
Bo tak długo czekasz na mnie z obiadem.
*
Idę do ciebie. W twoją zieleń,
I w twoje śniegi. I w twój wiatr.
W twój niezmierzony idę świat,
gdzie pory roku na twej dłoni
trojaka jak Ślązaczki tańczą
i kurz się wzbija, skrzypi wóz,
odyniec biegnie przez mokradła
i jeleń rośnie pośród światła,
co, dzwoniąc, bębniąc, tarabaniąc,
zaspane gwiazdy strząsa z brzóz
Jesień to skrzypce potłuczone,
bezradna myśl nad ćwiercią smyczka,
zima to plecy twoje białe,
lato -- jak złota rękawiczka,
która porzucił w sadzie Jan,
ten Kochanowski, co mu łyżką
wystarczy stuknąć, a już wszystko
tańcuje, niebo się otwiera,
niebo niebieskich pełne piór,
truchleje wilk, basuje bór,
głosem Szekspira i Homera.
Ze srebrnych, księżycowych jezior
delfin wysuwa ucho, jesiotr
słuchaniem skraca sobie pobyt.
A z lasu truchcik sarnich kopyt.
Z rybackich ognisk bucha dym,
skwierczy na sadle plotka żółta --
to w wierszach Jana tak. I w nim
zakotwiczona moja nuta;
i wszystkie, wszystkie, wszystkie muzy,
bemole wszystkie, rytm i rym,
i księżyc, mój ubogi kuzyn,
co na telegraficznych drutach
nocą nabija sobie guzy.
But zgubił Choć jest cały światłem,
we łbie rozumu ani szczypty.
I nieskończonym sznurowadłem
wplątał się w moje manuskrypty.
...dobre… jak niemal wszystko u poety „zaczarowanej dorożki”.
193.
Kontynuując noworoczne oryginalne śpiewanie pozostaję przy operze „Carmen” Bizeta. Tym razem francuski bas-baryton Laurent Naouri wykonuje „Pieśń toreadora”.
194.
I specjalnie dla "Jotki" przepiękna "Kołysanka" Krzysztofa Komedy z filmu Romana Polańskiego "Rosemary's Baby".
A wiesz że wiersz Gałczyńskiego "Spotkanie z Matką" uważam za najpiękniejszy wiersz o Matce???
OdpowiedzUsuńDziękuję ze go zacytowałeś...
W ogóle Gałczyński ma w sobie jakąś tajemniczą moc poezji, która jest ponadpokoleniowa, bliska każdemu i każdej z nas. Jest chyba ostatnim z poetów, który ma gdzieś nieoryginalność połączenia epitetu srebrny z księżycem
UsuńOczywiście, że znam i pamiętam, także w poprzednim poście wymienione utwory, ale przyznasz, że niektóre podkłady muzyczne bywają denerwujące, przynajmniej dla mnie. Wystarczy zamknąć oczy, a nuty trącają sam rdzeń kręgowy ...
OdpowiedzUsuńGałczyńskiego chyba wszyscy cenimy!
Zgadza się. Według mnie wszędzie tam, gdzie muzyka zaczyna dominować nad filmem, może być nie do zniesienia. Na obronę jazzowych podkładów muzycznych powiem to, że polski film chciał się zbliżyć do kultury zachodu i dlatego zareagował jazzem, także szeroko rozumianym big - beatem w latach 60-tych. Ale gdy się spojrzy na calokształt powojennej polskiej produkcji filmowej, to poziom muzycznych podkładów jest imponujący, poczynając od "Stawki", kończąc na przepieknym walcu z "Nocy i dni"
Usuń