218.
Za czasów PRL-u często mówiło się, że literatura i kino tamtych lat obfituje w tak zwane produkcyjniaki czyli utwory o wątpliwej wartości artystycznej, przypominające obecne w tamtejszej telewizji spusty surówki, uruchamianie kolejnych bloków energetycznych czy wodowanie statków pełnomorskich. Oczywiście jakiś tam procent słuszności jest w tym poglądzie – faktycznie kultura popularna czasów PRL-u nie unikała tematów związanych z pracą, często w ujęciu tendencyjnym, propagandowym, ale nigdy kwestia człowieka pracy nie była traktowana po macoszemu, człowiek zawsze był na pierwszym miejscu, a jakość prezentacji, jak sądzę, zależała od talentu twórcy.
Jeżeli jednak mamy pretensje do dawniejszej literatury i filmów (zaznaczam, że chodzi mi o kulturę nastawioną na masowego odbiorcę), to co powiedzieć o współczesnych produkcjach. Pozostawiając na chwilę na uboczu literaturę, która jest jednak bardziej wielokierunkowa niż filmy i seriale telewizyjne, powstaje pytanie, co twórcy filmowi proponują dzisiejszym widzom:
- seriale, w których ich bohaterowie żyją życiem nieprzystającym do rzeczywistości. Prawda ekranu rozmija się zatem z życiem; bohaterowie najczęściej nie pracują lub udają, że pracują, żyją ponad stan, autorzy scenariuszy wikłają ich w sytuacje nieprawdopodobne, sztuczne i udziwnione,
- przerażająca jest długość serialowych opowieści, a wymyślanie nowych wątków po to jedynie, aby je kontynuować mija się z celem, zakłóca percepcję widzów; z kolei urywanie innych historii w obrębie „dzieła” spowodowane jest najczęściej tym, że aktorzy z różnych względów odchodzą do innego serialu lub skończył im się kontrakt, a nie podpisują nowego.
- zadziwiająca jest przy tej okazji łatwość tworzenia fabuły przez scenarzystów, przeważa bylejakość daleko bardziej zaawansowana niż w przypadku dawnych seriali. Jak to możliwe, że te najbardziej popularne (wybór mój) w PRL-u serie, takie jak:
„Czterej pancerni i pies” – 21
„Czterdziestolatek” - 21
„Wojna domowa” - 15
„Polskie drogi” - 11
„Stawka większa niż życie” - 18
„Droga” - 6
„Klub Profesora Tutki” - 14
„Najdłuższa wojna współczesnej Europy” - 13
.... liczą sobie tyle odcinków, ile zostało powyżej podane, podczas gdy seriale współczesne przekraczają niejednokrotnie 2000 części? Przecież nie chodzi chyba o to, że producentów w czasach PRL-u nie stać było na dłuższe projekty. Wydaje się, że w dzisiejszych czasach marność i miałkość wygrała z ambicją i przyzwoitością;
- rozpowszechniły się obecnie „sitcomy”, wieloodcinkowe filmy komediowe mniej lub bardziej głupawej treści, choć akurat te produkcje, jeśli obfitują w miarę sensowne dowcipy sytuacyjne, można jakoś przeboleć, natomiast daleko im do humoru filmów Chęcińskiego, Chmielewskiego czy Barei;
- zdecydowanie najwięcej zastrzeżeń mam do produkcyjniaków typu: „trudne sprawy”, „dlaczego ja”, „sanatorium”, jakieś tam kryminalne opowieści, o rozwodach i innych patologicznych sytuacjach. Produkcje te mają kilka cech wspólnych, takich jak:
- przypadkowa i nieprofesjonalna obsada „aktorska”,
- język daleki od tego, który chcielibyśmy słyszeć z ust naszych dzieci,
- najczęściej bardzo nieudana imitacja rzeczywistości,
- drażniący sposób komentowania zachowań i czynów przez ich wykonawców,
- oglądając te seriale ma się wrażenie, że cały czas znajdujemy się w krainie patologii albo w rodzimym parlamencie i w ławach rządowych
Oczywiście nie każda współczesna produkcja jest nie do oglądania, co jednak nie zmienia mojej opinii, że współczesne filmy ukazujące się w godzinach największej oglądalności prezentują poziom poniżej dolnego stanu wód w trzech największych rzek naszego kraju,
[13.01.2021, Toruń]
Zawsze twierdziłam że najlepsze filmy powstały w czasie minionego ustroju...
OdpowiedzUsuńZgadzam się, a ponadto co za różnorodność ówczesnych propozycji filmowych. Dzisiaj mamy do czynienia z "praniem brudów" w serialach, mnóstwo nieuzasadnionego chamstwa w filmach i "strzelanki" na amerykańska modę.
UsuńWymienione seriale oglądałam i to z przyjemnością, teraz nie oglądam żadnego, tyle w nich treści, co z podglądania sąsiadów przez firanki...
OdpowiedzUsuńzdaje się, że odnosisz swoją wypowiedź głównie do tych "reality show" produkcji, w których "aktorzy" gotowi są pokazać publiczności dosłownie wszystko, a widzowie mogą sobie pooglądać rozliczne romanse, przekręty, etc.
UsuńPrawda jest taka,że jest obecnie zapotrzebowanie na tego typu gnioty,po prostu ludzie to oglądają. Przykre,ale prawdziwe. W czasach rządowego rozdawnictwa caĺa masa ludzi siedzi w domach,klepie biedę i śledzi w TV idiotyczne losy pseudo bohaterów.
OdpowiedzUsuńOczywiście, zgadzam się, że gdyby nie było zapotrzebowania, nie produkowano by takich filmów, z tym że jeśli ludziom nie daje się prawa do wyboru, to trudno oczekiwać, że myślenie ludzi będzie inne. Gorszy pieniądz wypiera lepszy. Dziękuję za rozsądną wypowiedź.
UsuńObecnie w przemyśle filmowym zagnieździł się paskudny wirus politycznej poprawności. Nie dba się o wciągającą fabułę, ale obowiązkowo muszą być promowane lewackie fanaberie. Oberwało się nawet Sienkiewiczowi za trylogię i „W pustyni i w puszczy”.
OdpowiedzUsuńZa produkcję filmową w telewizji odpowiada, drogi panie, kierownictwo z kurskim na czele. Sienkiewiczowsa trylogia i "W pustyni i w puszczy" to filmowe produkcje z czasów PRL-u. Nie rozumiem, co to jest "lewactwo" i w jakim kontekście został ten wyraz użyty. W podtytule kawiarenki można przeczytać: Informuję, że kawiarenka nie jest przystosowana do odbioru przez elektorat pisu, solidarnej, porozumienia, konfederacji, dudy, wyznawców ojca rydzyka czy biskupa jędraszewskiego.
UsuńZapewniam, że w internecie nie brak miejsca także dla lepszego sortu, który jeśli zrezygnuje z odwiedzania kawiarenki, świat się z tego powodu nie zawali. Pan zdaje się przynależeć do "lepszego" sortu, więc obawiam się, że pan zabłądził - zapewniem pana, że w sieci jest bardzo wiele miejsca dla "prawactwa", które pan reprezentuje
Trafne spostrzeżenia autora
OdpowiedzUsuńdziękuję
Usuń