Eduard Manet - PORTRET BERTHE MORISOT

Eduard  Manet  -  PORTRET  BERTHE  MORISOT

MIŁYCH ŚWIĄT

Przy okazji Świąt Bożego Narodzenia i Nowego 2025 Roku - spełniania się marzeń!!!

CHMURKA I WICHEREK

...życie tutaj jest także fikcją, choć nie zawsze...

08 stycznia 2021

DWOJE W NOWY ROK

 

Patrzył jak płatki śniegu pokrywają wczorajszą szarość chodnika i nierówność fabrycznej drogi prowadzącej pod same hale i w bok do budynku administracji. Ucieszył się, że może na chwilę przysnąć, a obudzi się tuż przed północą, bo przecież niepodobna, aby nie wystrzeliły w niebo fajerwerki. Pomyślał, że akurat teraz nie ma potrzeby wychodzić na zewnątrz – i tak nikt nie przyjedzie, nie przyjdzie, nie sprawdzi, bo nie od tego jest Sylwester, aby wałęsać się po zakładzie; trzeba iść na jakiś bal lub przynajmniej do rodziny, znajomych, otworzyć tego szampana, potańczyć sobie, a jak kto umie, to i zaśpiewać. Tyle że on do tańca ani śpiewu się nie nadaje: za stary i zniedołężniały, akurat nadający się na stróża pilnującego zakładu produkującego elementy metalowe do budownictwa. Sam poprosił o dwudziestoczterogodzinny dyżur, który zaczął się o siódmej wieczorem i potrwa chyba dłużej, bo jego zmiennik prosił, żeby został jeszcze parę godzin; przyniesie mu za to wyborową – syn przyjechał na święta i nowy rok, przywiózł parę flaszek. Tak sobie myślał o tej butelce dla niego i o śniegu, który zasypywał wszystko wokół, a padał mocno, jednostajnie i prosto na ziemię, bo wiatru nie było wcale.

Zanim zaległ na kanapie, wrzucił dwie szufelki gryzu na ruszt paleniska, nasunął fajerki, postawił na nich wodę na herbatę - niech się zagotuje- potem się położył, ale baranicę zarzucił jedynie na nogi, bo w pakamerze było wystarczająco ciepło. Czuł się wyśmienicie w ramionach snu, w pejzażu zaokiennych igraszek płatków śniegu i potęgującego się ciepła wewnątrz stróżówki; rumieniła się nie tylko płyta żeliwna kuchenki, ale i kwasowa rura łącząca wydech paleniska z kominem. Stosunkowo szybko zasnął, choć nie kontrolował tego; jego piersi falowały łagodnie jak miech wprowadzany wytrwałe w ruch silnymi dłońmi pomocnika kowala. Pomiędzy dwoma oknami pakamery, w samym rogu odmierzał nieubłagany czas zegar z kukułką. Ruski ale dokładny, jeśli nakręcało się go systematycznie o stałej godzinie. Stary nie pozwalał młodszemu zmiennikowi ciągać mechanizmu za szyszki, nie ufał mu do tego stopnia, że będzie w stanie wykonywać tę niezbędną czynność na czas.

Nagle mroczne, acz rozgwieżdżone śnieżynkami opadu niebo przecięła srebrzysta, niemal biała i hałaśliwa jak postrzał z nagana kłusownika pręga wystrzału, która otarłszy się o zenit nieboskłonu przemieniła się w kolorowy pióropusz pawia. Stary zerwał się na równe nogi, spojrzał w okno znajdujące się za biurkiem z widokiem na niezamkniętą na klucz bramkę wejściową i na blokujący wjazd na teren zakładu szlaban, i wtedy dojrzał gasnące tuż nad połacią lasu kiście płomyków. Automatycznie przeniósł wzrok na zegar.

- Jeszcze nie północ, za wcześnie, tak myślałem – powiedział do siebie na głos. - Szczeniaki nie mogą się doczekać.

Do nowego roku brakowało kilku minut.

Józef ogarnął się szybko jak na niego. Poprawił posłanie, zalał wrzątkiem porcelitowy garnuszek z okruchami herbaty madras, włączył radio – grali muzykę taneczną. Przeszedł z herbatą od kuchni do stołu – biurka i zajął miejsce na jednym z dwu krzeseł. Po raz kolejny spojrzał przez okno, tym razem bardziej w dół, ku bramce wejściowej. Zastanowił się widząc wyraźne tropy ludzkich butów na śniegu, który w dalszym ciągu padał i to z większą intensywnością.. Odciski ludzkich stóp odzianych w buty kierowały się w stronę stróżówki, zachodząc ją szerokim łukiem z lewej strony.

- A to ci dopiero – wyszeptał do siebie z pewną dozą niepokoju w głosie.

Wtem otwarły się drzwi, szeroko, głośno, przekrzykując jakąś piosenkarkę, która w międzyczasie pojawiła się w radiowych falach.

- Zdążyłam, sąsiedzie – usłyszał głos wtaczającej się rześko do pakamery kobiety, która natychmiast po przekroczeniu progu otrzepała buty na wycieraczce, po czym zrobiła parę kroków w stronę Józefa i wręczyła mu torbę zawierającą jakieś produkty. - A już myślałam, że będzie kiepsko, ślisko bardzo, Józiu, ale przecież nie mogłam nie przyjść, nie odwiedzić cię.

- Helcia? Nie może być. Nie spodziewałem się. Daj, pomogę ci się rozebrać, jak miło, jak miło.

Córka mówiła: - mamo, weźmiemy cię na Sylwestra, nie będziesz sama, a ja jej, że przyjaciółki do mnie przyjdą, więc niech się nie martwi, ale postanowiłam się udać do ciebie, sąsiedzie, bo tak naprawdę to ty sam i ja sama, a że sam, mówiłeś i jeszcze składałeś mi życzenia noworoczne, to ja sobie pomyślałam, że się odwdzięczę i wpadnę do ciebie i… no mój Boże, wyjmij tę nalewkę z torby, ten placek i pomarańcze, bo niedługo północ… - zerknęła na zegar.

Hela była nie do przegadania, szybka w mowie i ruchach. Już zdjęła z siebie przy pomocy starego palto, zawiesiła je na wieszaku wyjętym z szafy, zaczepiając go o krawędź tejże i razem z Józefem opróżniała przyniesiona torbę. Ten wyjął szklanki, talerze, nóż i łyżeczkę, Hela zrobiła herbaty dla siebie, pokroiła drożdżowy placek, siadła naprzeciwko Józefa, stary odkorkował butelkę z wiśniową nalewką, zalał do musztardówek.

- Nie za wiele, Józiu, toć to na spirytusie, mocne, mnie do posmakowania pod ten nowy roczek – instruowała go podczas napełniania szklaneczek nalewką.

Piosenka pierwszej damy naszej estrady dobiegła końca.

- Ojojoj, jak miło, jak miło, nie spodziewałem się – słownik starego zdawał się być w tych emocjach ograniczony – naprawdę mi miło…

Wzruszył się ten twardy mężczyzna, a jego spojrzenie, którym nieśmiało dotykał oczu Heli było jakieś miękkie i wilgotne.

- Co tam, Józiu? Jest co wspominać! A pamiętasz te nasze pierwsze powojenne spotkanie… na dworcu to było, czekaliśmy na pociąg, który z dziesięć godzin się wtedy spóźnił….

W radiu kobiecy głos. Dosłyszeli go. Odczekali jeszcze dwanaście uderzeń zegara, chwycili w dłonie musztardówki z nalewką…. „- Oby ten nasz nowy, tysiąc dziewięćset siedemdziesiąty…”

Trzasnęła kanonada, rwąc na strzępy zabielone śniegiem niebo. Race wzbiły się wysoko, wysoko i opadały jedna po drugiej pióropuszem pawim.

Wypili do siebie, wycałowali się w swe szpetne, wyschnięte ale piękne policzki, w bruzdy zmarszczek na szyi i czole. I było naprawdę miło, przytulnie, ciepło i rozmownie, a że rozmowa dotyczyła przeszłości raczej i głównie, to dziwić się temu nie sposób, bo starzy ludzie we wspomnieniach odnajdują siłę, aby z bieżącą doczesnością się mierzyć. I można by sportretować to ich noworoczne spotkanie przy stole, przed oknem na świat w najcudowniejszej barwie niewinności.

- Jak się jeszcze trochę rozgrzeję – powiedziała oddzielając tym samym krainy wspomnień, po których podróżowali – przejdziemy się po tym twoim, Józiu, zakładzie. Zrobimy sobie obchód, dobrze?

Jak miał nie przystać na to; prawda, że co dwie godziny miał obchodzić teraz zakładu i miał to na uwadze, ale żeby razem z nią?

Tymczasem piosenkarz śpiewał o tym, jak to cała sala z nim tańczy.

Nagle telefon. Siedziała bliżej. Podała mu słuchawkę.

Halo?

- Szczęśliwego nowego roku, panie Barańczyk. Co tam u pana? W porządku? Nie dzieje się nic złego?

Poznał po głosie, kto mówi. Odpowiadał rzeczowo, ale tak jakoś jak … zauroczony. Na koniec wymienił się życzeniami. Oddał jej słuchawkę. Położyła na widełkach,

- Sam dyrektor do mnie dzwonił, sam dyrektor, Helciu.

- Szanowany jesteś, Józefie – zauważyła.

W jej ustach zabrzmiało to jak miłosne wyznanie.


... być może to ten piosenkarz śpiewał o tańczącej sali...



[08.01.2021, Toruń]

4 komentarze:

  1. Wzruszający obrazek, nie zawsze Sylwester na balu jest tym wymarzonym czy najbardziej potrzebnym...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. To prawda, Najlepszy Sylwester zależy przede wszystkim od tego z kim

      Usuń
  2. Pięknie.
    Masz rzadki dar pisania bardzo prosto ale jednocześnie delikatnie...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. ... może nawet zbyt delikatnie, bo co do prostoty to absolutnie się zgadzam, ale wynika to również z tego, że bohaterami moich opowieści są najczęściej ludzie prości, zwykli, więc tworzenie wokół nich narracji rodem z "fantasy" byłoby nieporozumieniem... no i chyba przyzwyczaiłem się do takiego właśnie pisania ... dziękuję

      Usuń