261.
Czasami taka beznadzieja człowieka ogarnia, że hej i nie wiadomo od czego zacząć. Może od podrapania się po plecach… kulą, bo ramiona ledwie się prostują, ledwie sięgają szyi. To przez te kule wymuszające ból i niewygodę podczas snu, ale bez nich nie ma szans na swobodniejsze poruszanie się. Na ten ból ramion nie pomagają przeciwbólowe tabletki działające na inny rodzaj bólu, a przy okazji uspokajają. Lekarz, ten mądrzejszy u którego byłem, nie ortopeda lecz kardiolog powiedział mi, że najlepszym sposobem na zlikwidowanie tego bólu byłoby niewstawanie z łóżka przez tydzień, ale przecież tego nie zrobię, bo trzeba ćwiczyć chodzenie, więc koło się zamyka.
262.
Największym wrogiem wszelakiego istnienia jest czas, a ściślej, jego upływ. Nic się na to nie poradzi. No, chyba że będziemy pojmować czas w charakterze kosmicznym, istnienia naszej planety, drogi mlecznej, kosmosu. Wtedy nasz ziemski, oparty na latach, miesiącach, tygodniach, dobach czy godzinach czas staje się ziarnkiem piasku w odniesieniu do kuli ziemskiej. Za głupi jestem na to, aby prowadzić dywagacje na poziomie kosmicznym odczuwania czasu, natomiast mogę cokolwiek powiedzieć na temat czasu, który ma wiele do powiedzenia w związku z moją biografią.
Może to kogoś zaskoczy, ale był taki czas, kiedy traktowałem naszą republikę jako kraj NAS WSZYSTKICH. Było to w czasie PRL-u. Nie wiem, czy potrafię przełożyć na język ojczysty to uczucie, ale wtedy świadomie i podświadomie czułem, że gdziekolwiek w Polsce się nie pojawię, czego się nie dotkną, gdziekolwiek nie będę się przechadzał – wszystko jest moje, nie w sensie dosłownym, że mogę sobie wleźć do czyjegoś ogródka czy do fabryki samochodów małolitrażowych i wykrzyczeć – to moje, ale że to co się dzieje wokół mnie istnieje także dla mnie. I cieszyłem się tym wszystkim co jeszcze „za mnie, brzdąca” odbudowywano, konstruowano na nowo, planowano, gdyż sądziłem, że dzieje się tak, aby i dla mnie, i dla moich sąsiadów, rodziny, społeczności mniejszej i większej było lepiej. Kiedy mojego ojca oddelegowano do budowy powstającej od podstaw nowej cukrowni, cieszyło mnie to, choć z tą nową nie wiązały mnie żadne osobiste uczucia. Myślę, że to, o czym teraz piszę, ma coś wspólnego z kibicowaniem polskim sportowcom bez względu na to, czy interesujemy się daną dyscypliną sportu czy nie, bądź też, czy w ogóle interesujemy się sportem.
Okres transformacji zakończył mój sposób postrzegania kraju, ojczyzny, tego wszystkiego, co się wokół mnie i nas działo. Dano mi do zrozumienia, że nie powinienem się cieszyć ze wszystkiego, bo część moich uczuć ulokowane było w rzeczywistości, która powinna upaść i bezwzględnie zginąć. Używając może przesadnie górnolotnych słów, miałem wyrzec się swoich rodziców, przynajmniej jednego z nich, bo nie pasował do krajobrazu niezbędnych zmian, psuł ten krajobraz, tak jak gospodarkę kapitalistyczną psuje własność państwowa, która jest niczyja. A ja akurat uważałem i uważam inaczej – własność państwowa, społeczna, należąca w sprawiedliwie podzielony sposób jest tą, o którą trzeba dbać najbardziej, bo jeżeli stracę coś swojego, prywatnego, to będzie to strata tylko moja; tracąc coś społecznego, narażam nie tylko siebie na potępienie. Rozumując w taki sposób zawsze miałem się za państwowca.
263.
W tym miejscu niech mi wolno będzie umieścić w zapiskach fotografie obrazujące odbudowę Warszawy. Bez silenia się na polityczne dywagacje towarzyszące pierwszym latom PRL-u, pewne jest to, że znakomita większość Polaków traktowała podówczas pracę na rzecz postawienia na nowo naszej stolicy jako priorytet i powód do dumy, chociaż oczywiście na w pozostałych miejscach kraju tak szybko i skutecznie nie odbudowywano miast, ulic i domów po zniszczeniach wojennych. Zaryzykuję twierdzenie, że może dlatego wielu ludzi z mojego pokolenia, ale głównie z dwóch generacji poprzedzających moją traktowało stolicę Polski jako "swoją własność", albowiem najpierw walczono o nią, a następnie ludzie nawet z najdalszych zakątków naszej ojczyzny wzięło czynny udział w odbudowie Warszawy.
264.
Mam dwoisty stosunek do Adriana Zandberga z „Razem”. Z jednej strony doceniam to, że jest stały w swoich poglądach i ukierunkowany na wspieranie pracowników – pracobiorców; z drugiej strony jego ostatnie wypowiedzi skierowane przeciwko protestom przedsiębiorców branży gastronomicznej, hotelarskiej i szeroko rozumianej rozrywkowej zadają kłam jego trosce o losy „klasy pracującej”. Czy naprawdę pan Zandberg nie dostrzega tego, że traktowanie przedsiębiorców w/w branż przez rząd jako piąte koło u wozu uderza jedynie w tychże przedsiębiorców, nie zaś w ludzi pracy najemnej? Szef „Razem” upiera się przy tym, że rząd wprowadzając lockdown powinien najpierw wesprzeć ludzi pracujących w tych mniej lub bardziej rozbudowanych firmach, bo strata pracy dla nich to prawdziwe nieszczęście, podczas gdy przedsiębiorcy jakoś tam dadzą sobie radę, bo mają jeszcze co wyprzedawać. Niby racja, ale co zrobić, gdy rząd tak nie postępuje? Pan Zandberg ma mimo wszystko bliżej do pana premiera niż ja i pracownicy małych i średnich przedsiębiorstw wspomnianych wyżej branż, i jakoś nie jest w stanie przekonać morawieckiego, aby zmienił sposób podejścia do ludzi pracy podczas kryzysu spowodowanego pandemią. Dlaczego wobec tego dziwi się z przewagą na „nie” protestowi przedsiębiorców, który jest przecież również protestem sprzątaczek, kelnerek, kucharek, recepcjonistek, pracowników obsługi imprez, ochroniarzy, etc.? A może postawiłby się jeden z liderów Lewicy w roli szatniarza w klubie, który nie dostaje uposażenia od pracodawcy – zrozumiałe, bo niby z czego ma pracodawca płacić; nie dostaje też od państwa, bo państwo o nim zapomniało? Wygłaszać płomienne, nawet w teorii słuszne tyrady, znacznie łatwiej niż przeżyć do pierwszego bez zapłaty.
265.
Może się narażę kobietom, ale w polityce ostatnich lat płeć piękna nie ma dobrej prasy, przynajmniej u mnie. Ktoś nie wierzy? Przypomnijmy sobie premierową szydło, która rozdawała publiczny głos pod hasłem „bo im się należało”, odkrycie towarzyskie wodza, które stało się twarzą atrapy KRS, panią pawłowiczową ciskającą plugawym słowem na opozycję, nadto upierająca się przy pisaniu „wziąść” , a nie „wziąć”, bo to wymysł lewaków, przypomnijmy sobie „głuchą jadźkę”, no tę, co to u progu pandemii uważała, że na tej zarazie kraj nasz się wzbogaci, a potem okazała się specjalistką w nadawaniu legitymacji narciarskich swoim synkom zjeżdżającym na nartach z tatrzańskiego stoku. Teraz mamy do czynienia z joanną muchą, onegdaj czołową przedstawicielką Platformy, pupilką Donalda Tuska, która ostatnio zmieniła barwy klubowe na papieskich kolorów hołowni, a pytana, że to chyba nie fair względem jej wyborców takie porzucenie partii, którą współtworzyła, odparła ten zarzut mówiąc, że ci wyborcy, którzy oddali na nią głosy, głosowali na asieńkę pomimo tego, że należała do PO.
To święta prawda – „przed upadkiem idzie pycha; a przed ruiną wyniosłość ducha”. Tutaj mamy do czynienia z ruiną moralną posłanki.
266.
Nie chcę kończyć tych nocnych zapisków w minorowym nastroju, więc ponownie skorzystam z pięknych a z ckliwym humorem napisanych słów naszej noblistki w powieści „Prowadź pług przez kości umarłych”.
Zanim posłużę się cytatem parę linijek wstępu. W powieści pani Olgi Tokarczuk znaczną, by nie powiedzieć – kluczową rolę odgrywaja zwierzęta, które… nie, nie będę zdradzał treści książki. W pewnym momencie autorka podaje przykłady z dawniejszych czasów, kiedy to ludzie nie dość że polowali na zwierzęta, to jeszcze wytaczali im procesy.
„Najsłynniejszy proces odbył się we Francji, w 1521 roku, był to proces Szczurów, które spowodowały wiele zniszczeń. Zostały przez mieszczan pozwane do sądu i otrzymały obrońcę z urzędu, którym okazał się bystry prawnik Bartolomeo Chassenee. Kiedy jego klienci [mowa rzecz jasna o szczurach] nie stawili się na pierwszą rozprawę, Chassenee wnioskował o odroczenie terminu, dowodząc, że żyją w wielkim rozproszeniu, a ponadto na drodze do sądu czyha na nie wiele niebezpieczeństw. Zwrócił się nawet do sądu o wydanie gwarancji, iż Koty należące do powodów nie uczynią pozwanym żadnej szkody w drodze na rozprawę. Niestety, sąd nie mógł dać takiej gwarancji, więc sprawę odraczano jeszcze kilka razy. W końcu Szczury, po płomiennej mowie ich obrońcy, uniewinniono.”
[26.01.2021, Toruń]
Nie narazisz się kobietom, bo mam podobne przemyślenia i to nie tylko w kwestii kobiet w polityce, ale chyba całościowo...
OdpowiedzUsuńCzasami nie dziwie się ludziom o tendencjach kosmopolitycznych, którzy wszędzie czuja się dobrze, a z ojczyzna łączy ich język i rodzina w kraju.
jotka
Mam na tę drugą sprawę taki pogląd, że znaczenie ojczyzny jako umniejszane jest ostatnimi czasy zarówno przez liberalnych kosmopolitów, jak i też pisowskich i konfederackich narodowców.
UsuńWłaśnie jestem po lekturze notki Stokrotki o brytyjskiej premier. My w polityce nigdy nie mieliśmy takiej kobiety, a bardzo by się przydała. Niewiasty, które wymieniłeś, to tylko fizycznie kobiety. Weszły do polityki, ale niewiele mają tejże do zaoferowania. Im chodzi tylko o to, by ustawić się jak najlepiej, by ich rodzinom było dobrze, a nie wszystkim polskim rodzinom. Nie znam poglądów pana Zandberga, bo na polityce się nie znam, jestem zwykła kurą domową. Otwieranie restauracji, siłowni i innych zamkniętych teraz miejsc, niesie ze sobą groźbę rozszerzenia się pandemii, ale to nie wina właścicieli tychże lokali, ale państwa, które nie potrafiło zagwarantować tym ludziom środków do przetrwania. Tak jak napisałeś właściciele placówek gastronomicznych, hoteli itd odpowiadają przede wszystkim za personel, który zatrudniali. Jeżeli państwo zabrania im prowadzenia działalności, to powinno zagwarantować tym wszystkim ludziom środki finansowe na przeżycie ich i rodzin. Może w związku z pandemią, jeżeli brak w budżecie środków na ten cel, parlamentarzyści uszczuplą diety(te polskie i brukselskie), a KK wesprze wiernych nie tylko słowem z ambony. O kulach nigdy nie chodziłam, ale może zamiast nich lepszy byłby chodzik(korzystałam z niego kilka lat) żebyś mógł ćwiczyć chodzenie. Leżenie wyciąga siły, więc nie polecam. Na ból ramion i całych rąk stosuję smarowanie balsamem konopnym(lepszy od tych wszystkich maści proponowanych w reklamach). Pozdrawiam.
OdpowiedzUsuńGwoli sprawiedliwości bywały w polityce polskiej i okolicach kobiety, które cenię. Chodzi tu o byłą wicemarszałek sejmu, panią Olgę Krzyżanowską, panią Barbarę Labudę czy panią Ewę Łętowską, a beznadziejnych mężczyzn w polityce jest znacznie więcej. Jeśli chodzi o ten lockdown, to warto jeszcze wspomnieć o tym, że te zamykanie gospodarki bez względu na to czy bardziej czy mniej słuszne są ku temu przesłanki, to zamykanie gospodarki jest sprzeczne z polskim prawem, ale za reżimu pisowskiego prawo nie ma żadnego znaczenia. Ja mam zalecenia, aby chodzić o jednej kuli, co mi nie wychodzi, bo już przy chodzeniu z dwoma prawe ramę potrafi odmówić posłuszeństwa. Pozdrawiam
UsuńWłaściwie to we wszystkim się z Tobą zgadzam Kawiarenko....
OdpowiedzUsuńDziękuję że napisałeś i Warszawie i jej odbudowie...
Najserdeczniej Cię pozdrawiam :-)
No cóż, Stokrotko, gdybym żył w tamtych czasach, pewnie odbudowywałbym naszą stolicę, miast "partyzantować" w lasach. Na bohatera się nie nadaję, na pomocnika murarza - dlaczego nie.
Usuń