Eduard Manet - PORTRET BERTHE MORISOT

Eduard  Manet  -  PORTRET  BERTHE  MORISOT

MIŁYCH ŚWIĄT

Przy okazji Świąt Bożego Narodzenia i Nowego 2025 Roku - spełniania się marzeń!!!

CHMURKA I WICHEREK

...życie tutaj jest także fikcją, choć nie zawsze...

09 stycznia 2021

ZAPISKI Z CZASÓW DYKTATURY (211 - 215) IMPULS. BIEL CUKRU. CUKROWY KONIK. SZADŹ. FILM MUZYCZNY ZABIELANY.

 

211.

Impulsem do napisania kolejnych zapisków jest tak mile przyjęty przez ogół obywateli czwartej RP podatek… wróć, bo podatków pis nie podnosi… opłata cukrowa. Ale nie zamierzam pisać współczesne peany na rzecz dzisiejszej władzy „klaskaniem mając obrzękłe prawice” - ta opłata cukrowa, dzięki której amatorzy słodkości radują się, bo mogą od początku nowego roku ubogacać skarb państwa, ta opłata była jedynie impulsem czyli taka malutką iskierką wzniecającą tu pożar wspomnień. Uchylę zatem rąbka tajemnicy – zapiski dotyczyć będą bieli, tej bieli, jaką pamiętają moje oczy.

212.

Całe swoje dzieciństwo i młodość przeżyłem w PRL-u, uwiązanym będąc do cukrowej bieli. Już kiedyś w kawiarence napomknąłem o tym fakcie, ale tym razem opowiem o tym szerzej. A uwiązanie owo wiąże się z tym, że moja rodzina licząc od dziadka ze strony ojca, ojca – mojego imiennika i matki związana była z przemysłem cukrowniczym; najbardziej z ostatnią cukrownią w Dobrzelinie – osadzie, w której się wychowałem, a samej cukrowni udało się liberalnej władzy nie zniszczyć i trwa do dzisiaj.

Tak więc biel cukru towarzyszyła mi od dzieciństwa. Pamiętam przynoszone przez ojca, a wcześniej przez dziadka rozmaite cukrowe grzybki, bałwanki, zwierzątka wszelakie robione przez jakiś pracowników ku uciesze dzieciarni. Zawieszało się te precjoza na choince, a najczęściej były one starannie, acz w ukryciu przed oczami matki wylizywane i odkładane na swoje miejsce na półkę. Miałem też dostęp do gruboziarnistego kryształu, który przydawał się babci do wypieków rogalików z różanym, śliwkowym lub truskawkowym nadzieniem.

Pracujący w cukrowni dostawali też cukrowy deputat, a skoro w za moich najmłodszych czasów pracowali w naszym zakładzie rodzice plus emeryt dziadek, to cukru praktycznie się nie kupowało. Wiele razy – traf chciał, że akurat podczas białej zimy – podjeżdżałem z dziadkiem pod magazyn cukru i zwykle ładowano tam na moje sanki przynajmniej jeden pełny, pięćdziesięciokilogramowy worek cukru.

Gwoli sprawiedliwości cukrownia to nie tylko biel cukru ale i nieco omszała biel mokrych buraczanych wysłodków, szarość suchych i zupełnie pozbawiona bieli melasa – kolejny uboczny produkt cukrowniczy. W tym miejscu mała dygresja – otóż podczas okupacji robiono z tej melasy cukierki; także w stanie wojennym przypomniałem sobie smak melasy w produkowanych podówczas cukierkach. Melasa, ten produkt koloru silnie brązowego o dosyć specyficznym zapachu wykorzystywany był głównie jako składnik pasz treściwych; stosuje się go również do produkcji alkoholu, drożdży spożywczych oraz gliceryny. I jeszcze jedno: na pracowników cukrowni, ich rodziny i dzieci wołano „melasiarze”.

213.

Jak to ja napisałem? „(…) rozmaite cukrowe grzybki, bałwanki, zwierzątka (...)”. Tak mi się skojarzyły te cukrowe przedziwności, że otworzyła się przede mną komórka z pamięcią o utworze śpiewanym przez Marka Grechutę do muzyki skomponowanej przez Jana Kantego Pawluśkiewicza i tekstu Liliany Wiśniowskiej i Andrzeja Nowickiego. Chodzi o utwór „Serce”, a będzie w nim o cukrowym koniku.

Swoją drogą mało jest tak pięknie skonstruowanych w polskiej poezji słów:

Za smutek mój, a pani wdzięk

ofiarowałem pani pęk czerwonych melancholii.

I lekkomyślnie dałem słowo,

że kwiat kwitnie księżycowo, a liście mrą srebrzyście.

Pani zdziwiona mówi: "Cóż, to przecież bukiet zwykłych róż."

Tak, rzeczywiście. Więc cóż Ci dam?

Dam Ci serce szczerozłote.

Dam konika cukrowego.

Weź to serce, wyjdź na drogę.

I nie pytaj się "Dlaczego?"

214.

Jest jeszcze jedna cukrownicza biel, o której chciałem opowiedzieć. Wiąże się ona ze zwaną zimą (zwana zima zapożyczam tę zlepkę słów od Stachury), wodą, śniegiem i mrozem.

Temu kto nie jest w temat cukrowniczy zagłębiony wytłumaczę, że cukrownie mają wiele wspólnego z wodą, gdyż zużywają je podczas kampanii cukrowniczej. Woda niezbędna jest do mycia buraków, transportowania ich na krajalnice, a potem już w samym procesie produkcji cukru, przy czym owa woda to także ciecz niemile pachnąca pochodząca z odparowania wody z samych buraków. Cukrowni potrzebna jest zatem woda i dlatego wokół tych obiektów przemysłowych kopano stawy czy baseny, skąd później wodę tę czerpano. Potrzebne też były zbiorniki na wodę, którą odprowadzano z cukrowni. Ta po myciu buraków trafiała do jednych zbiorników, ta pochodząca z procesów technologicznych przesyłana była kanałami, w których ulegała naturalnemu chłodzeniu, lecz również trafiała do wielkiej chłodni, skąd zasilała zbiorniki. Oczywiście woda stawowa była czysta w odróżnieniu od poprodukcyjnej. Stawy zarybiano i były one przeznaczone wraz z okolicznymi terenami na cele rekreacyjne; zasadowa, o nieprzyjemnym zapachu woda poprodukcyjna stopniowo wyparowywała, zaś z nastaniem wiosny zasadowy, wapienny osad wybierano i wywożono na rolnicze pola o odczynie kwaśnym.

Odbiegłem trochę od bieli… zatem powracam.

Otóż przedzimowy i zimowy krajobraz terenów sąsiadujących z cukrownią (mieszkałem w bezpośrednim sąsiedztwie zakładu) charakteryzował się bielą. Biała była para wodna nad ostojnikami, nad kanałami prowadzącymi ciepłą wodę z zakładu, biała tworząca się z tej pary wodnej mgła, a najpiękniejsza była szadź powstała na nagich, bezlistnych ramionach drzew i krzewów, na szaroburych trawach z powodu zamarzania malutkich kropelek wszędobylskiej mgły.

Każdy z nas widział zapewne taki fenomen zimy, jak przedstawia to zdjęcie poniżej,

ale trzeba wiedzieć, że taki akurat wygląd drzew dla ludzi mieszkających przy cukrowni nie był czymś niezwykłym, by nie powiedzieć był typowym i jakże częstym zjawiskiem, uwielbianym przeze mnie nawet wtedy, gdy zima poskąpiła śniegu.

Oczywiście nie byłoby tych wzrokowych doznań, gdyby zbiorniki wodne, w których sączyła się ciepła woda nie były otoczone krzewami, tudzież wierzbami, olchami, akacjami, leszczyną i innym drzewozbiorem - miała gdzie szadź osiadać, i osiadałaby do dzisiaj, gdyby pewien dyrektor, który z pewnością bieli naturalnej nie znosił, a i estetycznie podupadł na rozumie i zdrowiu, i polecił był w pnie solidne i krucha pniaczki wyciąć tę boską naturę. Poczułem się wtedy jak ci, którzy obserwują wycinkę pięknych drzew w okolicy, na osiedlu mieszkalnym, w parku czy w lesie - poczułem się odłączony od możliwości korzystania z piękna... z bieli.

215.

Może dlatego, na pohybel durniowi z piłą, na pohybel wszystkim plądrownikom przyrody, ja, miłośnik natury i bieli, puszczam sobie ten oto film - niech przynajmniej muzycznie i filmowo się w sercu zabieli.


[09.01.2021, Toruń]

4 komentarze:

  1. Bardzo szerokie rozważania od bieli cukrowej po ochronę drzewostanu, ale przypomniałeś mi dzieciństwo, bo i ja te grzybki oraz inne figury cukrowe pamiętam i mój dziadek także w cukrowni pracował.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. No tak, coś pisałaś o tym, o ile pamiętam chodziło o Janikowo czy może o Kruszwicę. Muszę być bardzo chory, bo te dawniejsze czasy pamiętam tak, jakby to się działo wczoraj.

      Usuń
    2. Pracował w Tucznie, Janikowo to sól i chemikalia.

      Usuń
    3. Skojarzyłem z Janikowem, bo tam jest cukrownia Krajowej Spółki Cukrowej

      Usuń