Szła ulicami młodość, młodość w dojrzewającym tempie; szła w zasadzie jedną ulicą, najważniejszą i najdłuższą, bo też nie ma się czemu dziwić, że ta właśnie ulica, kasztanowa zwana Aleją Kasztanową była najsolidniejsza w mieście, reprezentatywna; zatem młodość szła i doszła do kiosku na rogu. Tam kilka czasopism z teczki młodość odebrała i poniosło ją, wygnało na miasteczka polne peryferie.
Młodość, jako się rzecze, była już na wylocie z miasteczka; udawała się na studia do dużego miasta, udawała się po zdaniu egzaminów i małomiasteczkowa duma ją rozbierała, bo też lipiec tego roku był ciepły okrutnie. Młodość nie dostrzegła jednak wszystkiego.
Zanim jednak przestąpiła uczelniane progi wypoczywała po tych zmaganiach maturalnych, po potyczkach uniwersyteckich, wypoczywała na łąkach szerokich, nad wodami rozciągnionych, wypoczywała nie sama, koc w koc z inną młodością, piękniejszą i jeszcze młodszą…
Tak… znajdowałem się w stanie upojenia młodością swoją, miałem w sobie tyle sił, że mogłem tę moją, piękniejszą ode mnie ją chwycić w ramiona, przerzucić przez plecy i pobiec na mostek, bo wiecie, z tego mostka skakaliśmy od pędraka do wody, wybijaliśmy się wysoko i szuuuus do wody; tak właśnie z nią zrobiłem, właściwie to skoczyliśmy oboje.
- Co robisz? Utopisz mnie! - wrzeszczała, ale tak jakoś radośnie, ponieważ o skrzywdzeniu jej nie mogło być mowy, więc pływaliśmy sobie i na plecach i kraulem, i żabką, i dotykałem jej ramion, a ona kolanami moich ud, tak jakoś obracaliśmy się oboje wokół własnych kręgosłupów.
- Dopłyńmy na tamtą stronę – zaproponowałem. - Jeść mi się zachciało, baaardzo.
- To mi dopiero romantyczny chłopak… przy mnie o jedzeniu myśli.
- Bo chcę cię pożreć.
Wysportowana była i miała ten „ciąg na boję” w pływaniu; ledwo ja dopadłem przy samym brzegu.
Wytarliśmy się ręcznikami. Przygotowała kanapki z żółtym serem i herbatę w termosie. Spożywaliśmy te delicje, opowiadali sobie, jak pięknie będzie, gdy wreszcie będziemy coś robić na rzecz… po ukończeniu uniwersytetów naszych. Czy zostaniemy w krainie naszego dzieciństwa, czy powędrujemy dalej?
O, święta naiwności, modlę się do ciebie, ale nie nie wstydzę się tamtych marzeń, naprawdę chcieliśmy dać z siebie wszystko, może jeszcze na uczelni?
- A zaczekasz na mnie? Dwa lata jesteś starszy ode mnie – przerywała mi, nie całkiem mi ufając, i na te jej zwątpienia przytulałem ją mocno, nawet całowałem, a każdy pocałunek był protestem przeciwko jej wątpliwościom.
My naprawdę chcieliśmy przynajmniej tyle dla świata, co dla nas. Tańczyło w nas umiłowanie dobrej sprawy, gotowi byliśmy jak tam staliśmy, zaprząc się do roboty, zebrać plony z pola, postawić dom, zaopiekować się całą zgrają dzieci z sierocińca, napisać wiersz, poemat, stworzyć film. I wierzyliśmy niezbicie, bardziej niż w samego Boga, chociaż i jego kochaliśmy po swojemu, że uda nam się to dokonać. Na pohybel drobnomieszczaństwu, sobiepaństwu, wstecznictwu, oto ja, robotnicze dziecię pragnę oddać światu to, co ten zrobił dla mnie.
(...)
Posłowie:
Nie jest prawdą, że przedstawiona powyżej pierwsza odsłona opowiadania nosi w sobie znamiona biografii. Jeżeli doszukiwać się związków autora ze światem przedstawionym w tej opowieści, to niewątpliwie okoliczności przyrody są rzeczywiste.
Mieszkanko naprzeciwko zakładu pozostało w mojej pamięci chyba jako pierwszy świadomie odbierany obraz mojego dzieciństwa - tutaj przechodziłem dosyć ciężko odrę.
Za wczesnego Gierka dziadek z babcią przenieśli się do nowocześniejszego i wygodniejszego mieszkania znajdującego się przy ulicy Hanki Sawickiej. Nie wiem, czy jeszcze istnieje nazwa tej ulicy.
[Aha, nie ma już ulicy Hanki Sawickiej, nazwa była niesłuszna, obecnie nosi miano Inżyniera Zygmunta Okoniewskiego - pewnie jakiś zasłużony dla miasta, ale nie wiem kto to. Przy okazji - źle pamiętałem - ulica Waryńskiego jest bliżej, a ta, na rogu której znajduje się ów kiosk jest pod patronem Marii Konopnickiej - za mojej młodości chyba inaczej ta ulica się nazywała. Jestem ciekaw, czy w ramach walki z ludźmi LGBT Maria Konopnicka się ostanie].
[12.01.2021, Toruń]
No i "wzruszyłeś mnie" we wtorek od samego rana bo chociaż w moim/naszym przypadku to nie były korzenie robotnicze tylko artystyczno-nauczycielskie inie nieduże miasteczko tylko stolica .... to jednak było prawie tak samo.
OdpowiedzUsuńTe wspomnienia to mogą człowieka rozkleić całkowicie....
Najserdeczniej Cię pozdrawiam...
widocznie z podobnej gliny jesteśmy ulepieni... :-)
UsuńTakie uliczki znajdują się we wspomnieniach wielu ludzi. Dobrze, że są uwieczniane we wspomnieniach, nie zginą na zawsze, a atmosfera małych miasteczek zostanie z czytającym na dłużej. Te miasteczka odchodzą w niebyt, jak wszystko dookoła.
OdpowiedzUsuńSerdeczności
Każdy z nas ma swoje wspomnienia bez względu na miejsce urodzenia, ale faktycznie trudniej jest z zachowaniem wspomnień w małych miejscowościach, które nierzadko w dzisiejszych czasach podupadają gospodarczo i demograficznie. Dość powiedzieć, że wyszukując zdjęć Żychlina, zwróciłem uwagę na sporą liczbę gruntów do sprzedania. \pozdrawiam
UsuńW wielu Twoich wspomnieniach i opowiadaniach znajduję fragmenty i z moich wspomnień, więc czekam na kolejne odsłony, by porównać, by delektować się każdym słowem.
OdpowiedzUsuńjotka
powiedzmy, że ten tekst powstał na bazie wspomnień, nie jest natomiast wycinkiem biografii
Usuń