ROZDZIAŁ 22. POCHWAŁY
(w którym szacowni przyjaciele wymieniają pomiędzy sobą pochwały odnoszące się do swoich działań będących rzeczywiście powodem do dumy)
Do późnej nocy, która rychło zamieniła się w sobotni przedporanek panowie: inżynier Bek, mecenas Szydełko, radca Krach i właściciel kawiarenki, pan Adam, czas z jak największym pożytkiem przepędzali przy uroczym jarzębiaczku, wspomaganym kolumbijską kawą, a wcześniej przy sutej kolacji, którą Kawiarennik sam przyrządził; a była to kaczka a'la zając, w piwie ciemnym z warzywami podana, w gęstym sosie własnym o pomstę do nieba proszącym przez dietetyków, z brokułami, ziemniaczkami opiekanymi na sposób francuski, z przepysznym polskim, kremowym, śmietankowym chrzanem, w posmaku orzechowym, także z sałatą lodową i pomidorami, plus do tego lekkie, białe, półwytrawne, przyzwoicie schłodzone wino ze wzgórz Sancerre… czyż mam ci ciągnąć dalej…?
- A gdzież doktor Koteńko? - ktoś zapyta.
Owszem i pan doktor na pogodną wieczerzę przybył z przyjacioły swoje, korzystając z nadzwyczajnej dyspensy osobistej małżonki, pani Zofii. Jednakowoż około północy pana doktora wywołano, najpierw telefonicznie, podjechano doń prosząc, aby wybawił ze zdrowotnych tarapatów jakąś kobiecinę z wioski, która stanowczo od szpitalnej porady wolała pana doktora zobaczyć i podzielić się z nim swymi bólami. Rad nie rad, pan doktor kuferek swój zabrał, z którym nie rozstawał się prawie nigdy i na ratunek z fachową odsieczą pospieszył, na pocieszenie miłego towarzystwa pozostawiając zapewnienie, że po wizycie odwiezionym będzie wprost do kawiarenki, aby wieczerzy zaznanej dokończyć.
Między innymi z tego powodu czterech panów w kawiarence zostało, cierpliwie powrotu pana doktora czekając i karmiąc się przez ten czas uparcie naprzód w głęboką noc płynący rozmową dłuższą niż zwykle, lecz jak zwykle pożyteczną.
Znajdujemy się w toku prowadzonej przez przyjaciół rozmowy w chwili, gdy mecenas Szydełko rozpowiadał, jako to w stowarzyszeniu prawniczym działając, udało mu się trzy z czterech egzekucji wyrzucających ludzi na kamienny bruk ulicy podciąć swawolne skrzydła, wykazując przy tym potężne naruszenie prawa przez podawcze strony; w czwartej ze spraw, jedyne, co zdołał, to odwleczenie sądowego nakazu o trzy miesiące.
- Niezłą wykonałeś pracę, przyjacielu - pochwalił mecenasa inżynier Bek - oby tak dalej.
- Ja tylko porządnie swoje zadanie starałem się wykonać - przyznał skromnie pan mecenas. - Daleko większą zasługę ponoszą ci nasi wolontariusze, którzy wokół każdej sprawy chodzą jak natrętne muchy, zbierają materiały i podsuwają mi przed oczy gotowe dokumenty jak to porządni tubylcy czynią, pachnącą pieczeń przed nos zgłodniałego podróżnika podsuwając.
- Nie mniej jednak - wtrącił Adam - to pana rzetelna praca kończy pozytywnie dzieło.
- Tak, tak - dołączył się do pochwał radca Krach - zwłaszcza, że finansowych profitów z tych wygranych procesów pan nie masz, przyjacielu.
- Cóż, panie radco, taka u nas zasada panuje w stowarzyszeniu: nieść pomoc przede wszystkim tym, co znikąd pomocy nie zaznali, a chwała ze zwycięskiego postępowania i tak się w powietrzu rozniesie miłym zapachem. Wie pan doskonale, że w naszej profesji liczy się bardzo każdy odniesiony sukces, który gdy w porę spostrzeżony przyczynia się ewidentnie do pozyskania, która materialnie byt nasz, mecenasów poprawi.
- To prawda - westchnął pan radca.
- A ja słyszałem, przyjacielu - odezwał się ponownie inżynier Bek - że i panu los pomyślność zgotował.
Radca Krach do wypowiedzi wywołany, nie bez satysfakcji przytaknął, poprosiwszy przyjaciół o wypicie w tej intencji kieliszka mocnej jarzębiny, co też bez zbędnych ceregieli, a nawet z przyjemnością uczyniono.
- To prawda, inżynierze. Po pierwsze spółkę z obcym kapitałem wyswobodziłem z oków podstępnego prawa, przez co zaoszczędziłem jej ponoszenia zbędnych kosztów i w konsekwencji umocniłem się finansowo, mniemam, że sprawiedliwie; po drugie umocowałem na rynku okoliczną grupę producencką jabłek i owoców miękkich (jakże dostojna nazwa - owoce miękkie). W tej sprawie jakichś szczególnych profitów się nie spodziewam, jednakowoż moja małżonka tego roku nie będzie narzekała na brak surowca do przetworów, a i pan Adam skorzysta na tym, bo i dla kawiarenki wystarczy.
- Spodziewałem się tego po panu - wyrzekł z uśmiechem Adam - gdyż pan radca zawsze o kawiarence pamięta. Powróćmy jednak do pana, mecenasie: czy sprawa tych trzech spółdzielni otworzonych przez bezrobotnych dobiegła szczęśliwego finału?
- Jak najbardziej, panowie. Poproszono mnie o pomoc, więc pomogłem. Dodam, że przy jednej wespół z panem radcą pracowaliśmy wytrwale.
- O więcej szczegółów proszę, mecenasie - domagał się inżynier.
- No cóż, panowie, zaistniała możliwość tworzenia wspomnianych spółdzielni przy znacznym wsparciu finansowym z zewnątrz, także unijnym, tedy o pomoc w napisaniu projektów mnie poproszono, nie będę ukrywał, że po miłej znajomości. Dwóm sam dałem radę, lecz przy tym trzecim, pana radcę z kolei o pomoc poprosiłem uzumpełnił swą wypowiedź pan mecenas Szydełko
- Jakaż tam w tym moja zasługa! - żachnął się radca Krach.
- Skromność pana radcy zawsze cnotą pozostanie do naśladowania - mecenas dziarsko pana Kracha klepnął po ramieniu - jak by tam nie było, już od tygodnia na nasz lokalny rynek pracy weszły trzy nowe podmioty gospodarcze: pierwszy zajmował się będzie praniem odzieży, prasowaniem, łataniem i szyciem, ot nie nazbyt feministyczne to przedsięwzięcie, lecz potrzebne bardzo; drugi zajmie się szeroko rozumianą zielenią miejską, przez co rozumiem porządkowanie skwerów i parków, dbanie o płuca naszej miejscowości; wreszcie trzecia firma, przy której powstaniu dołożył swoją pięść pan radca, to przedsiębiorstwo budowlane, które spróbuje na trudnym naszym rynku funkcjonować z sukcesem dla siebie i z pożytkiem dla społeczności.
- Bardzo miło to słyszeć - pochwalił zrealizowane projekty Kawiarennik i nie omieszkał polać w kieliszki jarzębiaku.
Wtedy odezwał się pan radca.
- Panie Adamie, doradztwo doradztwem, ale to przecież pańska osobistą zasługą jest zatrudnienie tej młodej pary, która jak nic, zwróciłaby się po zasiłek, bo miejsc pracy u nas tyle ile wody na pustyni.
- Owszem, zatrudniłem, ale głównie dzięki temu, że to sami panowie napędzają klientów do kawiarenki.
Radca Krach roześmiał się serdecznie.
- Czyżby? A może to dzięki naszemu pismu, naszym pozostałym przyjaciołom, ale też dzięki pana udatnym pomysłom, jak ten z prelekcją o sztuce pana profesora, po której do dnia dzisiejszego Gauguiny na ścianach wiszą..
- Niechże i tak będzie - wyrzekł Adam i przyjaciele skubnęli po kieliszku jarzębiakowej wódeczki, czym błogie w trzewiach swoich poczynili ukontentowanie.
W dalszym ciągu rozmowy panowie wciąż bez zazdrości wymieniali pomiędzy sobą pochwały, a zadaniem chwalonego było ową pochwałę ze skromnością pomniejszać.
Później konwersacja potoczyła się wokół Naszego Głosu, pisma, które wciąż na popularności zyskiwało, tudzież o planowanej od dawna wspólnej do Ciżemek wyprawy, gdzie łąka, woda i lasek w sam raz na letnie upały. Pan Adam napomknął jeszcze o rozważanym wespół z panem profesorem plenerze, co spotkało się z inżyniera Beka, bogatego nie tylko w kulinarne, lecz również w artystyczne talenty aprobatą, a pan radca Krach w tajemniczy sposób zapowiedział swoje najnowsze plany, których wprawdzie jeszcze dziś nie zdradzi, lecz z pewnością powiadomi o nich koleżeństwo o nich, gdy tylko nabiorą prawnej i realnej mocy.
Byliby towarzysze pana Kracha na żywca jego język z gardła wyrwali, aby wyszeptał kilka dalszych słów o projekcie, lecz tymczasem w zacienionej, kawiarenkowej sali pojawił się we własnej postaci na wpół zdyszany doktor Koteńko, który wbrew naturze swojej dobiegł do stolika, pochwycił oczekujący go kieliszeczek jarzębiaku, odważnie uniósł go i skorzystał jednym haustem z jego zawartości, powstrzymując się od popitki.
- Trafiłem, panowie, trafiłem z diagnozą! - wykrzyknął, budząc w przyjaciołach odruch konsternacji.
- A teraz, bardzo was proszę, przyjaciele, pozwólcie mi zagrać - uprosił władczo podochocony pan doktor - To będzie scherzo Chopina - dodał i podał też numer, lecz żaden z przyjaciół od degustacji jarzębiaku nie miał prawa numeru żartu zapamiętać, gdyż umysł ich po kilku kieliszkach począł krążyć w barwnej, a kojącej zmysły krainie wyobraźni.
[20.10.2021, T.]
Nie pomogą wolontariusze ani znajomości, jeśli organizator wszystkiego nie dopilnuje i dobrą energią nie natchnie!
OdpowiedzUsuń... to prawda, ale czasami, jak to mówią, udaje mu się zapłodnić pozostałych, idących w podobnym kierunku...
Usuń