CHMURKA I WICHEREK

...życie tutaj jest także fikcją, choć nie zawsze...

21 grudnia 2021

KAWIARENKA. ROZDZIAŁ 31. PRZYJACIELE W KOMPLECIE.

 

Pierre-Auguste Renoir (1841 - 1919)
"Bal w Moulin de la Galette"


ROZDZIAŁ 31. PRZYJACIELE W KOMPLECIE.

(w którym w kawiarence zebrało się przedstawicielstwo szacownych mężczyzn, będących w jak najlepszej z sobą komitywie; rozprawiających o sprawach dla tej wybitnej Różanowa społeczności. Do tegoż towarzystwa dołącza też przepiękna płeć piękna, lecz o czym kobiety rozmawiają, tym razem się nie dowiemy. Będzie też o pewnej niedyspozycji Starego Pisarza celebrującego fakt oddania do druku jego najnowszego dłuższego opowiadania) 


Nareszcie razem. Udało się w pewną sobotę. Stoliki zestawili pan doktor Koteńko, mecenas Szydełko, inżynier Bek, radca Krach, redaktor Pokorski, Stary Pisarz i Kawiarennik. Posiedzieli do późnej nocy, żegnając ostatni weekend wrześniowy. Co i rusz Adamowa żona coś tam smacznego, najpierw z zakąsek a potem z ciast przynosiła, bo mała Róża spała w najlepsze, jakby przeczuwając, że tej wyjątkowej nocy przeciągnie się przyjaciół spotkanie.

Nie wiadomo jakich pani Maria użyła forteli, ale skłoniła starego pisarza do popróbowania wiśnióweczki, a przecież cały powiat huczy o tym, że miłośnik pisanego słowa spożywa krowie mleko w ilościach do pozazdroszczenia, a jeśli mu od niego jeszcze wątroba nie siadła, nieomylny to znak, że w tęgim zdrowiu wiele jeszcze lat przeżyje.

Przyjaciele nie potrafili wydostać się ze zdziwienia, jak zgrabnie pan pisarz wiśnióweczkę sączy; zastanawiali się też nad tym, czy aby procentowy, nic a nic do mleczka niepodobny napój, nie wpłynie przypadkiem na dziarskość umysłu pisarczyka, który z alkoholem niewiele dotąd miał wspólnego.

A przecież okazja do tego była, a wiadomo, że dobry i szlachetny Polak przepuścić jej nie może, więc Stary Pisarz wykorzystał ją i nie przepuścił. Dostał bowiem wiadomość, że za tydzień - dwa ukaże się w druku jego dłuższe opowiadanie.

Radca Krach, który tym razem pełnił wdzięczną funkcję polewającego trunki, skomentował pomyślną wieść tymi słowy:

- Ja pierwszy, panie Pisarzu, piszę się na zakup pana książki.

- Kiedy ja paręnaście egzemplarzy otrzymam gratisowo - zwrócił uwagę pisarz.

- Niech pan je dla rodziny, dla szkół przeznaczy, bo wiemy jak te oszczędnie ostatnio przędą - naszym wspólnym obowiązkiem - wyjaśniał pan radca - jest zasilenie konta domowego pańskiego budżetu już choćby z tej racji, że tak przepięknie pan nas opisuje.

- Jako żywo, racja jest po pana stronie, panie radco - wtrącił się do rozmowy doktor Koteńko. - A jak tam nasze pisemko? - zwrócił się pan doktor do pana redaktora.

- Nadzwyczajnie - wyrzekł pan Pokorski. - Co chwila mam jakiś gości, a ogłoszeń co niemiara. Nie dalej jak wczoraj niejakiego Dąbrowskiego u siebie miałem. Ziemię do sprzedania oferuje.

- Ziemię? - zadziwił się pan radca.

- Owszem, ale taką pod sadzonki, ogrodową. Tenże Dąbrowski ma parę kilometrów stąd kompostownię i w niej jakieś amerykańskie robale hoduje, a ostatnio także darń - taka trawę na boiska ma na sprzedaż.

- Robale? Fe - skrzywił się pan mecenas Szydełko.

- Mecenasie - żachnął się radca Krach - toż one najbardziej na przynętę dla ryb się nadadzą. Koniecznie pojechać tam muszę.

- Czy coś się posunęło naprzód w kwestii marketu, panie radco?

- Sprawa jest na jak najlepszej drodze, panowie, choć z miastem, wiecie jak się rozmawia. Chcieliby kasy zaraz, a sami dokładać się nie chcą, a obiekt i plac niszczeją. Ale damy radę. Do mrozów się postawi, bo panowie pomysłodawcy wielce zdeterminowani.

- A jak tam pana córka z zagranicznym zięciem? - spytał z kolei pan Adam - czy znak jaki dali, że przyjadą?

- Rozmawialiśmy ostatnio przez telefon. Będą pod koniec października.

- To do tego czasu pana leśny domek będzie jak nowy - wtrącił pan Szydełko - Przejeżdżałem, widziałem.

Przy okazji tych słów pan radca aż głową zatrząsnął, polewając koniaczek i wiśnióweczkę, na którą, bardzo wyjątkowo pani Maria się zgodziła.

- Przyjaciele, muszę wam powiedzieć, że szczerze jestem z zdumiony jakością pracy tej firmy - powiedział uradowany. - Co nie powiem, wszystko zrobione, porządnie, schludnie i na czas. Teraz to już tylko wykończeniówka została.

- W końcu ta firma to po części pana dzieło - uśmiechnął się pan Adam.

- Przypadek, przypadek - bagatelizował sprawę pan radca - a ja słyszałem, że pan, Adamie i inżynier Bek z ogródkiem kawiarnianym coś kombinujecie?

- Nie zaprzeczę - odparł Kawiarennik - zamierzamy na czas zimy dach nad ogródkiem postawić.

- Tak, tak - przytaknął pan inżynier. Pod koniec października panów zapraszam. To rzecz całkowicie pewna, że dach stanie.

- Jak to miło - ucieszył się mecenas - to znaczy, że offowe filmy będą?

- A będą - potwierdził pan Adam.

- Przysiądź się do nas na chwilę, nasza ozdobo - pan radca przyciągnął rękę pani Marii i obok swojego miejsca na krześle usadził. - Jak tam się miewa śliczna Róża? Czy zdrowa?

Maria przepięknie się uśmiechnęła.

- Jakże by mogło być inaczej, kiedy doktor Koteńko ilekroć do kawiarenki zachodzi, o Różę pyta i widzieć ją raczy. A mała już tak się znorowiła, że panu doktorowi na kolana siada i, zdaje się „dziadku” do niego mówić.

- Ja widzę, że takich dziadków Róża ma więcej, prawda Stary Pisarzu? - roześmiał się pan radca.

- A pewnie, pewnie - niepewnym głosem odrzekł pan Pisarz, a jego głowa jeszcze niepewniej się zabujała.

- A ja was, panowie, o rozstrzygnięcie sporu teraz poproszę - odezwał się Kawiarennik. - Moja dobra żona myślała nad tym, aby wybrać się od października na studia zaoczne. Umyśliła sobie jakieś tam hotelarstwo, co, jak powiada, przyda jej się w branży, jaką prowadzimy.

- Ależ Adasiu… - zapłonęła zawstydzona Maria.

- Ja jej mówię, za rok, jeszcze trzeba Różę odchować. Ja wiem, że dalibyśmy sobie radę, koleżanka Marii pomoże… i w ogóle, ale… powiedzcie sami...

- A za rok, drogi mężu - podchwyciła Maria - nowe dzieciątko ci się zamarzy… - tak właśnie rzekła, po czym pokryła swą twarzyczkę purpurą.

- A ja, ozdobo nasza, wcale a wcale panu Adamowi nie będę się dziwił - roześmiał się pan radca - raz, że parka dobrze by do państwa pasowała, a dwa, że kiedy pan Adam przekonał się, że skoro tak cudowny klejnot z, za przeproszeniem, łona pani Marii na świat się zaprosił, to czemu kolejnym skarbem nie obdarować świata?

Oboje, pan Adam i pani Maria zapadli w głębokie, wiele mówiące milczenie, po czym Maria oznajmiła:

- Drodzy panowie, to, o czym mąż opowiadał, to przeszłość. Przekonał mnie. Jeszcze rok zaczekam. Przemyślałam.

- A o kolejnym potomku, moja ozdóbko, myślisz? - ciągnął wesołą rozmowę pan radca.

- Też - pani Maria spojrzała kochającymi oczami w stronę zastanawiająco zmieszanej twarzy małżonka, a panu radcy pokazała prześliczną figę.


[21.12.2021, Toruń]

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz