597.
Ponieważ za chwilę minie druga rocznica mojego przyjazdu do Polski ze szpitala w Oslo, przeto mimowolnie ocieram się wspomnieniami o ten mój ozdrowieńczy pobyt w Norwegii. Tym razem moje wspomnienia nie będą dotyczyć samego wypadku, operacji, zawału serca i długotrwałej rekonwalescencji, lecz pewnego stanu, który zapewne wiązał się z wprowadzeniem mnie przez lekarzy w śpiączkę farmakologiczną. Ciekawe jest to, że w tym właśnie stanie organizmu pamięta się pewne szczegóły bardzo wyraźnie, jednakowoż stanowią one nawet teraz, po dwóch latach, nieodgadniętą tajemnicę. W tym miejscu chcę wyraźnie podkreślić, że owej wizji jakiej doświadczyłem, nie da się porównać ze snem - szczegóły snu po dwudziestu czterech miesiącach prawdopodobnie by się zatarły, co w opisywanym przeze mnie przypadku miejsca nie ma - pamiętam wszystko bardzo dokładnie.
Otóż zdawało mi się, że już kiedyś byłem w tym akademickim szpitalu w Oslo. Upewniał mnie w tym niewielkich rozmiarów obrazek, rozpoznany przeze mnie, a przedstawiający fundatorkę szpitala, starszą panią. Znaczy się, wydawało mi się, że ów wizerunek kobiety widziałem już wcześniej w tym samym miejscu (szeroki korytarz szpitalny), co oznaczało, że kiedyś w przeszłości musiałem być w tym miejscu. Portret ten namalowany był w manierze ekspresjonistycznej - jeżeli kto zna pędzel Edward Muncha, widział jego "Krzyk" i inne, wielce melancholijne obrazy, ten wie, o czym mówię. Czyli ta pani - fundatorka skojarzyła mi się z osobą bardzo chorą, może nawet śmiertelnie chorą, która jakimś cudem - może za sprawą lekarzy - wyzdrowiała i z wdzięczności za przedłużenie jej życia zdecydowała się na szlachetny gest przekazania prywatnych funduszy na zbudowanie szpitala.
A zatem jesteśmy w sytuacji, kiedy to ów wizerunek pojawia się w mojej narkotycznej wizji, jestem świadom tego, że na pewno widziałem go juz wcześniej, czyli byłem w tym szpitalu, lecz w rzeczywistości nie mogłem się znajdować w tym miejscu przed wypadkiem, bo też nigdy wcześniej w jakimkolwiek norweskim szpitalu nie leżałem. Ale obraz ten istniał naprawdę i świadczył fakt, iż już po wyprowadzeniu mnie ze śpiączki farmakologicznej, gdy byłem świadomy, co się ze mną dzieje, widziałem go na głównym korytarzu szpitala, gdy przewożono mnie na kontrolne badania.
I proszę, taki zwykły ekspresjonistyczny obrazek namalowany ręką prawdopodobnie anonimowego, mniej lub wcale nieznanego malarza, może amatora, wprawił mnie w osłupienie. Kiedy z dnia na dzień czułem się lepiej, czy to transportowano mnie na inwalidzkim wózku przez ów główny korytarz szpitala, czy też leżałem w pojedynce na swoim łóżku, cały czas rozmyślałem nad tym, czy i kiedy odwiedziłem to miejsce i jak to się stało, że zapomniałem... tak, moje myśli koncentrowały się na tym, na ustaleniu, na domysłach, że chyba musiałem stracić pamięć o tym moim wcześniejszym pobycie w szpitalu.
Bardzo trudno mi wyjaśnić ten mój stan, a zatem, mówiąc w wielkim skrócie, utrzymywałem wtedy że:
- moja bytność w szpitalu w Oslo dwa lata temu była w istocie drugim moim pobytem w tym szpitalu,
- świadczył o tym ów obrazek, który rozpoznałem,
- nie potrafiłem ustalić, co takiego zdarzyło się w moim życiu, że za pierwszym razem zmuszony byłem skorzystać ze szpitalnej opieki.
Tak bardzo mój umysł zaangażowany był w podaną powyżej interpretację, że jeszcze dzisiaj przechodzą mnie ciarki na myśl, że może jednak ta przerwa w moim życiorysie naprawdę miała miejsce.
Jak by nie było, przyznać muszę, że psychika człowieka, jego myśli, odczucia i wyobrażenia nie są do końca poznane - to swoiste déjà vu [odczucie, że przeżywana sytuacja wydarzyła się już kiedyś, w nieokreślonej przeszłości, połączone z pewnością, że to niemożliwe] przez długi okres czasu kpiło sobie w najlepsze ze mnie i dzisiaj zastanawiam się, czy tylko i aż śpiączka farmakologiczna miała w tym swój pierwszoplanowy udział.
Zresztą to nie tylko ta wizja wprawiała mnie w zakłopotanie. Później pojawiła się kolejna: otóż wyobraziłem sobie, że dzień po dniu znajduję się w innym miejscu, że "podróżuję" wraz ze szpitalem.
Ech, jest noc... nie będę się pastwił nad sobą, snując kolejny horror.
Podobno lekarze norwescy mieli obawy, czy zdołają mnie wybudzić ze śpiączki.
[15.12.2021, Toruń]
Podobno żyje się kilka razy....
OdpowiedzUsuńPodobno żyje się kilka razy....
OdpowiedzUsuńO proszę....I pisze się to samo dwa razy....:-))
OdpowiedzUsuń... to której Stokrotki komentarz ja komentuję? :-)
UsuńNajważniejsze, że wybudzono Cię ze śpiączki. Jeżeli obraz fundatorki szpitala daje Ci przeświadczenie, że wcześniej byłeś w tym miejscu, ale nie potrafisz powiedzieć kiedy i w jakich okolicznościach miało, to miejsce, to może nie szpital jest ci znany, a sam obraz. Wydaje mi się, że kobieta, którą było stać na ufundowanie szpitala, nie powierzyłaby namalowania portretu nieznanemu artyście czy wręcz amatorowi. Może był to malarz, który stał się sławny, a Ty portret kobiety widziałeś wcześniej czyli przed wypadkiem na jakiejś wystawie lub w albumie artysty. Pozdrawiam serdecznie.
OdpowiedzUsuńCałkiem realne wytłumaczenie, którego nie wziąłem pod uwagę. Kobiety jednak mają jednak TO COŚ, co nas, mężczyzn od nich odróżnia.... pozdrawiam...
UsuńTeż podpisuję się pod tezą Iwonki. Zapewne obraz był Ci znany wcześniej, a w połączeiu z farmakologicznymi lekami dawał znane odczucie deja vu.
OdpowiedzUsuńŻyczę zdrowia i dalszej weny twórczej.
A wiesz, że szukałem tego obrazu w internecie i niestety bez efektów... dziękuję i nawzajem...
Usuń