CHMURKA I WICHEREK

...życie tutaj jest także fikcją, choć nie zawsze...

05 grudnia 2021

W OKAMGNIENIU (2) CZEKAJĄ...

 

Tadeusz Fijewski i Jerzy Kondrat
w inscenizacji "Czekając na Godota" Samuela Becketta
w Teatrze Współczesnym w Warszawie (1957)


Czekają...

    Pierwszy strzegł dzisiaj bramy, też pomylony, choć nie na prawach pacjenta. W skrojonym na właściwy rozmiar mundurze, co wartość jego służby powiększał i uwydatniał w ważności, przechadzał się wokół stróżówki, przewiercając oczami najciemniejsze, najmroczniejsze zakamarki i placu, i terenu znajdującego się poza drucianą siatką ogrodzenia.

    Drugi właśnie się zbudził po pokolacyjnej drzemce i gdy kompani z czteroosobowego pokoju posnęli na dobre, ubrał się prędziutko w przetarte, acz jeszcze znośne do chodzenia w nich spodnie, wdział na siebie gryzący wełniany sweterek i kalosze, a następnie mijając spodziewaną pogoń dyżurującej pielęgniarki, wyszedł cichcem z budynku pensjonatu, kierując się wprost do stróżówki.

    Przed nią napotkał Pierwszego, który akurat skończył dziewięćdziesiąte okrążenie jego stanowiska pracy.

- Nareszcie - powiedział Pierwszy - ileż można na ciebie czekać?

- Powiedziałeś, że o drugiej. Mamy jeszcze dwie godziny czasu - uspokoił służbowego Drugi.

- Nigdy nic nie wiadomo, co mu strzeli do głowy. Równie dobrze może przyjść parę minut po północy.

- Prawda. Nic nie wiadomo, co takiemu może przyjść do głowy - zgodził się Drugi. - Czy zastanowiłeś się nad pytaniami do niego, kiedy już przyjdzie?

- Bezustannie je powtarzam. Chciałbym się przecież dowiedzieć, kiedy nareszcie zrobi z tym wszystkim porządek.

- Oj, tak, musimy się tego dowiedzieć - przytaknął Drugi. - W końcu powinniśmy się tego dowiedzieć, ile czasu potrzeba, abyśmy nie potrzebowali tabletek i zastrzyków.

- A mnie chodzi o to, aby powiedział nam kiedy to wszystko raz na zawsze pi......

    Natenczas za lasem grudka kosmicznego pyłu zanim utopiła się w bagnisku po tamtej stronie zapłonęła na kilka chwil słonecznym światłem, które oślepiło obu mężczyzn.

Rączy strach przegalopował po nich, po czym Pierwszy tajemniczym głosem wyrzekł prosto do lewego ucha Drugiego:

- Dał znak, widziałeś?

- Myślisz, że to on? - zastanowił się Drugi.

- A któż inny mógłby to być. On sam, na którego czekamy.

- Który nas wyzwoli - stwierdził z naciskiem Drugi.

- Który nas wyzwoli - powtórzył Pierwszy i dodał: - który uczyni nasz świat lepszym i nie pozwoli na to, abym najmował się do pilnowania ubogich umysłem...

- Który poskłada w całość te ubogie umysły i zamiast tego ośrodka, do którego drzwi zamyka się jedynie od zewnątrz, powstanie w tym miejscu przecudny pensjonat dla ludzi starych, lecz o pełnych władzach umysłu, a ja będę jednym z nich.

- Wszystko to zawdzięczać będziemy jemu - dodał Pierwszy.

- Byle tylko przyszedł...


- Przerwa!!!


    Był wyraźnie podrażniony. Wstał z fotela i zanim się objął szerokim spojrzeniem wirtualną prezentację scenografii, na która składał się budynek szpitala psychiatrycznego i dalej po lewej kompleks ogrodowy kończący się ogrodzeniem z siatki, pośród którego widniała centralnie położona brama wjazdowa i przycupnięta do niej stróżówka. Obraz był realistyczny. Obserwując tę scenografię z pozycji widza, trudno było dostrzec, że składa się z doklejonych do siebie zdjęć. Najważniejszy był efekt - widzowie mieli przed sobą prawdziwą ilustrację miejsca, w którym toczyć się miała akcja.

- I pan mi mówi, że ma to być pana zindywidualizowana wersja sztuki Becketta? To mają być pańscy Estragon i Vladimir?

    Siedzący w samym lewym zakątku sceny autor dramatu, bojaźliwie powłóczył spojrzeniem kierując je w stronę reżysera Różyczki. Przez chwilę wzrok obu mężczyzn skleił się w jedno intensywne spojrzenie.

- No niechże pan mi wybaczy tę spontaniczną reakcję... - zaczął reżyser Różyczka.

- Tak, niech pan wybaczy naszemu reżyserowi - wtrącił aktor grający Pierwszego - on zawsze tak reaguje podczas pierwszej próby.

- Podoba mi się pana sztuka - skwitował Różyczka - milczy pan? zwrócił sie do autora.

Autor sztuki był wyraźnie zafrasowany.

- Milczę gdyż w ostatniej chwili zdałem sobie sprawę z tego, że w końcowej scenie ostatniego aktu mój Godot jednak przyjdzie.

- Ależ to kompletnie zmieni tezę, jaką pan narzucił w tej sztuce - czekamy na coś, co nie ma prawa się zdarzyć - oto tajemnica ludzkiej egzystencji.

- I dlatego powinienem, powinniśmy - poprawił się autor sztuki - to zmienić. Musimy wlać w serca ludzkie łyżeczkę optymizmu do tej beczki z dziegciem.

- Bo ja wiem...

- Czy mógłby pan zaczekać do jutra, reżyserze? Przerobię zakończenie, właściwie dopiszę je... . Mogę na pana liczyć?

- Koniec przerwy!!! Proszę państwa... - reżyser spojrzał na zegarek - ... spotykamy się jutro punktualnie o dziesiątej.


[05.12.2021, Toruń]

2 komentarze:

  1. Dzisiaj nawet beczka optymizmu nie wystarczy, kiedy łyżka dziegciu jest tak duża.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Niestety musze się z Tobą zgodzić, Iwono... pozdrawiam

      Usuń