ROZDZIAŁ 63. ORKIESTRA, FETA i KOLEJ
[w którym mowa będzie o powstałej jak Feniks z popiołów orkiestrze dętej, miejskim jarmarku i niezwykłym pomyśle dyrektora cukrowni – zapalonego członka orkiestry, tudzież miłośnika wąskotorowej kolei]
Skąd wracali utrudzeni, rozgadani, a w oczach szczęśliwi? Przedostatnią odbyli próbę. Jeszcze tylko ta piątkowa, ostatnia zostanie, a sobota już do nich będzie należała, na głównym placu miasteczka i dobrze, że w półcieniu kasztanowców, na podeście, na scenie, którą już jutro napoczynają stawiać. W to święto miejskie, co rok za rokiem na przełomie letnich miesięcy wypada, nie zabraknie orkiestry dętej, przez pana Korfantego wskrzeszonej, ku rzeczywistej radości muzykantów, powstałej z popiołów zapomnienia.
Owszem, nie tylko oni wystąpią; rozlegną się popularne pieśni przez amatorskie usta wyśpiewane, będzie ludowa ale i mocniejsza nuta sproszonych na tę okoliczność zespołów. Będzie prezentacja malowideł poczynionych przez akademickich studentów, malowideł przedstawiających najsłynniejsze zakątki miasta. Będzie dwudniowa feta, jarmarkiem letnim zwana, i świateł nocna prezentacja, i tańce, i ulicznych aktorów parada… ale to nastąpi w końcu tygodnia, w sobotnie przedpołudnie się zacznie… dzisiaj kapelmistrz zadecydował, aby ugasić pragnienie po przedostatniej próbie w kawiarence.
Uwijał się jak mógł pan Adam w ukropie, aby muzykom z miejscami dogodzić, boć przecież miał też kilku gości na salach, lecz sprostał zadaniu i zaraz nakazał, aby wedle życzeń muzykalnych gości, tyskim piwem ten zlot ochłodzić, a że pośród grających były też kobiety, więc one w odróznieniu od obywatelstwa męskiego, podostawały piwo malinowe, cytrynowe, ciemne i karmelowe z leciutkim procentem alkoholu.
Znane wcześniej twarze Kawiarennik rozpoznawał, lecz nigdy dotąd nie pojawiły się one w tak jednolitym skupieniu, jeszcze do tego w większości w mundurkach, granatowych, czystych i wyprasowanych, a panie - w nęcących oczy spódniczkach, spod których wyzierały smagłe, w pończochy objęte uda, a te kolana… lepiej skończmy w tym miejscu tę opowieść.
A przy jednym ze stolików zasiedli: pan spawacz z cukrowni oraz dyrektor tego słodkiego zakładu, jeden ze strażaków oraz pani Marta, urzędniczka z magistratu, ledwie po studiach, a wolnych chwilach grająca na klarnecie.
Pan Adam, jak to miał w zwyczaju do stolików rozmaitych przysiadać się, tak i do tego ze wspomnianą czwórką siedzących na miękkich, wyściełanych zamszem zapewne siedliskach krzeseł gości się zbliżał się i rozmawiał o sprawach jak najbardziej błahych, lecz zawsze pogodnych, gdyż usposobienie miał zwyczajowo radosne. Widział też w oczach swych rozmówców niemałe podniecenie pierwszym po latach wystąpieniem orkiestry dętej, która z takim mozołem ćwiczyła marsze, walce, polki i polonezy. Ale trzymali ci państwo swe buzie na kłódkę pozamykane, jeśli chodzi o szczegóły… może aby nie zapeszyć… choć prawdę mówiąc próby orkiestry były w mieście słyszane, więc ci, co słyszeli, domyślali się repertuaru, lecz przecież nawet najsolidniejsza próba nie zrówna się z występem przed publicznością, która, o czym marzono, pojawi się gromadnie.
A kiedy poniechano muzycznych tematów (a było to już przy ciasteczkach, lodach, herbacie i kawie), pan dyrektor cukrowni oznajmił niespodzianie, że jego drugim, poza grą na trąbce, marzeniem, jest uruchomienie części trasy kolejki wąskotorowej, która niegdyś prowadząc do cukrowni, okrążała miasto, wciskała się pomiędzy las, łąki i pola, zmierzając ku wioskom skąd surowiec do produkcji cukru brano.
- Mój poprzednik - mówił pan dyrektor - chciał porozkręcać szyny i sprzedać je z podkładami, a ja, panie Adamie, dopuścić do tego nie chcę. To nic, że wąskimi torami transport nieefektywny, choć mam w tej sprawie odrębne zdanie. Mam w zakładzie kilku speców od kolei, a i dwie porzucone lokomotywy stoją, towarowych wagoników bez liku i jeden taki, co to dawniej służył do przewozu ludzi. Ja, panie Adamie, przyznać się muszę do słabości, która w dzieciństwie była moją pasja i zabawą - uwielbiam pociągi, te wąsko i te szerokotorowe. Stąd pewnie wynika moje knowanie. Z drugiej strony jednak, gdyby nie to, że w zakładzie mam kilku ludzi podobnie jak ja zapalonych, to całe przedsięwzięcie ległoby w gruzach wspomnień, a tak… panie Adamie, jak sądzę, uda się nam odtworzyć prawie dwanaście kilometrów trasy. Szkoda, że mapy przy sobie nie mam. Pokazałbym jej przebieg.
Zadziwił się mową pana dyrektora Kawiarennik, choć w głębi serca jej przyklasnął.
- Byłaby to kolejna atrakcja miasteczka - przyznał z podziwem. - Jutro zaczyna się spływ kajakowy, który skończy się pierwszego dnia naszego święta, orkiestra dęta, a teraz… kolej.
- Nie stanie się to tak szybko, panie Adamie. Mniejsza o biurokrację związaną z zezwoleniami - z tą sobie sam poradzę. Chodzi mi teraz o to, aby, jeśli uda nam się w trasę wyruszyć, to parowozik, najsamprzód jeden, musi być i sprawny, i pięknie odrestaurowany, aby zachęcał ludzi do przejażdżek. A myślę też sobie, czy by nie spróbować z przewozem towarów wąskotorową koleją, ale to na razie kwestia przyszłości.
- Początki zawsze bywają trudne - westchnął Kawiarennik - ale jeśli się wierzy, że praca, jaką się wykonuje ma sens, to do sukcesu z każdym dniem bliżej jest niż dalej.
- Tak i ja myślę - potwierdził pan dyrektor. - A komunikuję o tym swoim marzeniu właśnie panu, bo wiem, że to, co w tej kawiarence przemyślano, spełnić się potrafi. Nie sądzi pan, że zarządza pan takim, zaiste, dziwnym miejscem, co otuchy wiele wkłada w ludzkie serca?
Kawiarennik uśmiechnął się serdecznie, bo sam w głębi duszy przyznać musiał, że istotnie, to, o czym przy kawiarnianych stolikach, przy rozmowach się omawia, wkrótce rzeczywistością się staje.
I wtedy Maria podeszła do stolika, przy którym rajcował jej mąż i oświadczyła, że piwo się skończyło i należałoby odbić kolejną beczkę, a to wszakże zadanie Adama.
Kawiarennik wstał więc, podziękował za rozmowę i oświadczył, że na czas występu orkiestry, nie omieszka się stawić w pierwszym szeregu publiczności.
[pierwowzór powstał w dniu 26. lipca 2016 roku w Volvic we Francji]
[12.10.2022, Toruń]
Ludzie z pasją potrafią góry przenosić!
OdpowiedzUsuńOwszem, choć, jak mi się wydaje, ludzi z pasją jest coraz mniej
UsuńCzy cytat z pana Turskiego , tego , który na pogrzebie Jerzego Urbana stał blisko urny widzę nad notatkami ?
OdpowiedzUsuńTak, jest to fragment wypowiedzi tego starszego pana.
Usuń