790.
Od kilku dni mamy jesień i właśnie parę dni temu przyszła pod moje okno w blado-szarej sukni, po czym, po ósmej rano wypogodziła się, a nawet mrugnęła do mnie promykami porannego słońca. Nigdy nie byłem meteoropatą; każda pora roku na naszej szerokości geograficznej ma swój sens i organizm (przynajmniej mój) jest w stanie przystosować się do jesieni, zimy, itp. Problem jedynie polega na tym, że, o czym już wielokrotnie pisałem, okresy: jesienny, zimowy i wczesno-wiosenny dostarczają zbyt mało światła, co może rekompensować spadły zimą i zalegający „na całej połaci śnieg”. Ponieważ ostatnimi czasy nie ma go zbyt wiele, więc tego specyficznego białego „światła śniegu” jest jak na lekarstwo. Druga niekorzystna kwestia to fakt, że mniej więcej od połowy jesieni coraz trudniej podróżować, co odczuwają najbardziej ci, którzy prowadzą swoje pojazdy mechaniczne. Stąd też można „znielubić” jesiennych mgieł, zimowych zasp i gołoledzi, także lutowych i marcowych wichur. Ale miło jest przecież spędzić ten przykry nastrojowi człowieka czas przy kominku, piecu, w ogrzanym pomieszczeniu, pijąc choćby herbate z rumem, grzane wino lub lub zajmując się czymś, na co nie stało czasu, gdy na dworze panowały letnie upały.
Ale powróćmy do jesieni. Jako się rzekło, meteoropatą nie jestem i nie byłem, więc taką szarówkę jesienną przyjmuję, że tak się wyrażę, na klatę, a nawet, będąc w przeszłości nauczycielem, czerpałem niejaką radość, że, proszę się nie śmiać, rozpoczął się kolejny rok szkolny. Także będąc uczniakiem, nie cierpiałem na jesień, a na zimę to już zupełnie nie, bo zwłaszcza ta śnieżna zima, choć potrafi dokuczyć, potrafi być inspiracyjna.
Niestety tej jesieni dopadł mnie, podejrzewam, że wielu innych, spleen, podły nastrój, z którego wyleźć się nie da, kiedy tylko pomyśli się o tym, co nas w niedalekiej przyszłości czeka. Do tego należy dorzucić te paskudne wiadomości, głównie dzisiaj polityczne, z kraju i ze świata, których w gruncie rzeczy należałoby zakazać, gdyż w niemiłosierny sposób dołują człowieka. Wydaje się, jakby cały świat mediów sprzysiągł się, aby zastraszyć zwykłego obywatela i rozgrzebuje wszystkie brudy świata, pastwiąc się nad czytelnikiem i obserwatorem, odnajdując w tym swoim wszech-działaniu przyjemność. Ja osobiście czuję się jak na wojnie, na najkrwawszej z psychicznych wojen, jakie wywołano, aby przyspieszyć mój psychiczny, a później fizyczny zgon. Należałoby wobec tego odizolować się od świata i w zaciszu domowego, nieogrzanego pokoju, dochodzić stopniowo do przekonania, że tej wojny już nigdy się nie wygra, że będziemy nią dręczeni aż do czasu, kiedy świat tąpnie po wybuchu nuklearnym i stanie się wielkie nic.
[02.10.2022, Toruń]
Nie ma teraz czasu się bać, pomagam synowi w przeprowadzce...
OdpowiedzUsuńjotka
niestety moja psychika rozpada się i nie tylko przez rządzących i wojnę.
Usuń