ROZDZIAŁ 64. JAKIEGO ŚWIAT NIE WIDZIAŁ
[w którym poznajemy nową, przyszłą mieszkankę Ciżemek, panią Majewską - aktorkę]
- Czy już pan zamyka? - głos pani Majewskiej był z lekka drżący, a sposób w jaki wyraziła zapytanie aż prosił się, aby udzielono zaprzeczenia.
- Jeśli ma pani ochotę zostać, niech pani zostanie - odparł Adam, przynosząc do stolika filiżankę kawy dla siebie i gorzką herbatę dla kobiety.
- Wie pan - zaczęła aktorka - pozwoliłam sobie dzisiejszego wieczoru na kawę, wypiłam dwa drinki, poczęstowałam się szarlotką, choć nie powinnam… rozumie pan, przy cukrzycy trzeba zwracać uwagę na to, co się je… zero tłuszczu, słodyczy i białego chleba… w domu kontroluję się, biorę insulinę… zanudzam pana?
- Przeciwnie, bardzo mi miło…
- Widzi pan, są dni, kiedy czuję się bardzo samotna. Nie, nie chcę, żeby pan Bóg wie co sobie pomyślał, jestem szczęśliwa w małżeństwie. Mój mąż działa z powodzeniem w branży rozrywkowej, rozumie pan, koncerty, przedstawienia… on wszystko to organizuje i trzeba przyznać, że jak dotąd żaden artysta nie powiedział o nim złego słowa, choć nie jest tani… lata doświadczeń… ale nie ma go w domu często, a ja… pan wie, że kupiliśmy działkę na wsi… nie dość, że kupiliśmy, to mąż już obstalował wykonawcę… stawiamy domek… niewielki… właściwie to on stawia go dla mnie, bo zażyczyłam sobie stare lata spędzić z daleka od miasta, a z moim zdrowiem nigdy nie będzie już tak, jak było… on z kolei jest miłośnikiem koni. Ma dwa konie, które teraz pozostawił w tym gospodarstwie w Ciżemkach, u tych młodych ludzi…
- Pani jest jeszcze młoda i nad podziw aktywna. Wiem to od pani Zofii – zareagował Kawiarennik, myśląc właśnie tak, jak powiedział.
Uśmiechnęła się do niego, lecz zamiast nawiązać do tematu, otworzyła jeden z leżących na stoliku egzemplarzy „Naszego głosu”. Zaczęła czytać.
„W miasteczku rozległy się dawno niesłyszane marsze i walce, którymi powstała jak Feniks z popiołów orkiestra dęta uświęciła miejskie święto. Można śmiało powiedzieć, że całe miasto wyległo na ulice, podziwiając te misternie brzmiące tony muzyki, która miała bezpowrotnie zaginąć, a została ku radości mieszkańców przypomniana (…) Na starym rynku zabawa trwała do białego rana”.
Przewróciła pismo na innej stronie:
„Wielkim powodzeniem zakończył się odrodzony po latach spływ kajakowy, w którym brało udział ponad czterdziestu miłośników spacerów wodnych. Letnia pogoda przepięknie wpisała się w tę niezwykłą imprezę, która, według słów organizatorów na stale obecna będzie jako składnik imprez związanych z dorocznym świętem miasta.”
Otworzyła ostatni numer pisma:
„Wszystko wskazuje na to, że poszukiwania źródeł termalnych w Ciżemkach zakończone zostały pełnym sukcesem. Rusza z impetem budowa zdrojowni i pensjonatu. Szwajcarski inwestor poszukuje podwykonawców.”
- A co tu mamy? - zapytała z niejakim samozadowoleniem, przewracając kolejną kartę pisma:
„Czy miasto będzie miało prawdziwy teatr? Jaki jest cel przyjazdu w nasze strony znanej aktorki, pani Weroniki Majewskiej? Przeczytacie o tym państwo w wywiadzie, jakiego sławna aktorka udzieliła naszemu redaktorowi”.
- Paradne, paradne - skomentowała. - Jakaż tam sławna aktorka ze mnie?
Otworzyła numer na kolejnej stronie:
„Kamienica z czterema mieszkaniami, podarowana w spadku stowarzyszeniu dobroczynnemu, została oddana do użytku. Zamieszkają w niej cztery rodziny wymagające natychmiastowej i bezpośredniej pomocy”.
… i dalej:
„Jak informuje rzecznik prasowy magistratu, jest duża szansa, aby jesienią tego roku mogły się rozpocząć prace nad budową kompleksu rekreacyjnego we wschodniej części miasta, na nieużytkach pozostałych po dawnej działalności dwu nieistniejących już firm.”
- Widzi pan… ta gazeta trafiła do moich rąk wiosną. Zaciekawiła mnie. Mnie i męża. I właściwie dlatego przyjechałam w te strony… i w końcu zostałam… dziś jeszcze w hotelu, ale mąż obiecał, że do jeszcze do zimy wprowadzimy się, a znając mojego męża, wiem, że można na niego liczyć. A tamto… no cóż, sprzedamy. Nie lubię go. Za dużo hałasu. W październiku gram parę małych ról w teatrze, więc będę musiała na dwa-trzy miesiące wyjechać… ale wie pan… ten teatr, jaki stworzymy z panią Zosią będzie… mówię to panu. To będzie prawdziwy teatr.
Dopijali herbatę i kawę. Wskazówki zegara niebezpiecznie przesunęły się na godzinę drugą. Pani Rybotycka kończyła pracę w kuchni. Maria spała z córką w sypialni na górze.
Pani Majewska zbierała się do wyjścia. Naciągnęła na plecy lekki sweterek z owczej wełny, wyciągnęła rękę na pożegnanie i to w momencie kiedy pani Rybotycka zmierzała ku wyjściu.
- To co, drogie panie, odprowadzę was obie - zaproponował kawiarennik.
Kobiety nie odrzuciły zaproszenia do nocnego spaceru po mieście.
- I widzi pan - zaczęła pani Majewska - i jeszcze do tego wszystkiego to, jeszcze ten spacer. Panie Adamie, to będzie teatr jakiego jeszcze świat nie widział.
[pisane początkowo dnia 28.08.2016 roku w Poggio di Sanremo we Włoszech
[27.10.2022, Toruń]
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz