ŻYCZENIA

ZDROWYCH, POGODNYCH I RADOSNYCH ŚWIĄT

CHMURKA I WICHEREK

...życie tutaj jest także fikcją, choć nie zawsze...

06 maja 2018

KAWIARENKA (106) PROFESOR PASUJĄCY MENTALNIE

Pan doktor Koteńko spóźnił się nieco do kawiarenki, zachodząc do niej po dziewiętnastej, lecz przyprowadził z sobą pana Góreckiego, filozofa - etyka, który prowadził wykłady na Uniwersytecie Trzeciego Wieku w Różanowie. Pan Górecki ostatnimi czasy bardzo zbliżył się do pana burmistrza, a spotkali się jeszcze w końcu grudnia, tu, w kawiarence; obaj przyszli na spotkanie z własnymi małżonkami i odbyli miłą i pożyteczną rozmowę, która zaowocowała, jeśli nie natychmiastową przyjaźnią, to przynajmniej serdeczną znajomością.
To późne popołudnie obaj panowie spędzili w miejskim szpitalu, co w przypadku doktora Koteńki nie było czymś szczególnym, ale w przypadku filozofa nieoczekiwana jego wizyta w szpitalu związana była z hospitalizacją pana burmistrza, który dwa dni wcześniej zasłabł był w swoim gabinecie, po czym posłano po niego karetkę.
- To się nazywa przyjaciel - pomyślał pan doktor Koteńko, widząc pana Góreckiego przy łóżku chorego - znają się ledwie cztery miesiące, a pan profesor nie omieszkał odwiedzić pana burmistrza w szpitalu i zapytać o jego zdrowie.
A dowiedział się pan Górecki od doktora Koteńki, że stan zdrowia pana burmistrza jest dobry, choć pacjent wymagać będzie obserwacji. Po rozlicznych badaniach uwieńczonych tomografią, nie stwierdzono wprawdzie ostrych śladów wieńcowej choroby, a zasłabnięcie mogło być spowodowane przemęczeniem i stresem, jednakowoż z sercem trzeba uważać i nie wolno lekceważyć najdrobniejszych nawet symptomów, które mogłyby niepokoić.
Obu panów z radością powitali państwo Krachowie i Szydełkowie, stary pisarz i oczywiście kawiarennik. Ucieszeni byli (zwłaszcza pan radca), że pod opieką samego doktora Koteńki niebawem pan burmistrz powróci do pracy i częściej będzie zaglądał do kawiarenki, dzieląc się z przyjaciółmi najnowszymi wiadomościami z ratusza.
Obecność w kawiarence profesora - filozofa cieszyła również, gdyż pomimo tego, że w Różanowie częstym gościem nie był, to zdawał się mentalnie pasować do kawiarenkowego towarzystwa, które cenił i pochwalał.
Profesor Górecki w samych superlatywach wypowiedział się tak o przyjaciołach spędzających pożytecznie czas w kawiarni pana Adama, jak i też pozytywnie skomentował decyzje pana burmistrza.
- Panowie - rzekł z powagą przysługującą profesji, jaką się zajmował, konsumując sławetne ciasteczka cynamonowe popijane kolumbijską kawą - widzę, że ta inwestycja wypływająca z realizacji budżetu obywatelskiego ma się świetnie - starówka Różanowa jest odnawiana w tempie iście profesjonalnym. W ogóle pomysł, aby miasto współuczestniczyło w renowacji kamienic dokładając zdobyte w województwie środki na wspomożenie budżetu obywateli uważam za trafiony w dziesiątkę.
- Tak, panie profesorze, jestem tego samego zdania - wtrącił pan mecenas Szydełko. - Miasto partycypuje w kosztach renowacji po społu z wojewódzkimi funduszami, a realizacja projektu dzielona jest pomiędzy miejskie firmy remontowo-budowlane i niektórych mieszkańców, którzy zgłosili swój akces do prac remontowych, skuszeni ulgami podatkowymi. W efekcie historyczne centrum miasta zyska nową twarz…
- Przyznam, że jestem zaskoczony tempem prac - nadmienił kawiarennik. - Renowację zaczęto z początkiem marca, a już dzisiaj widać tego skutki. Prace szybciej trwają niż budowa naszego społecznego hotelu.
- Bo też, przyjacielu, my stawiamy hotel od zera, natomiast w przypadku miejskich kamieniczek… no cóż, nie były one w opłakanym stanie, to też trzeba podkreślić, więc nie ma podstaw do tego, aby obecna ich odnowa przeciągała się w nieskończoność - pan radca Krach jak zwykle wypowiedział się rzeczowo. - Ale, jak sądzę, w sierpniu hotel stanie.
- Oby, panie radco.
- A czy zwróciliście panowie uwagę na kolejne posunięcie pana burmistrza? - odezwał się pan profesor. - Mam na myśli tę próbę przywrócenia do świetności warsztatów rzemieślniczych. Opowiadał mi pan burmistrz o ulgach w podatkach dla krawcowych, szewców, kapeluszników, złotników, koronkarek, piekarzy, stolarzy, tapicerów, fotografów i innych. To ewidentnie współgra z moją koncepcją nowoczesnej, acz tradycyjnie pojmowanej gospodarki miejskiej, o czym kiedyś napisałem w swojej pracy. Upominałem się w niej o kilka spraw podstawowych. Po pierwsze - miasto, przylegające do niego gminy starają się zabezpieczyć przede wszystkim potrzeby własnych mieszkańców; po drugie - odejście od wielkich karteli - twórzmy własną sieć ekonomicznych powiązań. Odpowiedzią na globalne biznesy mają być niewielkie rodzinne i około rodzinne firmy, mają być kooperatywy, rodzime rzemiosło, związki producenckie zarządzane nowocześnie przez własnych ekonomistów; po trzecie - dążenie do tego, aby najzdolniejsi i najbardziej przedsiębiorczy młodzi ludzie wiązali swoją przyszłość z miejscem zamieszkania, tworzenie dla nich miejsc pracy, jak i też wspomaganie ich w pomysłach, jakie mają i które przyczyniają się do rozwoju regionu, z jakiego pochodzą. Wiadomym jest, że część młodych ludzi odejdzie stąd, poszuka swego miejsca gdzie indziej, ale będą i tacy, których wielkie miasto nie skusi wielkimi pieniędzmi, jeśli tylko otrzymają propozycję rozwoju kariery na miejscu.
- Świetnie pan to ujął, profesorze - odezwał się radca Krach. - My tu, panie profesorze, staramy się podążać realnie za pana teoretycznymi rozważaniami.
- Wiem o tym, panowie. Przykłady aż nadto wymowne. Gazeta miejska, radio, uczelnia, do której z przyjemnością przyjeżdżam z wykładami, teatr, dom kultury, chór i orkiestra dęta, wspólnymi siłami postawiony market, tereny rekreacyjno-wypoczynkowe, teraz hotel, a w pobliskich Ciżemkach stajnia, dom kuracyjno-wczasowy, choć w części w zagranicznych rękach, to przecież z miejscami pracy dla okolicznych mieszkańców; linia kolejowa, te imprezy, firmy stworzone przez bezrobotnych… można tak wymieniać… no i w końcu ta kawiarnia, w której, podobno, wszystko się zaczęło.
Adam kawiarennik pokiwał głową. Przyznał, że to prawda, co wyrzekł profesor. To w jego kawiarence pożyteczne dyskusje przybrały postać rzeczywistą. Od rozmów się zaczęło, od młodzieży, od zainspirowanych przez panią Zofię Koteńkową wieczorów teatralnych, od stowarzyszenia, od wspierania pierwszych obywateli Ciżemek, od przegrodzenia Mętnicy tamą, od wielkiego, zrealizowanego już projektu sanatoryjnego domu, od sióstr zakonnych i emerytowanego księdza Kąckiego, od leśniczego Gajowniczka, od państwa Majewskich, od wielu innych, którzy zechcieli dołożyć do wspólnych marzeń własną cegiełkę pragnień. 

[26.04.2018, Vence, Alpes-Maritimes we Francji]

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz