CHMURKA I WICHEREK

...życie tutaj jest także fikcją, choć nie zawsze...

06 maja 2018

KAWIARENKA (108) EKONOMICZNY WYWÓD RADCY KRACHA

- Z tym budowanym domem-bliźniakiem naszych młodziutkich obywatelek Ciżemek, Beaty i Zuzanny, nie ma nic niezwykłego - zapewnił pan radca Krach siedzących z nim przy jednym stoliku panią Janeczkę Szydełko i starego pisarza. - Otóż, jak państwo wiedzą doskonale, praca w starej, a przywróconej życiu cegielni panów Zdudowskich trwa w najlepsze i aby rozwinąć interes obaj panowie wstąpili na rynek z cegłą tyleż wyśmienitej jakości, co i z ceną obficie promocyjną, dzięki czemu skorzystała budowa naszego hotelu, a i remont zabytkowego dworku, zwłaszcza pomieszczenia gospodarskiego, gdzie brylują studenci wespół z fachową ekipą budowlańców może się toczyć przy względnie niskich kosztach. Tam również wykorzystano dachówkę z cegielni Zdunowskich. Panowie Zdunowscy - ciągnął pan radca - pragnąc pozyskać dla swojej cegły klientów, nie tylko w naszym powiecie, zdecydowali się na przedsięwzięcie kroków nadzwyczajnych, a świetnie reklamujących ich materiał. Okazało się, że ów młodzian pracujący w naszej rozgłośni radiowej, tudzież udzielający się w teatrze pani Majewskiej, ten co za Zuzanną pracującą przy koniach przepada, jest pociotkiem panów Zdunowskich. Przedsiębiorcy mając na względzie dobro swego krewnego, niemajętność obu pań, które zechciały się pobudować nieopodal młodych państwa Kosmowskich, doszli do wniosku, że dom-bliźniak postawiony zostanie z ich cegieł zupełnie za darmo z jedynym wszakże warunkiem, aby powstała siedziba oznaczała się urodą i stylem zagwarantowanym w planach przez architekta oraz wykonawstwem wzorowym, albowiem posłuży to obu panom Zdunowskim za reklamę produkowanych w ich zakładzie cegieł.
- Jednym słowem, panowie Zdunowscy pieką dwie pieczenie na jednej blasze - odezwał się stary pisarz.
- Albo mają wyjątkowo litościwe serca, co wcale nie musi skończyć się dobrze - wtrąciła pani Janeczka.
- Ja, moi państwo, nie podejrzewam panów Zdunowskich o graniczący z absurdem altruizm, wszak zatrudniają ludzi i muszą płacić słone podatki, ale wszedłszy na rynek tak nasycony materiałami budowlanymi, aby na nim pozostać, należy najpierw zainwestować, choć każda inwestycja wiąże się z podjęciem ryzyka.
- Ja tam na ekonomii nie znam się prawie wcale, panie radco kochany - rzekł stary pisarz - ale co nieco się orientuję. Nie dalej jak przed tygodniem powróciliśmy z panem redaktorem Pokorskim   od pani Różańskiej: on, aby poczynić obfity reportaż do naszej gazety, ja z kolei, wiedzą państwo, z kronikarskich obowiązków. Chcieliśmy być świadkami wielkiej fuzji w naszym mieście…
- Chce pan powiedzieć, pisarzu, o połączeniu firm pani Różańskiej i pana Iłowieckiego, czy tak? - zapytała pani Janeczka Szydełko.
- Owszem - przytaknął stary pisarz. - Chociaż nie jest to w naszym mieście tajemnicą, ale w reportażu pan Pokorski przedstawi wszystkie racje, które doprowadziły do złączenia obu firm. Będziemy mieli zatem naszą różanowską korporację, w której róże, inne kwiaty i krzewy ozdobne wystąpią obok sławnych iglaków pana Iłowieckiego na jednej scenie, co obu rodzinom przysporzy klienteli i pieniędzy, miastu zaś sławy, albowiem w powiecie, albo i województwie nie znajdziecie państwo tak dobrze prosperujących firm, które nie walczą pomiędzy sobą, a uzupełniają się.
- Pan Iłowiecki od dawna miał zbyt na swoje iglaki, także za granicą, zaś pani Różańska ledwie przed rokiem czy dłużej, rozwinęła współpracą z zagranicą - zauważyła pani mecenasowa. - Ale w jej wypadku dobrym klientem było też miasto i ostatnio pensjonat w Ciżemkach.
- Ma pani słuszność - potwierdził słowa pani Janeczki radca Krach - przy czym trzeba sprawiedliwie dodać, że uzyskując prawo do ozdoby naszego miasta swoimi roślinami, pani Różańska w cuglach wygrywała przetargi, a teraz, będąc w spółce z panem Iłowieckim, tym bardziej zwiększy swoje szanse na rynku.
- A od czego to zależy, panie radco kochany, że jedni upadają, inni zaś triumfują - zapytał stary pisarz, ale banalność jego pytania wcale pana Kracha nie zaskoczyła. Stary pisarz był laikiem jeśli chodzi o ekonomię, do czego zresztą sam się przyznał, brylował zaś w innej dziedzinie. Jego dwie ostatnie książki, przynajmniej w Różanowie, rozsprzedano co do jednej, a kącik poezji jaki prowadził w „Naszym głosie”, wspomagany radiowymi audycjami, w jakich zabierał głos, cieszył się zdumiewającą popularnością.
Pan radca zanim ponownie zabrał głos, zamówił tymczasem lody dla ich trojga i po herbacie (dla starego pisarza oczywiście herbatkę z mlekiem) - wieczór był ciepły ale rześki, jak to zwykle po burzy.
- Przyjacielu, na początek odpowiem trywialnie: praca, ciężka praca. Ale również ci, co ciężko pracują miewają problemy z utrzymaniem się na rynku, czasami muszą wręcz zaprzestać działalności, aby nie popaść w długi. A co oprócz pracy? Dobry pomysł na biznes, dobry to taki, który nie opiera się na krótkotrwałej koniunkturze, ale wybiega znacznie dalej, perspektywicznie. Zarówno pani Różańska jak i pan Iłowiecki dobrze wiedzieli, że od pewnego czasu tak indywidualni obywatele, jak i też instytucje, firmy, ba, całe miasta będą chciały polepszyć swój wizerunek. Już nie wystarcza przystrzyżony trawnik przed domem, urzędem, instytucją, firmą czy w parkowej części miasta. Trzeba ubogacać tereny zielone nasadzeniami kwiatów, krzewów i drzew, które ucieszą oczy zarówno właścicieli posesji, jak i też tych, którzy wstępują na nie w charakterze gości czy klientów.
Kelnerka Edyta postawiła na stole lody. Pan radca przerwał swój wywód, aby on i jego przyjaciele mogli przynajmniej kilka razy dzióbnąć łyżeczkami mrożonych słodkości, po czym kontynuował swój wykład.
- Tak, mój drogi pisarzu - pomysł to rzecz szczególnie istotna w biznesie. Żeby jednak nie skupiać się jedynie na tej fuzji ogrodniczej i cegielni panów Zdunowskich, posłużę się dwoma kolejnymi przykładami. Nie wiem, przyjaciele, czy znacie nazwisko Włodzimierz Grochocki. Nie bardzo? Rozumiem. Mieszka on na końcowych rogatkach Różanowa, przy drodze w stronę cukrowni. Ostatnio poznałem go osobiście w związku z całkiem inną sprawą. Otóż pan Grochocki wywiedział się przed rokiem, czy dwoma laty, że na Zachodzie, głównie w Niemczech, istnieje bardzo duże zapotrzebowanie na materiałowe i z gąbki wytwarzane budy, kojce, poduszki i materace dla zwierząt, głównie psów i kotów. Wziął spory kredyt, zakupił maszyny, zatrudnił ludzi - słowem - zaryzykował potężnie, ale mając pewność, że znajdzie zbyt na swoje towary, ryzyko się opłaciło. Zarabia na tym, jak na nasze polskie i różanowskie warunki krocie. Rozwój tej firmy ucieszył naszego różanowskiego przewoźnika, pana Kolińskiego, który rozwozi po Europie nie tylko kwiaty, sadzonki krzewów i drzew naszych ogrodników, lecz także wysyła w świat produkty pana Grochockiego. Kolejny przykład: bielizna damska i nasza różanowska firma „Sabina”. Rozpoczynali od skarpetek, pończoch i, za przeproszeniem, zwykłych majtek, nie najlepszej jakości, ot takiej, jaka jest wymagana na byle bazarze. Ale pani Sabina Woroszylska to kobieta z piękną i mądrą głową. Objechała pół Polski, podpatrywała, bywała na targach, w lukratywnych sklepach, także na bazarach, a efekt tych wojaży był taki, że wpadła na przedni pomysł, aby wprowadzić na rynek towar zdecydowanie lepszej jakości, w szerszym, choć nie za bardzo szerokim asortymencie, skierowany na konkretnego konsumenta, takiego, który gotów jest zapłacić za produkt więcej, ale nie aż tak wiele, jak w przypadku zakupu towarów renomowanych firm zagranicznych. Między innymi bieliznę, dodatki oraz - nowy asortyment produkcji - stroje sportowe dla kobiet - kupują teatry, sklepy z markową odzieżą oraz ostatnio kluby sportowe, nie tylko krajowe. Owszem, firma wymagała poniesienia sporych kosztów. Na początku pracownice (firma pani Woroszylskiej zatrudnia głównie panie) dostawały przez ponad pół roku połowę pensji. Większość zatrudnionych kobiet przystała na te warunki, zaufała swej chlebodawczyni. I, moi drodzy, opłaciło się. Firma prosperuje świetnie, a wiem o tym, bo osobiście pomagałem pani Sabinie rozwikłać parę prawnych problemów.
- Zaiste, ciekawe i pouczające to przykłady - westchnął stary pisarz.
- Dobry pomysł to jednak nie wszystko - kontynuował pan radca. - Ażeby móc go zrealizować potrzebni są ludzie i to nie tylko autorzy pomysłu, ale ci, którzy będą przy nim pracowali. I tak, nie wypaliłaby słuszna skądinąd i oczekiwana przez ludzi, głównie pracujące matki idea społecznego przedszkola, gdyby nie to, że panie Bogucka, Jordańska i Maciakowa, które od pomysłu przeszły do czynu, a gdyby pracownice pani Woroszylskiej nie zadowolili się na postradanie połowy zarobków na przeciąg pół roku czy dłużej i odeszły z zakładu, czy „Sabina” byłaby dzisiaj w tym miejscu, co jest? A czy udałyby się konne jazdy i hipoterapia, gdyby w Ciżemkach u Kosmowskich nie pojawiła się Beata z Zuzanną? Ludzie, moi drodzy, są najważniejsi i czasami dziwię się bardzo, że nowobogaccy przedsiębiorcy traktują ich tak po macoszemu.
- O tak, panie radco. Ileż takich złych przykładów zna mój mąż - przerwała na chwilkę panu Krachowi pani mecenasowa.
- Ważne, moi drodzy jest również to, aby tych, którzy sypią pomysłami jak z rękawa, którzy nie boją się nowych wyzwań, którzy niejednokrotnie ryzykują całym swoim majątkiem otaczani byli z szacunkiem przez tworzone dla biznesu prawo, aby to prawo wspierało te firmy, które dają zatrudnienie na lokalnym rynku pracy, a w tej kwestii nasze prawo nie jest doskonałe. Nie może być przecież tak, że przetarg, dajmy na to - na budowę, wygrywa firma z dalekiego od miejsca budowy „zewnątrz”, wygrywa tylko dlatego, że jest silniejsza finansowo, a firma lokalna, która z powodzeniem ukończyłaby postawione przed nią zadanie, nadto zatrudniająca miejscowych - przegrywa. Porządek prawny, moi państwo, jest ważny i nie chodzi tu tylko o wysokość płaconych podatków, lecz o stworzenie przyjaznej atmosfery przedsiębiorstwom z pomysłami. Ten przedsiębiorca, który nie weźmie pod uwagę tego, że może go dotknąć niesprawiedliwie wprowadzanie przepisów prawnych, który napotka biurokratyczne przeszkody nie do przeskoczenia, może niestety ciężko doświadczyć upadku. I na koniec - głos pana radcy Kracha zmierzał wyczerpującą drogą do mety - nie wdając się w szczegółowe dywagacje na tematy ekonomiczne, choć o ekonomii i prawie mógłbym gadać całymi dniami, przedsiębiorca powinien mieć, jakże potrzebny w biznesie, łut szczęścia - bez niego wszystko, co powiedziane zostało poprzednio, może się nie udać.
Skończył pan radca. Konsumpcja lodów zmierzała w podobnym do wywodu pana Kracha kierunku, a stary pisarz pomyślał sobie, że nie ma żadnych przeciwskazań do zakładania biznesów w Różanowie i okolicach, skoro ciężka praca nie jest tutaj obca, są pomysły i ludzie do ich realizacji, w miarę skutecznie wspiera się ryzykantów i ma się szczęście do ludzi, którzy laikowi w ekonomii takiemu jak on, wyklarują jasno i przejrzyście, tak jak pan radca Krach, z czego wynika sukces w biznesie.

[05.05.2018, Saint-Egreve pod Grenoble, Isere, we Francji]

2 komentarze:

  1. Pracowitość to najważniejsze, ale bez dobrego pomysłu sama robota nie ma znaczenia. Nie sztuka się napracować, ale efekt musi być. Ludzie zaangażowani to pewnie nawet łutu szczęścia nie potrzebują.
    Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. też tak myślę i dlatego przemyciłem swoje spostrzeżenia do kawiarenki... pozdrawiam

      Usuń