- Przecież że połów nie polega na tym, aby koniecznie złapać rybę - powiedział do siebie, zastanawiając się, czy przypadkiem jego głos nie jest niepotrzebnie przez kogoś słyszany, bo nad wodą cichą i spokojną, każdy szept może wzniecić pożar słów, które po tamtej stronie akwenu zapłoną w uszach tych, co słyszeć i słuchać potrafią.
Zapalił latarkę, kierując smugi srebrzystego światła w miejsca, gdzie kąpały się spławiki obu wędzisk. Nie poruszały się; jedynie kołysały łagodnie, wtórując drobnej, niemal niedostrzegalnej, martwej fali. Nie słyszał też dźwięku dzwoneczków przytroczonych do żyłek, których to metaliczny pogłos jako pierwszy meldowałby o tym, że jakieś wodne stworzenie zainteresowało się przynętą, opływa ją, zbliża pysk, wreszcie trąca ją i skuszone ruchem, a może i zapachem, połyka wraz z hakiem, ciągnie w głębinę, a żyłka napręża się, a szczytówka wędki staje się napiętym łukiem.
Nic takiego dotąd nie miało miejsca, więc siedział wygodnie na składanym krzesełku, a dłonie ogrzewał ciepłą szklanką, którą przed chwilą zalał herbatą. Opróżniał ją bardzo powoli, gasząc pragnienie gorzką esencją ulubionego napoju.
Przypomniał sobie, że w pobliżu tego łowiska, które teraz zajmował, zlokalizował scenę jednego z pierwszych swoich opowiadań. Chodziło w nim o oddanie tego specyficznego klimatu rodzącej się miłości dwojga młodych ludzi, nie podejrzewających tego, że nagła zmiana pogody zbliży ich do siebie i zatracą się w tym zgoła nieoczekiwanym związku, i niszcząc za sobą mosty uciekną przed ludźmi jak wygnańcy z raju, i ślad wszelki o nich zaginie.
Albo ten fresk opowiadający o ostatniej podróży kolejką wąskotorową - symbolem upadku minionego świata - to opowiadanie umieścił również w scenerii tych okolic, w miejscu gdzie pobliskie łąki odgradza od pól uprawnych torowisko, dzisiaj zarosłe chwastem, wyszabrowane z podkładów, z szyn, po których dawniej przemieszczały się wagony towarowe i podróżne, słowem nastąpił upadek nikomu nie potrzebnego już świata.
Przysypiał z przymkniętymi oczami, a może nie, może gromadził kolejne obrazy, pragnąc z nastaniem dnia zapisać je w notesie ku pamięci; a czynił to ostatnio coraz częściej, gdyż z wiekiem przybywało mu myśli, z którymi często nie dawał sobie rady. Tak wiele ich było, że musiał je porządkować, uwalniać jedne kosztem uwięzienia w pamięci drugich.
I nagle usłyszał jakby szelest, jakby czyjeś kroki, a w każdym bądź razie coś przerwało mu to zamyślenie, w jakie popadł. Być może był to również dźwięk czyjegoś głosu, a może to tylko urojenie lub dźwięczący dowód na to, że znalazł się na krawędzi snu, a ów odgłos właśnie ze snu pochodzi, a nie z tego świata. Tak mocno słuch swój natężył, a wciąż nie odwracał głowy, że posłyszał jakby oddech… wciąż „jakby”, bo niczego nie mógł być pewien. Drżał już z zimna; chłód nocy objął jego nogi, potem szyję i plecy, lecz nie chciał jeszcze powstać, chciał jeszcze raz usłyszeć ten szelest, dźwięk nieznany, poszum oddechu i w pewnej chwili, aby nie wzbudzać w sobie lęku powiedział na głos, co nocą mogłoby się wydawać krzykiem:
- Kto tu jest?
I nie uzyskał odpowiedzi, a kiedy echo jego głosu przepadło bezpowrotnie, topiąc się w zimnej, stojącej wodzie stawu, zdawało mu się, że po wypowiedzeniu tych kilku słów zapadła jeszcze głębsza cisza. On jednak powtórzył zapytanie:
- Kto tu jest?
Dopiero wtedy wstał, obrócił się na pięcie i ujrzał jak z olszynowej gęstwy wypływa rumiany półbochen księżyca, a pomiędzy tym blaskiem a miejscem, w którym stał ukazała się czyjaś postać, szara, niemal grafitowa.
- Zimno mi - usłyszał - bardzo mi zimno.
Wpadłam tylko zajrzeć, poczytam wieczorem, gdyż muszę pilnie wyjechać; pozdrawiam :)
OdpowiedzUsuńależ jedź ostrożnie :-)
UsuńTo okrutne zostawiać tak czytelnika wpół zdania, z dreszczami emocji i oczekiwaniem, kiedy znowu?
OdpowiedzUsuńponieważ nie spodziewam się zaludnić opowieści nieczystymi siłami, nic złego nie ma prawa się stać... a te dreszcze to zapewne z powodu chłodu :-)
UsuńWiadomo nie od dziś, że dobry pisarz emocje tonuje. Zostawia w najciekawszym miejscu, zaciekawia, bohaterów przenosi w inny wymiar lub czas, a kiedy czytelnik wraca do znanych mu relacji, dzięki tym zabiegom już jest zaprzyjaźniony i zadomowiony na dobre w fabule na tyle, że i bohaterów traktuje jak swoich znajomych.
OdpowiedzUsuńojoj, Ultra, dobry pisarz, prawisz, pewnie tak, ale ja... inaczej rzeknę - dzieci w piasskownicki lubią się bawić piaskiem; ja natomiast w kawiarence, w ciuciubabkę ze słowem się baraszkuję, ot tajemnica cała...ale Twoja spostrzegawczość ... podziwiam
OdpowiedzUsuńSię zaczyna....
OdpowiedzUsuńStokrotko, pozwalam śledzić, to takie fascynujące...
OdpowiedzUsuńA głos zabieram, ponieważ trochę na tym się znam.Takie skrzywienie zawodowe.