Eduard Manet - PORTRET BERTHE MORISOT

Eduard  Manet  -  PORTRET  BERTHE  MORISOT

MIŁYCH ŚWIĄT

Przy okazji Świąt Bożego Narodzenia i Nowego 2025 Roku - spełniania się marzeń!!!

CHMURKA I WICHEREK

...życie tutaj jest także fikcją, choć nie zawsze...

11 października 2015

PISZCZAŁKA

Wydobył z komódki tę swoją sekretną piszczałkę, przymierzył w dłoniach, właściwymi opuszkami palców zablokował powietrzne otwory, aż jęknęła z braku dostępu tlenu; wtedy nabrał powietrza do płuc, zbliżył usta do płaskiej gardzieli instrumentu i wtłoczył weń swój mocny, jeszcze mocny oddech. Rozlał się dźwięk, ten skowyt, który melodią nie był, lecz histerycznym błaganiem, bolesnym dla uszu zgiełkiem, żądaniem zamilknięcia, po czym nastąpiła cisza tak przeraźliwie inna niż ten jęk i ta dwubiegunowość bezgłosu i szklistego hałasu trwała aż do chwili, gdy z płucnych miechów nie dobywał się już żaden dech, kiedy ustał ten żałośliwy pisk.
Był to znak dany przybyszowi, że może otworzyć drzwi i postawić stopę po tej stronie pokoju, w którym pisarz przebywał na wygnaniu, na tej wewnętrznej emigracji, samotni, gdzie zamierzał, unikając życia przypodobać się śmierci. 
Tedy weszła do wnętrza tej rupieciarni zawalonej księgami, a jedną dłonią przysłaniała lewe ucho; to przez ten bezlitosny zgrzyt wydawany przez piszczałkę - wciąż jeszcze skradał się po pokoju i wydostawał z komór wczesnej pamięci. Powłóczyła wzrokiem po zaśmieconej przestrzeni z tym swoim powtarzalnym każdego tygodnia zakłopotaniem, przeciskała swoje odnóża zwieńczone czarnym, lśniącym, lakierowanym obuwiem, przedostawała się pomiędzy zakurzone szpargały i sterty papieru, które choć w nieporządku, związane były konopnym sznurem, do którego przypięto odręcznie zapisaną notkę wyróżniającą jeden spięty plik kart od drugiego. W jej myślach grzmiało zawołanie: „- więc jeszcze nie teraz, nie dzisiaj” i podeszła do niego, pragnąc się przekonać z bliska, czy aby na pewno jeszcze nie pora na niego. Dociskała go tym spojrzeniem, miażdżąc mu klatkę piersiową, zatykając usta i nos, a on wciąż jeszcze żył i sprawiał wrażenie, że przeżyje i tę noc, i sześć następnych, kiedy ona zjawi się u niego ponownie, aby dopilnować tego, aby się w końcu raz na coś zdecydował, aby już więcej nie zapiszczał na swoim instrumencie, aby wreszcie nie przeżył, bo jego pozycja w kartotece urzędu świadczyła o tym, że na niego już pora, o tak, pora na niego, a urzędniczka musi się zatroszczyć o siebie, o swoją rodzinę i kiedy będzie tak zwlekał z odejściem, to tej superaty nie będzie.
O, tak, była zawiedziona i w tym zawiedzeniu, w tym rozczarowaniu rzuciła w jego stronę kilka słów, okrągłych, szyderczych słów, którymi pochwaliła stan jego zdrowia, odwróciła się na pięcie i potykając się o sterty papierzysk, o książki, które obiecała natychmiast spalić po jego zejściu, dobrnęła do drzwi i wtedy znów rozległ się ten pisk, a właściwie teraz to już rechot jego piszczałki napełnianym powietrzem z płuc.
Przeciągły utwór muzyczny cichł powoli i odchodził w zapomnienie, a kiedy ucichł zupełnie, usłyszał jakiś huk, jakieś trzaśnięcie i wnet w tym dźwięku (miał dobry, wysublimowany słuch) odkrytym poza niedomkniętymi drzwiami, na korytarzu za niedomkniętym drzwiami rozpoznał uderzającą o schody drewniano-metalową kosę. Pomyślał, że to ona tak głucho i metalicznie zarazem upadła, a sam fakt, że urzędniczka zdecydowała się nie zabierać jej do biura i pozostawiła samotną na klatce schodowej, ten fakt nie przerażał go tak bardzo, lecz przymusił do rozmyślań o przyszłości, której niewiele miał przed sobą.
Czym prędzej zabrał się więc do pisania, aby zadać kłam twierdzeniu, że to już po raz ostatni uderza opuszkami palców w klawiaturę, a ona oddaje mu zarysy jego myśli, a on widzi je, przeczuwa, że są coraz bardziej bliskie kropce, którą stawia się po zakończeniu wypowiedzi.
I nareszcie zasnął, nieświadomy tego, że umiera, że nadstawia szyję tej upadłej za drzwiami kosie, i poczuł ból, jakiego nigdy dotąd nie zaznał w życiu, lecz potem cała ta radość objęła go i pokryła pocałunkami.
I jeszcze usłyszał dźwięki marsza.

[10.10.2015 - na miejscu]


8 komentarzy:

  1. Klik dobry:)
    Ostatnio ciężko mi się "wkliknąć" w komentarze. Ledwie ogarniam je na swoim blogu, bo nie wypada przecież nie odpowiadać Gościom. Chciałam przez to powiedzieć, że bywam tutaj, wszystko czytam z wielką przyjemnością, tylko nie komentuję, bo straciłam cierpliwość i zbyt dużo czasu na "wklikiwanie się".

    Pozdrawiam serdecznie, dziękuję za wizyty na "Posiaduszkach" i proszę byś nie odczywał mojego milczenia u Ciebie, jako ignorowanie Twoich świetnych tekstów.

    OdpowiedzUsuń
  2. Wielowarstwowość, podteksty, wieloznaczność, czyli odczytanie na tysiące sposobów. Gimnastyka dla umysłu. Dzięki za to muzyczne tchnienie. Pozdrawiam.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. od czasu do czasu dopada mnie taki surrealizm, co robić... starzeje się :-)... również pozdrawiam

      Usuń
  3. Dziękuję... też Cię podglądam :-) i podobnie jak Ty cały czas udowadniam komentując, że nie jestm robotem :-) ... i nie mam zamiaru się pogniewać na Cię :-)
    pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
  4. I ja dawno tu nie zaglądałam... A znów bardzo apetycznie!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję... ja głównie w nocy posyłam posty,a wtedy jeść najbardziej się chce, więc może stąd apetyczność :-)

      Usuń
  5. Tak się zastanawiam do czyjego pisarstwa porównać Twoje.
    Chyba nie dam rady.
    Jesteś wyjątkiem w najlepszym znaczeniu tego słowa.
    Gratuluję.
    Zazdrość to brzydkie uczucie - ale jednak zazdroszczę.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Stokrotko, porównywanie to raczej niezasłużenie na moja korzyść by wypadało... raczej może o pewnych wpływach... powiem tak, pod wrażeniem jestem Kafki, Hrabala, Hemingwaya, Szaniawskiego, Różewicza, Gombrowicza, Haška... dosyć? Każdemu pewnie coś wykradam, z marnym przeważnie skutkiem, ale też bez kokietowania, jakiś tam drobny procencik (ot występujący w piwie :-) ) moze i mi się udaje.... pozdrawiam

      Usuń