- Panie jubilacie, niechże pan na mnie zaczeka. Tak, do pana mówię.
Ten odwrócił głowę, zwracając ku tamtemu całą przednią część swojego ciała. Zauważył, że tamten szura podobnie jak on, noga za nogą, przy czym posunięcie prawej było dłuższe, bardziej posuwiste i zaokrąglone. Nawet był zdziwiony, że spotkał kogoś powłóczącego nogami tak jak on.
- Jeżeli nazywa mnie pan jubilatem, to pewnie ma pan rację, sąsiedzie, choć nie znam pana i przypomnieć sobie nie mogę.
- Powiedziałem „jubilacie”, bo dokładnie 10 lat temu, no może nawet było to siedem lat z kawałkiem, spotkaliśmy się w tym miejscu - mówił tamten - a ja szedłem wtedy tą parkową uliczką z córką mojej córki.
- Tak pan mówi? Niech pan podejdzie.
I tamten podszedł do niego, a szurał niemal tak samo jak on.
- W tych spadłych liściach kasztanowca cudownie się szura - powiedział ten do tamtego, gdy doszedł zupełnie blisko - z wnuczką pan był wtedy? Nie pamiętam.
- Bo to mogło być z pięć lat temu, jeśli nie sześć - odparł tamten - razu pewnego - ciągnął tamten temat szurania, omalże nie nadepnąłem na ogon wiewiórce.
- Wiewiórce?
Szli dalej razem, szurając krok za krokiem.
- Robiła zapasy na zimę, panie jubilacie, rozumie pan, kasztany…
- Od kiedy to wiewiórki robią zapasy z kasztanów?
- Od zawsze, panie jubilacie, od zawsze.
- A ja myślałem, że wolą żołędzie. Zresztą, nie pamiętam.
- A raz to udało mi się wyszurać szczura, raz człowieka, który zasnął i się już więcej nie obudził.
- Mówi pan?
- Bodajże pod tym największym kasztanowcem - wskazał laską na najbliższe, bezlistne już drzewo - była taka sterta liści. Mówię sobie, teraz użyję, przedrepczę sobie… no i trafiłem na zmarzlaka.
- Nie żył?
- Nie tylko, że nie żył, ale nie dał się obudzić. Taki był twardy, zwinięty w kłębek, choć nie było mrozu.
- To dziwne - westchnął ten - mnie nigdy nic takiego się nie przydarza. Chyba że nie pamiętam.
- Zawodzi pana pamięć, jubilacie?
- Zawodzi. Najlepiej nie pamiętać… no może z wyjątkiem powrotnej drogi do ośrodka.
- Tak… to będziemy sąsiadami. Ja od dzisiaj pod siódemką odparł tamten.
- Nie może pan mieszkać pod siódemką, skoro pod siódemką mieszka ten z miasta, taki energiczny a starszy ode mnie.
- Panie jubilacie przedwczoraj był jego pogrzeb.
- Co pan powie? Umarł?
- I zrobił dla mnie miejsce - tamten niemal się uśmiechnął - córka mi o tym powiedziała. Powiedziała: - tatusiu, nareszcie nie będziesz musiał spacerować samotnie, a my ten twój pokoik wynajmiemy. No i widzi pan, jubilacie, mieć taką córkę to prawdziwy skarb. Tak szybciutko się z tym miejscem w ośrodku uwinęła.
- Szkoda, że ja nie miałem takiej córki - westchnął ten - chociaż nie wiem, nie pamiętam, czy to syn mi załatwił to mieszkanko pod szóstką, czy ja sam.
- To bez znaczenia, jubilacie. Teraz to już aż do pierwszego śniegu będziemy razem szurać po parku, prawda?
- Prawda… tylko musi mi pan zawsze przypominać o powrocie…
- Rozumiem, jubilacie. Pan mógłby zapomnieć.
- Tak, właśnie.
- Załatwione… to teraz, jeśli pan pozwoli, przypomnę panu ten dzień, kiedy spotkałem pana po raz pierwszy. Szedłem sobie właśnie tą uliczką z córką mojej córki, gdy nagle…
Coraz więcej koło nas tych szurających...
OdpowiedzUsuńAlbo może dopiero teraz ich zauważamy...?
jakkolwiek miało z tego wyjść cos obszerniejszego, ale wyszło, co wyszło... jest ich coraz więcej, i przybędzie, po starzejemy się (mówię o sobie) szybciutko
UsuńWitam, wpadłam dzięki podpowiedzi Ultry i zauroczyłam się klimatem. Pozwolę sobie zaglądać jeszcze, bo widzę tu wiele do poczytania. Pozdrawiam, do miłego...
OdpowiedzUsuńWitam serdecznie, nie omieszkałem również podejrzeć oba blogi i w nich też do poczytania sporo. A kawiarenka na czas wyjazdu, wstrzyma, jak zwykle oddech publikacji, ale jak dobry Anioł sprawi, że właściciel powróci, to wtedy znów zapełni się miłym towarzystwem... zapraszam
UsuńTak więc liście mogą wiele ukryć, maskować.Nieporadność ruchów jakby niewidoczna. A same rozmowy o sprawach ostatecznych rzadkie wśród mężczyzn. Omijają wstydliwie, jakby starość ich nie dotyczyła. Tu bohaterowie spróbują sobie pomóc, zaprzyjaźnić, bo razem łatwiej przeżyć spokojnie ten czas. A tak nawiasem, zazdroszczę im, moja emerytura za mała, aby znaleźć się w takim domu przyjaznym niedołężnym dniom.
OdpowiedzUsuńNie wie, Ultra, czy to najlepsze rozwiązanie w takim przebywać domu, choć to pewnie zależy od upodobań i czynników bardzo wielu, więc rozumiem Cię doskonale
UsuńJeszcze trochę, a i ja z małżonkiem zaczniemy szurać nogami. Oczywiście jeśli będzie nam dożyć takich dni. Nie chciałabym znaleźć się w takim domu wspólnotowym, gdyż przywykłam do swobody życia we własnym domu. Lubię "wolnoć Tomku w swoim domku" ; a tam to nie wiem czy bym potrafiła dostosować się do regulaminu i zasad.
OdpowiedzUsuńZa zabawa w szuranie nogami po szeleszczących liściach jest ulubioną zabawą moich wnuczek; pozdrawiam :)