- O, widzę, że Łodziak.
- Nie, tylko numery łódzkie. Z Kutna jestem, ale w Łodzi mieszkałem czas jakiś temu.
- Jeszcze mi powiesz, że na Wólczańskiej?
- A powiem. Na Wólczańskiej 117, przy straży.
- Nie mów. Toż ja pod 119. Jedno podwórko dalej.
- Mieszkałem u ciotki, jak studiowałem.
- U ciotki? Jak się nazywała?
- Pogorzelska. Na trzecim piętrze, szczytowe. Małe mieszkanko z jednym oknem. Kiedyś jak zgubiła klucze, strażacy weszli do niej po drabinie przez to okno i otworzyli drzwi od środka.
- Nie pamiętam. Dwadzieścia lat nie mieszkam w Łodzi. Teść postawił dom na wsi i umarł. Przeniosłem się z żoną. Niedawno byłem przy swojej kamienicy. Pod 117 tej zewnętrznej bramy już nie ma. Nie wchodziłem do siebie na klatkę. Łezka zakręciła mi się w oku.
- Tak bywa. Ciotka paręnaście lat temu umarła, ale mieszkanko jest. Ktoś inny w nim mieszka.
- A mnie, widzisz, na wieś zagnało. Z córka mieszkamy, bo syn w Warszawie. Długo nie mógł znaleźć, a potem pracował jako kierowca dla DHL-u. Dostawał na rękę 1900 a z tego mieszkanie kosztowało 1800. Teraz jest w Holandii, też jeździ i wyciąga sześć i pół tysiąca do siedmiu.
- Co zrobić. Takie życie - mówię.
- Odjadę, bo tutaj rajka za krótka na mojego. A ty śpisz tutaj?
- Śpię
- Kto by to pomyślał, że swojaka znajdę, z tej samej ulicy i z numeru obok… kto by pomyślał!
[11.09.2015, pod Liege w Belgii]
Bo świat jest malutki a swojacy wszędzie.
OdpowiedzUsuń:-)
Bo świat jest malutki a swojacy wszędzie.
OdpowiedzUsuń:-)
Spotkać za granicą osobę z tego samego miasta, z tej samej ulicy, a nawet z sąsiedniej kamienicy graniczy z cudem. Takie ciekawe historie tylko w drodze i tylko u ciekawych świata i ludzi. Pozdrawiam Szczęśliwca.
OdpowiedzUsuńTakie niezwykłe spotkania właściwie nie zdarzają się, więc może to jakiś niebywały znak na przyszłość. Szukać dalszych dobrych duchów szczęścia! Życzę wiele serdeczności.
OdpowiedzUsuń