Pamiętał, że kiedy się zatrudniał, świniarnia jeszcze działała. Po drugiej stronie drogi stała natomiast obora a w niej mleczne krowy. Taka starszawa pani, kawał baby, stróżowała wtedy, a była bardzo rozmowna i kiedy szło się po mleko, trzeba było swoje odstać, wdając się w pogawędkę. Jakiś czas potem babka umarła, a jej śmierć zbiegła się ze śmiercią gospodarstwa.
Ówczesny dyrektor zdążył jeszcze pobudować nowoczesna oborę, ale zaraz potem go zwolnili, bo za dobry był dla ludzi i za dużo chciał zrobić. Taka nowoczesna obora dla krów to nowe obowiązki, to praktyki dla uczniów, w dzień i w nocy trzeba przy tym chodzić, a przecież można dostawać wypłatę, nie trudząc się zbytnio. Jak popadnie w ruinę, mniej będzie roboty.
Po zmianie właściciela szkoły nową oborę sprzedano, bo powiatowi pieniądze potrzebne były, a że poniżej wartości, kto by o to zawracał sobie głowę. I w ten sposób zaniechano produkcji mleka, a trzody chlewnej się pozbyto.
Kiedy lustrował świniarnię wiadomo już było, że nie ma szans na produkcję tuczników. Zaniedbana, nic dziwnego, trzy lata prawie bez właściciela. Nawet szczurów i myszy nie było - samą słomą się nie pożywią.
- Po pewnych przeróbkach dałoby się ją przekształcić w stajnię - powiedział pewnego razu - w miarę wysoka, ciepła, mury niezniszczone, docelowo da się sporządzić sześć stanowisk, ale moglibyśmy na początek zacząć od trzech. Co to za problem postawić lub podwyższyć istniejące ścianki działowe z cegieł, które są pod ręką.
- Panie, ale ile z tym roboty - powiedział pracownik.
- Dwa, trzy dni uporządkujemy wnętrza. Potem trzeba wydezynfekować, wybielić, to, dajmy na to tydzień. Kolejne dwa tygodnie, no, powiedzmy trzy, przeznaczy się na ścianki działowe, bo przy okazji trzeba będzie brakujące szyby w oknach powymieniać, a może i ze dwie ościeżnice z nowymi oknami wstawić. Ileż to roboty?
- A skąd, panie, konie?
- Mam znajomego. Zawołany koniarz. Pomoże.
- Ale… panie, po co nam konie?
- Panie Dąbczak, zaczniemy od jazy konnej i hipoterapii.
- A kto będzie uczył tej konnej jazdy? Przecież te nasze panie to i do pasania krów się nie nadają - Dąbczak wystraszony odwrócił od niego wzrok.
- Ha, a to moja w tym głowa.
Dwie młode dziewczyny, po studiach, odpowiedziały na jego maila. Porozmawiali telefonicznie i w końcu przyjechały.
- Najważniejsze jest to, drogie panie, że obie macie stosowne uprawnienia do nauki jazdy konnej i hipoterapii. Bez tego nie mógłbym pierwszego kroku postawić.
- Poszłyśmy na SGGW właśnie dlatego, aby po studiach pracować przy koniach. Dodatkowo te kursy pokończyłyśmy - powiedziała jedna z nich.
- A na hipoterapię namówiła nas pani profesor S. - dodała druga.
- A byłem, byłem, widziałem się z nią, rozmawialiśmy. Oprowadziła mnie po nowych akademickich stajniach. Mam nawet jej książkę o hipoterapii z jej własnym podpisem.
- Był pan? - zdziwiła się pierwsza.
- Drogie panie, prace nad remontem świniarni to jedno, a kwestie organizacyjne to druga sprawa. Żadnej nie można zaniedbać.
- A gdyby pan miał problemy z pozyskaniem koni - zagadnęła druga - to znam takie miejsce, skąd można pozyskać bardzo tanio lub wręcz za darmo. Do nauki jazdy konnej pewnie się nie zdadzą, lecz do hipoterapii, jak najbardziej.
- Świetnie, że mi pani o tym mówi. Najważniejsze są chęci i odrobina wyobraźni.
Skończyli właśnie obiad na stołówce. Pili kawę.
- A więc tak. Tutaj panie będą się stołowały. Jeden, albo jak chcecie, dwa pokoje dla pań się znajdą, mamy umeblowane czwórki i trójki. Z dokumentów, jakie mi przedłożyłyście wynika, że możecie śmiało uczyć produkcji zwierzęcej plus zajęcia praktyczne. Nie wyjdą z tego pełne etaty, ale z biegiem czasu spodziewam się, że dorobią sobie panie naukami jazdy i hipoterapią.
- No dobrze, mówi pan, że konie załatwi - zaczęła jedna - ale czym pan je wyżywi?
- Mamy ponad dziesięć hektarów gospodarstwa i hektar łąki. Myślę, że dla czwórki koni to wystarczy.
- A wiem pan, czym należy obsiać? Samym owsem koni pan nie wyżywi - zaśmiała sarkastycznie druga.
- Jeśli nie wiem, to się dowiem - odciął się krótko - ponadto istnieją transakcje wiązane a i w wytwórni pasz mam znajomości. Proszę się o to nie martwić.
- A kto się będzie opiekować końmi?
- Myślałem, że panie po studiach rolniczych mi pomogą. Ponadto te dwie młode panie znają się na hodowli koni lepiej od nas wszystkich. Są też pracownicy, uczniowie…
Zawrzało, zaszumiało.
- Panie dyrektorze, uczniowie w gospodarstwach mają teraz traktory, a nie konie - przypomniała pierwsza.
- To zamierza pan zatrudnić te obie panie? -zapytała z niepokojem druga.
- Mimo wszystko - tłumaczył się - gros uczniów pochodzi ze wsi i na hodowli zwierząt znają się lepiej niż my, jak tutaj siedzimy. Tak właśnie zamierzam je zatrudnić. Do produkcji zwierzęcej i na zajęcia praktyczne.
Trafił w czuły punkt. Mniej godzin dla nich.
- A jak pan sobie wyobraża - napoczęła temat trzecia - tę naukę jazdy i hipoterapię.
- Obie panie mają przygotowanie do prowadzenia tych zajęć.
- Mnie chodziło o to, czy bezpłatnie, czy trzeba będzie płacić?
- Bezpłatnie, mówię o nauce jazdy konnej, dla naszych uczniów i dla państwa, jeśli ktoś się zdecyduje. Odpłatnie dla pozostałych.
- Czy mam przez to rozumieć - kontynuowała trzecia - że te panie będą zarabiały na naszych koniach?
- Dobrze pani myśli.
- A czy to aby zgodne z prawem?
- Zorganizujemy to tak, aby było zgodne z prawem.
- A co na to ministerstwo? - dorzuciła pierwsza.
- Ministerstwo biorę na siebie. Przekonam.
- A w ogóle to po co mamy się w ten interes angażować? W ten pana kaprys - rzekła druga.
- Po to, droga pani, że z każdym rokiem mamy coraz większe problemy z naborem. Mniemam, że pani chciałaby jeszcze uczyć w naszej szkole, ale tu same chęci nie wystarczą. Potrzeba do tego uczniów, nie sądzi pani? Będziemy szkołą, która uczy jazdy konnej i świadczy usługi społeczeństwu w zakresie hipoterapii.
- Z tego samego powodu zamierza pan pobudować tę galerię rzeźbiarską? - odezwała się pierwsza.
- Tak, proszę pani. Jeśli nasza szkoła ma czymś przyciągać uczniów, to musi swoimi działaniami wykraczać ponad standard.
- My to oczywiście doceniamy, panie dyrektorze - trzecia zdobyła się na kompromis, lecz zaraz potem dodała - ale czy to się uda? To przecież wykracza poza pana możliwości i kompetencje.
Kiedy dzisiaj przypomina sobie tamte rozmowy, atmosferę, jaką wywołał chcąc coś zmienić, dochodzi do wniosku, iż może lepiej się stało, że nie wykroczył poza wyobrażenia, plany, marzenia, bo jeden człowiek, choćby nie wiedzieć jak bardzo był zdeterminowany, nie jest w stanie zmienić ludzi, którzy nie potrafią wyjść spojrzeniem poza teren własnego, przydomowego ogródka.
[Metz we Francji, 29.09.2015]
Trzeba mieć umysł otwarty, aby tyle innowacji wprowadzić, aby chciało się coś zrobić dla siebie i jednocześnie dla społeczności. Fantastyczni ludzie.
OdpowiedzUsuń