Eduard Manet - PORTRET BERTHE MORISOT

Eduard  Manet  -  PORTRET  BERTHE  MORISOT

MIŁYCH ŚWIĄT

Przy okazji Świąt Bożego Narodzenia i Nowego 2025 Roku - spełniania się marzeń!!!

CHMURKA I WICHEREK

...życie tutaj jest także fikcją, choć nie zawsze...

15 października 2015

WAFELEK [1/2]

To zdarzyło się akurat wtedy, kiedy na moment zgasło światło. Wystarczyła chwila, aby przy wejściu obok kas zebrała się ciżba, mrowie ludzi, tłum, który chciał jak najprędzej wydostać się z obszernej, ciemnej hali.
Oddajmy teraz głos temu młodzieńcowi odpowiadającemu za techniczną logistykę w supermarkecie.
- W chwili obecnej sprawdzamy, jak to się stało, że nie zadziałało oświetlenie awaryjne. Na tę chwilę trudno wyrokować, co było tego przyczyną.
- A czy już wiecie, na jak długo pozbawieni zostaliście elektryczności?
- Przez cztery minuty nie mieliśmy elektryczności.
- Rozumiem, że w związku z tym automatyczne drzwi były zamknięte? - dopytywała się dziennikarka.
- Drzwi wejściowe od strony północnej były rzeczywiście zamknięte, natomiast te od strony zachodniej pozostały otwarte, gdyż w przejściu znajdowali się kupujący, którzy własnymi ciałami, że się tak wyrażę, uniemożliwili automatyczne zamknięcie się drzwi wejściowych.
- I tymi drzwiami wydostawali się ludzie?
- Prawdopodobnie tak.
Kamera kieruje się teraz w stronę kobiety siedzącej przy kasie znajdującej się najbliżej zachodniego wyjścia. Obok niej stoi pracownik ochrony w nieskazitelnej białej koszuli, granatowych i granatowych spodniach. Mężczyzna poprawia granatowy krawat; wcześniej otwartą dłonią przyczesywał swoje krótkie, szpakowate włosy.
- Zwracam się teraz do pani Anny, która podczas tego niezwyczajnego wydarzenia, siedziała tak jak teraz przy tej kasie - komunikowała dziennikarka patrząc prosto w oko kamery - niech nam pani powie, czy po tym, jak zgasło światło, zdarzyło się coś niezwykłego?
- Pamiętam, że w pewnej chwili zablokowała mi się kasa i po omacku próbowałam wyczuć palcami, czy szufladka z pieniędzmi jest zamknięta. Rozległy się głosy… takie szemranie, rozumie pani. Wydawało mi się, że stojący w kolejce ludzie zaczynają się skupiać tuż obok mnie.
- Czy miała pani wrażenie, że tłum ulega panice?
- W ten sposób bym tego nie określiła. Ludzie byli zdumieni, podekscytowani, a część osób, tak mi się przynajmniej wydaje, kierowała się do wyjścia.
- Razem z towarami, które wzięli z półek i umieścili w koszykach?
- Nie widziałam tego. Trudno mi się wypowiadać na ten temat. Pamiętam jedynie to, że pilnowałam kasy i zwróciłam się do klientów z apelem, aby się nie denerwowali, bo za chwilę ponownie puszczą prąd.
- A zatem, co wynika z wypowiedzi pani Anny - dziennikarka ponownie zajrzała do oka kamery - w supermarkecie nie doszło do paniki a pani kasjerka uspokajała klientów i jednocześnie pilnowała kasy. Tuż obok mnie stoi pan Piotr, pracownik ochrony, który stał właśnie w tym miejscu, przy kasie, czy mam rację? - skierowała pytanie do pana Piotra.
- Tak, pani redaktor. Często stoję w tym miejscu, obserwując jak klienci pakują do toreb zakupione i zeskanowane przez panią kasjerkę towary. Tak było i tym razem. Kiedy światło zgasło, natychmiast zadzwoniłem do szefa ochrony.
- W jakim celu?
- Aby uzyskać odpowiedź, czy zastosować plan „Blokada”.
- Na czym polega ten plan?
- Najogólniej mówiąc chodzi o to, aby nie dopuścić do tego, aby ludzie opuszczali pomieszczenie. W ciemnościach łatwo niezauważenie wynieść coś ze sklepu…
- … ukraść.
- Tak, ukraść. 
- Jaka była dyspozycja?
- Szef ochrony zalecił nam, zgodnie z procedurą, zajęcie miejsca przy drzwiach wejściowych. Jest nas piątka, więc podeszliśmy po dwóch do każdych drzwi, a ten piąty miał zadanie pilnować kas.
- Sprawdzaliście zawartość toreb klientów? W ciemności?
- To było utrudnione. Szef przez tubę wydał polecenie klientom, aby pozostali na swoich miejscach, trzymając obok siebie towar. Oczywiście poprosił o zachowanie spokoju, bo za chwilę zostanie uruchomione zasilanie awaryjne.
- Ale, jak rozumiem, awaryjne zasilanie nie zadziałało.
- Tak, ale po tych czterech minutach, włączono prąd i po pewnym czasie można było uruchomić kasy.
- Czyli wszystko powróciło do poprzedniego stanu? - pytała dziennikarka.
- Można tak powiedzieć. Wszystko wróciło do normy.
- W takim razie dlaczego po zamknięciu marketu natychmiast przystąpiono do swego rodzaju inwentaryzacji? Jeśli nie było, dzięki ochronie, możliwości, aby ktoś mógł wynieść cos niepostrzeżenie z marketu, to dlaczego zdecydowano się na ten audyt?
- Takie są procedury. Wypełnialiśmy, jako pracownicy ochrony, zadania opisane w procedurze.
- Zajęło to wam całą noc. Nie mylę się?
- Ma pani rację. Inwentaryzację zakończyliśmy po czwartej nad ranem.
- To i tak, jak mi się wydaje, szybko uporaliście się z tym problemem.
- Nasze oprogramowanie umożliwia na stosunkowo szybkie zliczenie towarów, które danego dnia „zeszły” z półek.  Troszkę trudniej wygląda to w przypadku zliczenia towarów ważonych. To zajmuje trochę więcej czasu.
- I z tego też powodu ściągnięty został cały personel, włącznie ze sprzedawczyniami, które miały tego dnia wolne.
- Cóż… była to sytuacja nadzwyczajna.
- I jakie były wyniki tej specjalnej inwentaryzacji? Co ustaliliście?
- Ustaliliśmy brak jednego wafelka.
- Jednego wafelka?
- Tak. jednego wafelka, który kosztował jeden złoty i czterdzieści dziewięć groszy.
(…)

3 komentarze:

  1. Świetnie podpatrzona scenka rodzajowa.Przy okazji obnaża absurdy procedur i przepisów przy braku zdrowego rozsądku i nie używania rozumu.Pointa mówi sama za siebie: brak jednego wafelka, a tyle czasu zabrano niepotrzebnie ludziom. Pozdrawiam.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ultra, malo tego, ja w drugiej części zamierzam podrążyć tego wafelka dalej, do jeszcze większego absurdu... może do wyjazdu mi sie uda, równiez pozdrawiam

      Usuń
  2. Czekamy na drugą część. Szerokiej drogi w razie czego.

    OdpowiedzUsuń