Opadła mgła i natychmiast przybrudził ją zmierzch. O tej porze czekało się na gości…. czekałaś, a przygotowania do wieczerzy były już zakończone. Coś ciepłego, pewnie bigos, kotlety, zrazy i pieczona szynka pod przykryciem prażyły się na wolnym ogniu. Sałatki, śledziki, ogóreczki, marynowane grzybki wypełniały powierzchnię nakrytego już stołu. Sztućce, talerze i talerzyki, kieliszki do jarzębiaku, serwetki, jakiś kwiat w wazonie pośrodku białej tafli stołu nakrytego porządnie wyprasowanym obrusem dopełniały architekturę wnętrza pokoju, gdzie zwykle biesiadowano. A na kuchni słodko bulgotał rosołek albo flaczki.
Nie lubiłaś, kiedy się spóźniano. Pilnowałaś tej godziny, przysłuchując się odgłosom otwieranych drzwi, potem krokom na korytarzu. Po tych kilku, kilkunastu latach wiedziałaś doskonale, kto zjawi się pierwszy a kto ostatni. Wiedziałaś o której godzinie przyjeżdża autobus i wyliczałaś, że mniej więcej za dziesięć minut pojawią się ci pierwsi, a ci którzy mieszkają najbliżej, przyjdą paradoksalnie jako ostatni.
To twoje święto, stałe, niezmienne, zawsze piętnastego.
Dlaczego nigdy nie obchodziłaś urodzin? Dzień urodzin to przyjaciel upływającego czasu, z którym człowiek jest w permanentnym sporze… może dlatego.
Jakkolwiek te przygotowania zawsze są najgorsze, bo to przecież i w pracy należy poczęstunkiem odpowiedzieć na życzenia, ale kiedy już pojawili się w komplecie wszyscy ci, co przyjść mieli, to jakoś zmęczenie schodziło na plan dalszy, a rozmowom nie było końca. O czym? No, mój Boże, niemal o wszystkim: o nadzionku, zupce i bigosie, które smakowały najbardziej, filmie, książce, telewizji, muzyce i sporcie; o polityce, szkolnictwie i pracy; o tych, co zbyt szybko odeszli i o tych, co na świat przybyli niedawno; o życiu pełnym zgrzytów i niespodzianek przykrych ale też i radosnych; opowiadano też rozliczne anegdoty, które jakby na tę, imieninową okoliczność przygotowywano… a alkohol, w przyzwoitych, niezbyt wielkich ilościach spożywany dodawał rumieńców na twarzach i potęgował poczucie humoru.
Ciekaw jestem, jak tam teraz spędzasz swoje święto wśród tych, do których dołączyłaś… do swojej matki i ojca, do ciotek, stryjenek, stryjków i wujków, do przyjaciół i przyjaciółek, do nauczycieli, kolegów i koleżanek z pracy, do dziadków, których pewnie nie pamiętasz, do tych wszystkich ludzi, z którymi spotkałaś się okazyjnie, przypadkowo, a mimo wszystko zabolała cię ich śmierć. Jak tam ci się dzieje?
Bo u mnie, jak zwykle, po staremu… jakoś tam… leci.
Dokładnie takie imieniny i u nas bywały...
OdpowiedzUsuńNo cóż, Grażyno, znaczy się nie za bardzo zmyśliłem :-) tak było
UsuńJakie ciekawe wspomnienie imienin w dawnym stylu, a jeszcze piękniejsze epitafium, utwór sławiący osobę, u której impreza się odbywała. Suto zastawiony stół świadczył o tym, że i ona traktowała swoich gości z należytym szacunkiem.
OdpowiedzUsuńNo proszę, kto dziś tak pięknie potrafi wspominać i połączyć wspomnienia biesiadne ze wspomnieniem bliskiej sercu osoby...
OdpowiedzUsuń