Eduard Manet - PORTRET BERTHE MORISOT

Eduard  Manet  -  PORTRET  BERTHE  MORISOT

MIŁYCH ŚWIĄT

Przy okazji Świąt Bożego Narodzenia i Nowego 2025 Roku - spełniania się marzeń!!!

CHMURKA I WICHEREK

...życie tutaj jest także fikcją, choć nie zawsze...

03 czerwca 2018

KRAJOWE ZAPISKI - JUŻ W CHAŁUPIE


A/
Ostatni kurs: Dusseldorf - Pruszków.
Wściekły byłem na korki pod Dortmundem i później za Magdeburgiem. Straciłem przez nie prawie 3 godziny. Zmuliło mnie i zamiast pokonać te ponad 1100 kilometrów za jednym skokiem, przystanąłem na parkingu. Nastawiłem 3 dźwięki budzika na około pół godziny. Obudziłem się po pięciu godzinach (sic!). Nie miało to żadnego wpływu na terminowość dostawy, bo w Boże Ciało firma w Polsce nie pracuje. Chodziło mi raczej o to, aby dostać się do chałupy jak najprędzej.
Po przebudzeniu się kontynuuję jazdę - tym razem znacznie przyspieszam. Około 50 km od granicy natykam się na kolumnę wojskową - Amerykańce zmierzają do Polski. Kolejna kolumna jankeskich żołdaków z przerażająco wolną prędkością, jadąc po jednopasmowej 92-ce tamuje ruch. Z wielkim mozołem mijam wszystkie te ponure i brudne wozy. Na obwodnicy Poznania wyłania się kolejna kolumna - tym razem przemknąłem szybciutko przed nią. Fatalnie wygląda taka masa przejeżdżającymi po polskich drogach amerykańskiego wojska. Co więcej na ten temat? Jest to jedyny przypadek, w którym zgadzam się z hasłem „Polska dla Polaków”. Gdyby to ode mnie zależało, dałbym jankesom dwa tygodnie na opuszczenie Polski. Niech sobie jadą do tego swojego Missouri, Oregonu, czy innego Miami. Nic tu po tych żandarmach światowego imperium. Jako umiarkowanie radykalny pacyfista nie życzę sobie kolesi w obcych mundurach, natowskich również, a najbardziej amerykańskich. Nie życzę sobie dyktatu jastrzębi z Pantagonu, jestem zniesmaczony tym, że polscy politycy nie wyciągnęli żadnych wniosków z zaprzeszłych czasów i zafundowali Polakom kraj wasalsko uległy zachodniemu suwerenowi.
To wszystko dzieje się w dzień Bożego Ciała. Włączam na chwilę radio i z wiadomości dowiaduję się, że w jakiejś wiosce pod Uniejowem tradycja nakazuje zrywać z łąk kwiaty, z potem układane są z nich kwiatowe dywany… uściślijmy - dywany z martwych kwiatów. To barbarzyństwo, choć może w mniejszej intensywności występuje właściwie w całym kraju, a najgorsze jest to, że do tych przypadków wandalizmu - niszczenia przyrody (w końcu boskiej natury) angażowane są dzieci rozrzucające po ulicach płatki kwiatków z koszyczków.
Wiem, ranię uczucia religijne i przynajmniej symbolicznie spłonę za to na stosie, ale chyba trzeba być cymbałem, aby nie zauważyć, że naprawdę w imię katolickiej tradycji niszczona jest przyroda. A przecież jest alternatywa - można chyba sobie wyobrazić, że w ramach uczczenia dnia Bożego Ciała zwolennicy tej tradycji wczesną wiosną lub jesienią sadzą kwiaty, które przepięknie na przełomie maja i czerwca zakwitają. Czy to nie honor dla katolików ucieszyć naród i Boga pachnącym kobiercem żywych roślin, które ukwiecą place, skwery i ulice miast i wiosek nie na ten jeden dzień, lecz również na pozostałe? Dlaczego nikt o tym nie pomyśli?
Do chałupy docieram o czternastej… obiad, pranie, gruntowne sprzątanie szoferki. Chociaż gruntownie wyspany, odczuwam jednak zmęczenie podróżą.
B/
Jakże mogło być inaczej - Adelka zrobiła mi powitanie z pompą: doskakiwała co całowania, przebierała nóżkami, szczekała wniebogłosy, słowem - radość niesłychana. Po chorobie i operacji nie ma już znaku.
Ta druga, Masza o pyszczku jeżyka, z ciemniejszymi, kręconymi włoskami na grzbiecie, taka kuleczka przypominająca kłębek potarganej wełnianej włóczki, zadziwiona tym, co wyczynia Adelka, wkrótce przyłączyła się do jej radości.
Od razu widać różnicę w psich charakterach - Adelka przy Maszy to dostojna pani profesor, poza tym wybuchem radości przy powitaniu jest stonowana, spokojna i ugrzeczniona. Masza z kolei to żywe srebro: targa z sobą jakieś szmatki, w zabawie przyszczypuje ostrymi ząbkami dłoń, jadłaby co popadnie, przeszczekuje się ze mną, gdy próbując skłonić ją do spokojniejszej zabawy, udaję groźnego psa. Oprócz tego obie suczki ganiają się, zabierają sobie zabawki; Adelka nie jest zadowolona, bo właściwie większość pluszaków to jej własność, ale co ma robić, skoro żywiołowa Masza różnymi sposobami próbuje podkraść koleżance a to krówkę, a to hipopotamka, to znów ośmiorniczkę. Masza na szczęście nie wskoczy na wersalkę, a właściwie na jedną z nich wdrapuje się po schodku zrobionego z koca. Śpi z kolei w dziecięcym łóżeczku, gdzie jest miejsce i na toaletę i na jedzenie. Kiedy nadchodzi pora karmienia, wokół córki ustawiają się obie - każda z nich dostaje po groszku suchej karmy - śmiesznie to wygląda, a oprócz tego taki wspólny popas obu suczek wychodzi z korzyścią dla niejadka Adeli.
Oczywiście są o siebie zazdrosne. Jeśli jedną weźmie się na rękę, trzeba sięgnąć po drugą. Adelka jest oczywiście bardziej „usłuchana”, reaguje właściwie na każde zawołanie i polecenie, charakterna Masza często się „stawia”, ale powolutku nabiera ogłady naśladując zachowanie Adelki.
Najważniejsze, że obie są zdrowe i zaakceptowały się nawzajem, choć przed Adelką sporo jeszcze pracy, aby nauczyć młodszą koleżankę psiej kultury.

[01.06.2018, „Dobrzelin”]


1 komentarz:

  1. Z czasem oba psy upodobnią się do zachowań, które wpoją im gospodarze - tak mówią znawcy. Ja swojego nie nauczyłam chodzić bez smyczy, bo od razu szukaj wiatru w polu.
    Serdecznie pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń